sobota, 12 stycznia 2019

Mesjokke Stardust 45 % Milk mleczna z Madagaskaru z solą morską

Przygodę z Mesjokke postanowiłam zacząć od tabliczki, która widziała mi się jako najbardziej tajemnicza, licząc, że może będzie najpyszniejsza, ale... zawiodła mnie zwłaszcza strukturą (Mystery Dark 72 % #3). Potem, czyli po Natural Blonde zobojętniałam i po Stardust sięgnęłam od niechcenia - właściwie tylko po to, by ściągnąć ją z listy i nie musieć o niej myśleć. Nie pomogło jej nawet odniesienie do kosmosu, że niby jest nie z tej ziemi... Uwielbiam kosmito-kosmiczne klimaty (gwiazdy, planety, kosmitów, Ufo, serię Alien, grę Mass Effect - w sumie wiele rzeczy z wyłączeniem "Gwiezdnych Wojen", bo tych to nie cierpię). Biorąc ją, zastanawiałam się, czy będzie to "moja galaktyka" czy raczej tych od mieczy świetlnych.

Mesjokke Stardust 45 % Milk to mleczna czekolada o zawartości 45 % kakao trinitario z Madagaskaru z doliny Sambirano, słodzona cukrem muscovado z solą morską. Podwójnie prażona, konszująca 48 godzin.

Po otwarciu poczułam... prawie nie poczułam zapachu. Był bardzo, bardzo delikatny, bo mimo że z zaznaczonym kakao o orzechowo-siankowym wydźwięku, to bardziej słodko-karmelowy, trochę jak budyń. Nieco za nijaki, by powiedzieć, czy pozytywnie, czy negatywnie.

Zupełnie nie pasował do bardzo ciemnego wyglądu. Nie powiedziałabym, że to mleczna, tym bardziej że nawet przy łamaniu czy odgryzaniu kawałka była twarda i głośno trzaskała / chrupała.
W ustach okazała się trochę oporna, rozpływała się bardzo długo. Odebrałam ją jako bardzo zbitą, nie za tłustą, ale początkowo dziwnie plastikowo-śliską. Zaraz miękła, a w połowie rozpływania się kęsa, zaczęła przejawiać coraz większą chropowatość, aż w końcu stała się zbitkiem proszku, który opływał trochę kremowo-wodnistymi smugami. Wszystko to w połączeniu ze smakiem kojarzyło mi się z nieco rozwodnionym budyniem, w którym czuć proszkowość.

Zapach od pierwszej chwili znalazł odzwierciedlenie w smaku, bo był delikatny i karmelowo-budyniowo słodki. Wydawało mi się, że w tle może i coś owocowego się czaiło. Karmel ze zwyczajnie słodkiego szybko nabrał palonego charakteru. Uszlachetnił się, w czym pomogła mu szczypta soli. Nieśmiało dało o sobie znać również mleko, przy tym wszystkim kojarzące się trochę budyniowo.

W międzyczasie pojawiły się orzechy. Najpierw niezbyt jednoznaczne (na pewno jednak trochę gorzkawe, charakterne i prażone), potem ewidentnie laskowe.

Po orzechach sól zaczęła przybierać na sile. W pewnym momencie było naprawdę dość mocno słono, ale że i słodycz gwałtownie wzrosła, na myśl przyszło mi jakieś nieco przesolone toffi. Odchodziła od niego maslaność albo raczej kwaskowata nabiałowość i... wilgotna ziemistość?

W tle, za solą, mignęła mi nuta lekko kwaskowata. Pomyślałam o cytrusach, jakiś jagodach i jeżynach... Niezbyt dojrzałych ale i nie pierwszej świeżości. Wgniecionych w czarną ziemię?Nadpsutych? Taki motyw też się wkradł, ale kręcił się raczej przy orzechach i nabiale.

Rosnąca słodycz wciąż była karmelowa, ale w połączeniu z orzechami zaczęła kojarzyć mi się z Ferrero Rocher, ale jakby w swojej wytrawniejszej, ciemnoczekoladowej wersji. Dość mocno palony smak podkręcał się z nutką kakao. Wciąż bardzo słodkie (ferrerowate), wyraźne orzechy laskowe przez moment dominowały.

Zaraz jednak utonęły w smaku mlecznego budyniu. Ten tu niósł wanilię i palone karmelo-toffi. Karmel znów przywołał sól.

