czwartek, 8 listopada 2018

Dolfin Speculoos mleczna 38 % z ciastkami korzennymi

Pewnego dnia po opublikowaniu recenzji bananowego Dolfina, gdy tylko wstałam i pokręciłam się po mieszkaniu, naszło mnie na kolejnego. Być może podświadomie trzymając się chrupiących, bo kruszonkowo-ciastkowych klimatów, zachciało mi się właśnie dzisiaj przedstawianej czekolady, mimo że był środek lata. Zastanawiałam się, czy będzie to tabliczka z kawałkami ciastek, czy też bardziej "czekoladowa interpretacja ciastek korzennych", trochę bardziej jak z tą kruszonką w bananowej.

Dolfin Speculoos to mleczna czekolada o zawartości 38 % kakao z ciastkami korzennymi (speculoos / spekulatius).

Po otwarciu poczułam zapach tłusto maślanych ciastek korzennych z kryształkami cukru w towarzystwie mleka. Odebrałam to jako przesłodzone, ale wciąż w pewien sposób zachwycająco urocze.

Tabliczka przy łamaniu wydała mi się krucha, mimo że w sumie łamała się normalnie, jak zwyczajnie twardawa mleczna.
W ustach rozpływała się łatwo, powoli stając się gładko-kremową masą o odpowiedniej, mlecznej tłustości, skrywającą drobinki ciastek. Były to dosłownie drobinki-okruszki. Twardawo-chrupiące, trochę cukrochrzęszczące, a więc łatwe do obcowania z nimi, mimo że nie rozpływały się. Miałam wrażenie, że dodano ich całkiem sporo, ale nie na tyle, by uczynić tabliczkę najeżoną. Mimo ich obecności mogła rozpływać się bez problemu. Podobało mi się to (choć drobnym modyfikacjom bym je poddała).

Od pierwszej sekundy po odgryzieniu kawałka, zaatakował mnie cukrową słodyczą. Szybko przybrała trochę bardziej karmelowo-korzennego wydźwięku, któremu dopomogło pełne, wyraziste mleko. W pewnym momencie mleko wybiło się ponad słodycz, a kakao lekko zasygnalizowało swoją obecność.

Po dłuższej chwili z korzenno-cukrowej toni wybił się cynamon. Wybił się albo raczej... Wypłynął na jej fali, bo to był słodki cynamon. Czułam też jakby goździki. Korzenna pikanteria wydała mi się znikoma i bardziej niż z przyprawami, złączona z takim ciasteczkowo-pieczonym smakiem, podkreślonym dzięki kakao. Co więcej, korzenna słodycz raz i drugi zrobiła aluzję do "karmelowawego" miodu.

Ciasteczkowy smaczek pojawiał się w połowie rozpływania się kęsa, wraz z pierwszymi ciastkami. Mimo wielkości drobności, nie zgubiły smaku. Wnosiły ciastkowopieczoną nutę, która przekładała się na ogólną korzenność, ale także jeszcze podwyższały słodycz. Bliżej końca korzenna ostrość rosła, ale wciąż stała za cukrem, słodką korzennością i mlekiem. W pewnym momencie poczułam aż drapanie w gardle - za sprawą słodyczy i korzenności. 
Część ciastek chrupnęłam "obok czekolady", część, gdy już czekolada zniknęła i z zaskoczeniem odkryłam, że smakują ciasteczkami.

Dopiero po którymś kęsie ogólna korzenna pikanteria (pojawiająca się bliżej końca rozpływania się kawałka) wydała mi się stać na całkiem niezłym poziomie (choć zdecydowanie słabsza niż np. w Dolfin Hot Masala). Najwidoczniej musiałam nieco tych ciasteczek zjeść. Potem ta korzenność już tylko się umacniała, ale niestety analogicznie z cukrem.

Po wszystkim w ustach pozostał posmak mleka i cukru, korzenne zasłodzenie, ale i lekkie poczucie nie za mocnej korzennej ostrości. Czułam się, jakbym miała do czynienia z solidnie wypieczonymi korzennymi ciastkami, do których dodano tonę cukru i miodu. Ciastkami... maczanymi w mleku i solidnie to mleko zasładzającymi.
Ta tabliczka widziała mi się jako... czekoladowa, nienadziewana i nietłusta wersja Ritter Sport Spekulatius (tak jakby połączyć wyidealizowany mleczny krem, przyprawy i ciastka oraz kakao) z wyższej półki.

Muszę przyznać, że z przyjemnością zjadłam tabliczkę i się nią zasłodziłam kompletnie, a jakieś pół godziny później z niewyobrażalną przyjemnością wypiłam mocną czarną herbatę. To jednak takie... pozytywne, "tak-ma-być" zasłodzenie, do którego jednak nie chciałabym wrócić. Cukrowo-korzenne ciasteczka w towarzystwie mocno mlecznej czekolady z zaznaczonym kakao wyszły tak, że w sumie nie ma na co narzekać. Oczywiście wolałabym o wiele niższą słodycz, ale to dobry przykład, że nawet coś za słodkiego może wyjść smacznie.
Wyszła o wiele lepiej niż Ambiente Speculoos Lait, którą lata temu jadłam i była pyszna, a jak wróciła w roku kolejnym, dostałam bardzo słodką tabliczkę z niemożliwie twardymi, jakby starymi i drażniącymi ciastkami. Dolfin, mimo że przesłodził, stworzył coś wartego uwagi, o wiele lepszego niż Rococo Gingerbread Spice, ale na pewno na chęć na słodycz i nie dla wszystkich.


ocena: 8/10
kupiłam: Smacza Jama
cena: 6,95 (dostałam rabat -50%) za 70g
kaloryczność: 547 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, ciastka speculoos 4% (mąka pszenna, cukier trzcinowy, oleje roślinne: palmowy i słonecznikowy; miód, mąka sojowa, proszek do pieczenia - wodorowęglan sodu, cynamon), lecytyna sojowa, naturalny aromat waniliowy, naturalny aromat piernika

2 komentarze:

  1. Gładka kremowa masa to bagienko? Początkowo trochę zniechęciła mnie pozorna kruchość przy łamaniu i umiarkowana ilość ciasteczkowych cząsteczek, ale koniec końców wyszło całkiem mojo. No i zasłodziłaś się, a to dla mnie dobry znak.

    Werdykt: zdecydowanie bym spróbowała, acz niekoniecznie kupiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie do końca, ale bardzo blisko. To takie mniej lepiszcze bagienko.
      O tak, zasłodzenie też może być pozytywne, bo rozróżniam jeszcze przesłodzenie (czyli po prostu za dużo zasłodzenia) i zacukrzenie / przecukrzenie (a więc "poczucie torby cukru w gębie").

      Powiem Ci, że gdybym była Tobą i ją gdzieś zobaczyła, kupiłabym.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.