środa, 23 stycznia 2019

wafelek Princessa White Lemon

Princessy z dziwnymi wypustkami mają w sobie coś, że jak się jakaś nowa pojawia, muszę ją spróbować. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, bo ogólnie wafelków tej marki nie lubię (a obecnie w ogóle jestem niewafelkowa). Orange i Cherry mi smakowały, ale przecież Raspberry była okropna, a że dzisiaj przedstawianej o wiele bliżej jest właśnie do niej, nie wiem, dlaczego ją kupiłam. Tym bardziej, że chyba cytryny w wafelkach nie lubię (nawet cytrynowe Familijne, które to chałwowe kocham, nie dały rady). A do tego jeszcze biała czekolada...


Princessa White Lemon to "wafel z kremem o smaku cytrynowym, czekoladą ciemną (12,1%), płatkami pszennymi (5,5%) i posypką cytrynową (1,8%) w białej czekoladzie (32,1%) od Nestle; edycja limitowana (chyba) na wiosnę 2018.

Po otwarciu poczułam kwaśny zapach cytryny, podkreślony specyficznym aromatem kwasku cytrynowego, przez co wydał mi się nazbyt napastliwy. 

Mam mieszane uczucia co do wyglądu wafelka. Z jednej strony wygląda tandetnie, z drugiej... kojarzy się z przekładanym na bogato tortem, bowiem niczego w nim nie pożałowano (oprócz, jak się później okazało, cytrynowych kawałków).
Same wafle jak zwykle w przypadku Princess okazały się bardzo lekkie, wydawały się wręcz napowietrzone, a zatem delikatne i kruche. Warstwy waflowe przedzielała spora ilość tłusto-proszkowego kremu, którego struktura wydała mi się wręcz suchawo-ziarnista, co bardzo przypadło mi do gustu (tłustość dzięki temu proszkowi nie dawała się tak we znaki). Również proszkowa, ale niestety już niezbyt przyjemnie i tłusta była biała czekolada. Nie mogę jej jednak nazwać ulepkiem; wyszła przeciętnie. Ciemnej było tyle, że w sumie trudno o niej coś powiedzieć - raczej też cechowała ją tłustość. Pokrywała ją posypka (zatopiona w białej czekoladzie) w postaci twardo-chrupiących (w pozytywnym sensie) chrupek zbożowych oraz dosłownie kilku miękko-soczystych kawałków cytrynowych kojarzących się z żelko-galaretkami.
Struktura całości... kupiła mnie, bo było tu trochę konkretu do chrupnięcia (chrupki), ale i coś mięknąco-rozpływającego się (warstwy waflowe, krem i czekolada).

W smaku czułam przede wszystkim silną słodycz, ale nie czystą cukrowość. Biała czekolada raczyła mieszaniną cukru i śmietanki, przy czym wcale nie wyszła jak tania biała polewa, a całkiem zadowalająco czekoladowo. Ciemna dodała jej wyrazistości, choć sama w sobie podchodziła pod "kakałkową polewę", co w tym przypadku o dziwo nie wyszło negatywnie. 
Warstwy waflowe były leciutko wypieczone, toteż w sumie nie wnosiły za wiele, może tylko lekko stetryczały element. Chrupki pszenne... też zbyt wyraziste nie były, ale swoją neutralnością trochę rozładowywały słodycz.
Słodycz epizodycznie przełamywała kwaśność cytryny. Soczysty kwasek wyłaniał się nienapastliwie z bardzo, bardzo słodkiego kremu, który swoją lekko mleczną nutką przyjemnie łączył się z czekoladą.
Nadzienie podkreślały cytrynowe galaretki o wyraźnie cytrynowym, kwaśnym smaku. Nie było ich wiele, toteż kwaśność była leciutka.

Po wszystkim pozostał cytrynowo kwaskowaty posmak zmieszany z bardzo, bardzo słodką śmietankowością. Czułam też taki mglisty, kiepsko-waflowy posmak i okropnie dużo tłuszczu na ustach.