Po wszystkim pozostał mocno prażono-palony posmak, w którym królował karmel (niemal przypalony) i orzechy (jako Ferrero). Poczucie słoności było dość silne, ale ono weszło poniekąd w kwasek. Ten był całą owocowo-nabiałową mieszaniną.

Całość wyszła naprawdę ciekawie, choć nie powiedziałabym, że jakoś przełomowo. Ogrom nieprzesłodzonego karmelu przyjemnie wyszedł z laskowcami i budyniem, a mocne palenie nie gryzło się z sugestią kwasku (którego skądinąd nie było wiele).
Konsystencja mi nie podeszła. Wolałabym, żeby była po prostu chropowata, wszystko inne działało na niekorzyść.
Ogólnie smakowała mi, ale bez szału. Nuty świetne, a jednak bez "tego czegoś".


ocena: 8/10
kupiłam:  Sekrety Czekolady
cena: 14,99 zł (za 41g)
kaloryczność: 547 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier muscovado z Mauritius, kwiat soli z La Guerande, mleko w proszku, wanilia, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa

13 komentarzy:

  1. Twoje opisy są naprawdę niesamowite. Ciężko mi sobie wyobrazic tyle smaków ukryte w czekoladzie o tak krótkim skladzie. Nigdy nie jadlam czekolady, ktora dostarczylaby tyle doznan smakowych ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie im krótszy skład, tym więcej nut samej czekolady czuć! Jest ta wyrazistość... a jak jest śmietnik, a nie składniki, to... to też czuć, tylko wtedy nie jest już tak pięknie.
      Swoją drogą, skoro też jesteś z Krakowa, musisz spróbować jakieś czekolady Manufaktury Czekolady. Łatwo tu o nie, a to jedna z moich ulubionych marek, uważam ją za świetną na początek odkrywania takich nut.

      Usuń
  2. Zaskoczyła mnie dominacja soli, ale w sumie na tyle rzadko się zdarza, że nie byłam niezadowolona z tego powodu. Uwielbiam ich opakowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dominacja soli... Hm, nie lubię być w takich sprawach zaskakiwana, ale tak smakowo to mam mieszane uczucia.
      Naprawdę? Kojarzą Ci się jakoś czy tak po prostu? Bo właśnie mi się nie podobają, a tylko to Stardust akurat uważam za intrygujące.

      Usuń
    2. Hm, chyba tak po prostu, chociaż może stardust podprogowo wpłynął na odbiór.

      Usuń
    3. Ja patrząc na to opakowanie wyobrażam sobie mroczne elfy z workiem z magicznym pyłem, który skrzy się jak śnieg. Sceneria nocna.

      Usuń
  3. To jest problem tej marki - niby w porządku, ale czegoś brakuje...

    OdpowiedzUsuń
  4. Czasem dostaję albo kupuję zajebiste czekolady, spodziewam się zapachowych unicornów, otwieram, a tu... nic. Smutne i irytujące zarazem. Plastikowa śliskość też nie sprawiłaby, że pomyślałabym, że zaraz będzie lepiej. No i sól... haha, nope. Szkoda, bo tabliczka a la podkarmelowiałe Ferrero Rocher byłaby ciekawa.

    PS Opakowanie należy do jednego z moich ulubionych z tych, które prezentujesz na blogu. Patrzę na nie i widzę moje zimy z dzieciństwa, Boże Narodzenia jeszcze w domku z mamą i tatą, ferie świąteczne, wyjazdy na narty... Jest magiczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jedzenie bez zapachu jest podejrzane.

      Jak nie lubię opakowań tej marki, tak właśnie to i według mnie ma coś w sobie.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. Nie bardzo. Nie pamiętam, bym się kiedyś pociła, a o innych ludziach i świecie zewnętrznym przy czekoladach nie myślę, więc może to dlatego. xD

      Usuń
    2. Nigdy w życiu się nie spociłaś?

      Usuń
    3. Taka moja natura, że naprawdę ciężko, bym się spociła odkąd pamiętam, a i to bezzapachowo.

      Wiem jednak jak śmierdzi pot - za dużo czasu w komunikacji miejskiej spędziłam, by nie wiedzieć, ale wtedy z kolei o jedzeniu za nic bym nie pomyślała. Po prostu nie potrafię skojarzyć potu z jedzeniem.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.