piątek, 25 stycznia 2019

In 't Veld My Favourite Things 74 % Kakao Cassis ciemna z Peru i Meksyku z czarnymi porzeczkami

Po In 't Veld Jungle Please 80 % z nibsami jakoś nie miałam ochoty na "czekoladę z dodatkiem" tej marki. Myśląc o dzisiaj przedstawianej dosłownie czułam jakieś wysuszone na kamień owoce w ustach. Było to zupełnie irracjonalne, bo tabliczka została zrobiona w ciekawy sposób: do miazgi kakaowej dodano sproszkowane owoce. Podobnie Zotter robi swoje owocowe Labooko, z tym że jego są białe - tutaj mamy do czynienia z prawdziwą czekoladą. Postanowiłam więc niechęć przeczekać, aż na czekoladę najzwyczajniej mnie najdzie. Nie chciałam bowiem zmarnować czekolady z czarnymi porzeczkami, jednymi z moich ulubionych owoców. No... i długo czekać nie musiałam.

In 't Veld My Favourite Things 74 % Kakao Cassis to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao z Peru i trinitario z Meksyku ze sproszkowanymi czarnymi porzeczkami.

Po otwarciu poczułam mocny, palony motyw i zapach czarnej ziemi, w którą wciśnięto cierpko-soczyste owoce leśne. Po chwili rozniosła się niemal pudrowa słodycz, a mi udało się określić, że wspomniane owoce to czarna porzeczka, choć w połączeniu z tą słodyczą... nie była aż tak jednoznaczna. Może też trochę czerwonej i nutka cytrusów?

Przy łamaniu tabliczka trzaskała głośno w pusty sposób, jakby była pustą w środku pałeczką.
W ustach przez pierwsze parę sekund czekolada wydała mi się powściągliwa, ale zaraz uległa i zaczęła się rozpuszczać. Widać potrzebowała czasu z racji tego, jak zbita była, choć paradoksalnie wcale nie wydawała się tłusta. Ona była niespotykanie szorstka, wręcz piaszczysta. Jakby spomiędzy jej drobinek, zwłaszcza w drugiej połowie rozpływania się kęsa, zaczął płynąć sok. Najpierw jak z wyciskanego owocu, a potem znacznie chętniej. Soczystość na najwyższym poziomie zachwyciła mnie: wyszła czysto owocowo, cudownie.

Po umieszczeniu kawałka w ustach, dość szybko poczułam ziemistą gorzkość. Wydała mi się zawilgocona i niemniej... zapleśniała? Nuty podfermentowane przemycały kwaśne, owocowe sugestie. W ogromie ziemistości wyłapałam śliwki i kwaśne czarne porzeczki.

Wydźwięk nieco złagodziła nieśmiała, pudrowa słodycz. Trzymała się blisko owoców, ale wcale jakoś specjalnie ich nie "przemodelowała". Może na moment do czarnych, dorzuciła też czerwone porzeczki.

Ziemistość panoszyła się w najlepsze, wyciągając skądś cytrynę i kawę, by wymieszać się z nimi. Gorzkość osnuł dym, a potem zajął się otaczaniem słodyczy. W tym czasie cytryna rosła w siłę. Kwasność soku cytrynowego w pewnym momencie po połączeniu z dymem i ziemistością zasugerowała coś jeszcze bardziej soczystego i...

Nagle wszystko zalała bezgranicznie soczysta kwaśność i cierpkość czarnych porzeczek. Poczułam się, jakbym wypiła szklankę dzban soku z czarnych porzeczek. Ich smak już nie tylko pobrzmiewał w tle, ale grzmiał na czele kompozycji. Porzeczki pokazały, co potrafią, a następnie wymieszały się z ziemiście-dymną gorzkością.

Końcówka była więc ziemiście-porzeczkowa, kwaśno-gorzka, jednak to właśnie pod koniec dołączyła do tego uszlachetniona dymem słodycz. Częściowo cierpko-owocowa, częściowo wykwintnie karmelowa.

Posmak pozostawał na długo i był już łagodniejszy, bo właśnie lekko karmelowo-pudrowy, wciąż ziemisty i zachwycająco, obłędnie soczysty - jakbym się najadła owoców. To moc porzeczek i cytryn. Jakiegoś soku porzeczkowo-cytrynowego.

Całość wywarła na mnie naprawdę ogromne wrażenie. To czekolada... ze szponem! ("Z pazurkiem" to za mało.) Gorzka jak trzeba, oszczędnie słodka... ziemista i kwaskowato owocowa przez jakiś czas, by nagle stać się soczystą bombą. Bezmiar soczystych, kwaśno-cierpkawych czarnych porzeczek - w otoczeniu cytryn i ziemi, trochę odymionych, wypływających chyba także z samego kakao. A do tego boska struktura - pierwotna, dzika, nieuładzona szorstkość i niewiarygodna soczystość (naprawdę, jakby lał się z niej sok - pod tym względem wyszła podobnie soczyście co Pacari Passion Fruit).
Od "o, porzeczki? kupię", przez "spadnięte" zainteresowanie po "pewnie będzie smaczna" miałam o niej różne wyobrażenia, ale nie przewidziałam, że trafi do elitarnej loży moich naj-najukochańszych czekolad tak ogółem - obok cudnie soczystej Pacari Passion Fruit.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 16,59 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 583 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: ziarna kakao, pełny cukier trzcinowy, surowy tłuszcz kakaowy, sproszkowane bio czarne porzeczki, sól

6 komentarzy:

  1. Ziemistosc - czyli smakuje jak ziemia? Taka z ogródka? Ciężko mi to sobie wyobraźic :o ta czekolads naprawdę musi być niezwykla :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie z ogródka, bardziej jak z lasu.
      Naprawdę nigdy nie miałaś tak, że coś Ci w smaku kojarzy się z czymś, czego nie jadłaś albo np. smakuje Ci zapachem czegoś?

      Usuń
    2. Najczęściej tak mam z perfumami, mydłem czy innymi kosmetykami :p

      Usuń
  2. Jakoś nie miałem przekonania do ich czekolad, ale tę muszę mieć :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo, bardzo nie moja. Już na dzień dobry odstrasza mnie szorstka piaszczystość konsystencji. Gdzie nie ma bagienka, nie ma mnie. Do tego dymy, kwasy, gorzkości i ziemie w warstwie smakowej. I pleśń, fuj! Ych, nope.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ehh, a mi nie pasowało coś w niej... Nie potrafiłam się w nią wczuć.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.