Wafelek wyszedł więc słodko do potęgi... ale i śmietankowo, z całkiem intensywną cytrynową nutą i akcentem kakao. Nie czułam w nim kwachu ani napastliwych nut czy posmaków. Nie był przerysowany. Wolałabym więcej kawałków cytrynowych, ale... z drugiej strony nie wiem, czy większa ilość cytrynowego kwasku nie wyszłaby już przesadzona. Całość i tak była zadowalająco cytrynowa, choć to... cytryna zrobiona na słodko.

Świetny pomysł na wafelka, dobre wykonanie, mimo że nie idealne. To, co na pewno bym zmieniła to tłustość - oczywiście obniżyłabym ją. Całość zjadłam jednak z przyjemnością. Potem było nieco gorzej, acz nie na tyle źle, bym... nie pożałowała, że kupiłam tylko jedną sztukę.


ocena: 8/10
kupiłam: Lewiatan
cena: 1,30 zł (około?)
kaloryczność: 548 kcal / 100 g; sztuka (33g) - 181 kcal
czy kupię znów: mogłabym

Skład: biała czekolada (cukier, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, oleje roślinne: palmowy, shea; serwatka w proszku, emulgator: lecytyny, ekstrakt wanilii), mąka pszenna, olej palmowy, czekolada deserowa (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, oleje roślinne: palmowy, shea; tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny, E476; ekstrakt wanilii), cukier, serwatka w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, zagęszczone puree z gruszki, syrop glukozowo-fruktozowy, substancja utrzymująca wilgoć: glicerol; regulator kwasowości: kwas cytrynowy; syrop glukozowy, skrobia pszenna, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu; zagęszczone sok z cytryny 0,1%, błonnik pszenny, emulgatory: lecytyny, E476; olej słonecznikowy, sól, aromaty, cukier karmelizowany, koncentrat krokosza, skrobia ryżowa, substancja żelująca: pektyny; maltodekstryna

12 komentarzy:

  1. Byłam w szoku jakie to było jadalne, w szczególności po malinowej ohydzie. Też nie potrafię wytłumaczyć dlaczego wciąż kupuję niektóre rzeczy, które kupuję xD Chyba tylko po to, żeby mieć pewność, że są niesmaczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! Miałam to samo, bo tamta malinowa... Jak ja ją przeżyłam w ogóle?! Fu.

      I żeby później jeszcze bardziej cieszyć się z rzeczy smacznych, doceniać je. Żeby wiedzieć, co jest naprawdę dobre, trzeba wiedzieć, jak smakuje złe.

      Usuń
  2. Bleh, mi ona w ogole nie smakowala, czulam w niej cytrynowe mydlo :D pozostanę przy duzo lepszym wariancie cherry ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze, że nie miałam okazji jeść cytrynowego mydła.

      Cherry i mi smakował, bardziej od tego.

      Usuń
    2. Ja bylam dziwnym dzieckiem, kiedyś naprawdę spróbowałam mydła (nie cytrynowego, ale jednak mydła) i od razu mi się to przypomniało jak jadlam tę princesse :D

      Usuń
    3. Niechcący to i ja próbowałam niestety, ale moja odpowiedź to taka z puszczeniem oczka była. Ale nie no, serio cytrynowego mydła nigdy nie miałam Co innego płyn do naczyń.

      Usuń
    4. No to przynajmniej zostawię w sklepie te Princessy dla Ciebie ^^

      Usuń
    5. Nie, kolejnej nie kupię.

      Usuń
  3. Mi ona też bardzo smakowała ;) Udana edycja limitowana!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, jestem zaskoczona. Myślałam, że lubisz ciemne, bo są ciemne, a tu proszę. Doceniłaś śmietankowość, kwasek, nawet słodycz przeżyłaś. Tłustość, za którą Ty nie przepadasz, w moim odczuciu jest kolejną zaletą. Dobra Princessa :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie powiedziałam, że nie lubię dobrze zrobionych słodkich, śmietankowych słodyczy. Czasem miło jest się zasłodzić, ale nie czystym cukrem.

      Jeśli o tłustość chodzi... niestety nietolerowanie jej jest silniejsze ode mnie.

      Usuń
  5. Była zjadliwsza od maliny to fakt, jednak nie na tyle lepsza bym pozostawiła na nią suchą nitkę ;)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.