poniedziałek, 26 listopada 2018

E.Wedel Cookie o smaku Cheesecake mleczna z nadzieniem o smaku sernika z pomarańczą i ciastkami

Nad kupnem tej czekolady nie zastanawiałam się długo, bo: kupiłam z myślą, że zawsze mogę podzielić się z Mamą, wielki napis sugerował powiązanie z sernikiem, zobaczyłam coś zebrowatego (a lubię takie fajne zwierzaki... tutaj może jakiś zmutowany zebrowaty zając, co do którego nie odważę się zgadywać "co autor miał na myśli?"), a jej pojawienie się zgrało się ze zdobyciem tegorocznego Lindta Creation Kasekuchen-Mandarine i sernikowo-truskawkowej First Nice. Obie podlinkowane wyszły dobrze, więc był to czas, gdy nawet na Wedla spojrzałam łaskawiej, lecz niestety... do czasu otwarcia zdążyłam sobie przypomnieć, dlaczego czekolad tej marki nie cierpię. Ale może sernikowa miała zaskoczyć mnie pozytywnie, jak ciemna kokosowa? Nie wykluczałam takiej opcji, a nieśmiało na nią liczyłam.


E. Wedel Cookie o smaku Cheesecake to mleczna czekolada (o zawartości 29 % kakao) z nadzieniem o smaku sernika (40%) z pomarańczą i herbatnikiem (10%).
Występuje to jako tabliczka 290 g.

Po otwarciu poczułam silny zapach maślanych ciastek w bardzo słodkim towarzystwie czekolady mlecznej. Swoją obecność zaznaczył także kwasek: głównie pomarańczowy, ale i ogólnie trochę cytrusowy i jogurtowo-sernikowy. Po przełamaniu zapach zrobił się ewidentnie sernikowy.

Tabliczka była konkretna, a mimo to łamała się łatwo i równo. Tłusta mleczna czekolada stanowiła grubą warstwę, ale sernikowego kremu także nie brakowało. Był tłustszy, choć lżejszy od czekolady. Rzadszy od niej, w takim bardzo mazistym kontekście, a także bardzo plastyczny.
Ciastko znajdujące się w każdym pasku okazało się suche, lecz nie kruszyło się na wszystkie strony.

W ustach czekolada okazała się rzeczywiście bardzo tłusta i straszliwie proszkowa. Obie te cechy miało też nadzienie, choć jego proszkowość była lepszego typu, bo taka bardziej trzeszcząca. W przeciwieństwie do czekolady, nie było to "ciężko-męczące".
W nadzieniu trafiłam na całkiem sporo średnich kawałków pomarańczowych. Były twarde prawie jak kamienie, nie rozpływały się, a okropnie lepiły się do zębów.
Ciastko z kolei twarde nie było. Można było je chrupnąć, ale ja wolałam chwilę poczekać, bo wtedy miękło, mimo pewnej suchawości i niskiej tłustości; gdy się je nieco ruszyło językiem, rozpływało / rozchodziło się.

W smaku czekolada raczyła oczywiście typową dla siebie cukrowością i mleczno-nijakim smakiem.

Krem przebijał się kwaskiem, w którym dominowały cytrusy (cytryny, pomarańcze daleko za nimi) by po chwili mógł popłynąć także bardziej rzeczywiście kojarzący się z twarogiem, specyficzny smaczek. Wraz z kremem nasilała się także słodycz, ale właśnie z nią kwasek utworzył wyraźny smak sernika. Z zaskoczeniem odnotowałam też leciutką goryczkę skórki pomarańczowej. Wszystko to było zaprawione chemią, która pobrzmiewała w tle. Przed oczami miałam więc sztucznawy sernik ze skórką, torbą cukru, ale niewątpliwie udany.

Ciastko również się w ten klimat wpisało, dodając smak maślanych ciastek i po prostu maślaną nutę.
W drugiej połowie rozpływania się kostki kwasek zrobił się bardziej jogurtowy, całość zaś bardziej maślana i jogurtowo-biszkoptowa. Ciastko, gdy samo trochę rozmiękło, zostało trochę podgryzione przeze mnie, oczywiście dodawało herbatnikowej nuty, która też była słodkawa, ale taką silną cukrowość jakby rozrzedziła. Leciutko wypieczone, trochę maślane i kojarzące się z biszkoptem, nie jakoś tam wyraziste i stanowiące tło - w sumie świetnie pasowało.

Cząstki pomarańczowe jednak rozczarowały... smakowały mdło, trochę pomarańczowo, goryczkowato i z kwaskiem, ale przede wszystkim słodko. Nie były jednak bardzo złe.

Po całości pozostał posmak maślanociasteczkowo-sernikowy, dość znacząco "słodyczowo" cytrusowo kwaskowaty i poczucie zjedzenia cukrowo słodkiej czekolady mlecznej. Trochę czułam też chemię, ale jakoś mi nie przeszkadzała. Przeszkadzała mi tłustość, ale też nie jakoś strasznie (pewnie dzięki ciastkom).

Czekolada skojarzyła mi się z sernikowymi Góralkami - bardzo to cytrusowe, ale i nie mniej autentycznie sernikowe. W dodatku smakowicie sernikowe, przy czym była to sernikowość chemiczna, lecz nie napastliwie, a w pełni do zniesienia. To wyszło nawet w pewien sposób uroczo.

Całość zaskoczyła mnie, że aż tak mi smakowała. Sama mleczna czekolada Wedla mi co prawda nie pasuje, ale z tak udanym sernikowym nadzieniem, też jakoś poszła (choć jestem pewna, że ciemna wyszłaby lepiej). Podobała mi się w sumie jej pomarańczowość, bo nie wyszła napastliwie sztucznie, choć trochę sernikowości odbierała. Cząstki... w sumie nie wyszły źle, ale dobrze też nie. Z chemią nie przesadzili, bo ta, którą czułam, była jak najbardziej do zniesienia; inne negatywne posmaki nieodnotowane. Cukru dali niestety o wiele za dużo. A i tłustość wolałabym niższą. To jednak i tak najlepszy Wedel, jakiego jadłam (obok Wedel Karmellove!).
Dobra czekolada - zwłaszcza na limitkę - smaczna do kupienia raz, nie do powtórki (bo za dużo minusików - ale nie wielkich minusów!). Myślałam, że większość wpadnie Mamie, ale... poczęstowałam ją tylko kostką, resztę zaś podzieliłam sobie zjadłam sama. Mama była prawie zrozpaczona, że czekolady nie da się już kupić.


ocena: 8/10
kupiłam: Lewiatan
cena: 10 zł (coś koło tego)
kaloryczność: 530 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie (choć gdyby była np. wersja 100 g to mogłabym się zastanowić)

Skład: czekolada mleczna 50% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), cukier, olej palmowy, herbatniki (mąka pszenna, cukier, olej palmowy, syrop glukozowo-fruktuzowy, skrobia ziemniaczana, mleko odtłuszczone w proszku, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu, pirosiarczyn sodu; jaja w proszku, sól, ekstrakt słodowy z jęczmienia, lecytyna sojowa), jogurt w proszku, serwatka w proszku, cząstki pomarańczowe 1,5% (owoce: zagęszczone puree z jabłek, zagęszczony sok z gruszek, zagęszczony sok jabłkowy, zagęszczony sok pomarańczowy 8,5%, błonnik z owoców cytrusowych, substancja żelująca: pektyny; naturalny aromat pomarańczowy, olej palmowy, sekwestrant: cytrynian potasu, kwas: kwas cytrynowy), mleko pełne w proszku, lecytyna sojowa, naturalny aromat pomarańczowy, aromat

23 komentarze:

  1. Oj kusiła i to bardzo... A teraz po Twoim opisie zaczynam żałować, że jej nie kupiłam:/

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaskoczyłaś mnie choć przestrzegałaś... Broniłaś ją bardziej niż ja sama :D Kurde! Ty naprawdę jesteś ,,sernikowa" :D Swoją drogą, pisząc o mamie miałam wrażenie jakbym czytała o własnej siostrze w wielu przypadkach xD Ba! Miałam automatycznie wizualizację jej miny :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, no zobacz. :D Założę się, że trafną w dodatku.

      PS Nie sernikowa aż tak, tylko mam wrażenie, że Wedel się stara przy tych limitkach Cookie. Już teraz zdradzę, że także Orange Mocha bardzo mi smakuje (akurat jem, co mi zostało, bo sobie podzieliłam).

      Usuń
    2. Jesteś dla mnie zagadką - tyle Ci powiem ;) A ja uwielbiam je ,,rozgryzać" :D

      Usuń
    3. Cieszę się w takim razie. Jak to Mama mówi: "dziwne stworzenie, same sprzeczności .

      Usuń
  3. Pomarańcza średnio ale sernik to już nasza miłość, więc koniec końców z chęcią byśmy spróbowały tą tabliczkę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I myślę, że akurat mogłaby Wam w miarę posmakować. Może nie jakoś bardzo, bo jednak cytrusowa, no ale bardzo dobra.

      Usuń
  4. Bardzo żałuję, że jej nie kupiłam. Teraz jestem na tropie nowych wariantów tych czekolad - pierniczkowej, masło orzechowe i pomarańczowa mocha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jeszcze kiedyś się pojawi. Jadłam już Orange Mocha i zdradzę, że też 8/10, więc szukaj intensywnie.

      Usuń
    2. Uuu muszę w takim razie ją mieć!

      Usuń
  5. A mnie ciekawi kiedy Wedel zmieni zebre na coś innego :P

    OdpowiedzUsuń
  6. W sumie... zamieni i dlaczego właśnie zebra? xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A po co zmieniać? Dlaczego to pojęcia nie mam, ale lubię zebry.
      Na jesienno-zimowy okres zmieniam się nawet w jedną (mam kigurumi zebrę, w którym cały czas po mieszkaniu chodzę).

      Usuń
    2. Wedel już miał bohatera wzorowanego na Gwiezdnych wojnach i tak sobie pomyślałam ;)

      Usuń
    3. O, to dobrze, że na zebrę zmienił! Gwiezdnych wojen nie cierpię.

      Usuń
  7. Miałam ostatnio spróbować, ale bałam się, że będzie smakować jak te wszystkie wielkie limitowane czekolady - nijako.
    No i teraz jak patrzę na skład to widzę, że postarali się, aby konsument mógł poczytać w czasie degustacji XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uogólniałabym "wszystkie limitowane", bo jest całe mnóstwo limitowanych (nie mówię jednak o Wedlu, bo w jego przypadku nie mam rozeznania), które były przepyszne i których bardzo mi brakuje.
      Takie rzeczy to lepiej czytać już po, kiedy czekolada wychodzi smaczna. :P

      Usuń
  8. Ja mijałam szerokim łukiem tą czekoladę,ale teraz ją kupię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątpię, by jeszcze gdzieś była, bo zjadłam ją już dawno, latem (datę miała do listopada).

      Usuń
  9. Yyy... wow. Nie żałuję, że jej nie dorwałam, tylko z uwagi na rozmiar. Wszystko tu jest jak najbardziej moje.

    Trójkącik kostki w przekroju wygląda jak kawałek wydzielony z sernika upieczone w okrągłej brytfance <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię takich gigantów, ale kurde, cieszę się, że ta była taka duża.

      Wiem właśnie! Kocham to zdjęcie, powiem tak nieskromnie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.