niedziela, 5 stycznia 2020

Das Exquisite Chili Zartbitter ciemna 50 % z chili

Kiedyś tam pomyślałam sobie, że może warto spróbować jakieś czekolady z Rossmanna, bo coś cicho o nich. Zdarzyło się, że akurat trafiłam na pojawienie się nowych smaków i promocję, więc zamiast "jakiś dwóch", kupiłam cztery. Los sprawił, że pierwsza spróbowana (Das Exquisite Cremig Gefullt Mouse au Chocolate Zartbitter) była paskudna, więc mój zapał opadł. Do czekolady z chili podeszłam jednak bez niechęci, bo dawno nie jadłam żadnej z tym dodatkiem, a czekały mnie dwie lepsze z chili właśnie i chciałam porównać trochę, zaczynając serię od potencjalnie najgorszej.

Das Exquisite Chili Zartbitter / mit feiner Chili-Note to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z chili.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach dość maślanej, acz niewątpliwie ciemnej czekolady o silnej soczystości chili i wina oraz charakterze palonej kawy. W trakcie jedzenia suma tego podchodziła pod wędzoną śliwkę. Słodycz nie była bardzo wysoka, ale miała esencjonalny wydźwięk słodkiego wina / likieru czy właśnie takiej alkoholowej, wędzonej śliwki.

Niemal czarna tabliczka była odpowiednio twarda, dzięki czemu ładnie trzaskała, ujawniając zbity, jakby gładki przekrój. Przy robieniu kęsa jednak wydała mi się trochę krucha, nie za twarda.
W ustach z kolei rozpływała się w odpowiednim tempie, bez ociągania się z racji kremowej tłustości. Mimo że dość zbita, nie była gęsta. Raczej nie zalepiała. Pojawiła się za to soczystość i pyłkowo-trzeszczący efekt, jakby za sprawą "osuszania" obniżający tłustość.

Od początku czułam mocną słodycz o przyjemnie likierowym wydźwięku, podrasowanym cierpkością i soczystością. Palona kawa rozchodziła się jako lekka gorzkość, tonowana sporą ilością masła. Słodycz rosła, układając się w palono karmelowy sos, tak słodki że aż scukrzony. W tle pobrzmiewała sugestia słodkiej papryczki chili. Smak rozgrzewał...

Mimo że szybko został zalany delikatną, słodką śmietanką. Wypływała z maślaności, mieszała się z kawą i słodyczą. Obok kawy poczułam mocno śmietankowy karmel, którego to śmietankowość była cudownie rześka, nieciężka, bo znacząco podbita soczystością.

Początkowo nieśmiała soczystość mniej więcej w połowie dzięki słodyczy wyniosła smak papryczki chili oraz wędzono-suszonej, słodkiej śliwki kalifornijskiej. Robiła sugestie do alkoholu / likieru, może wina (o śliwkowych nutach?), ale była przede wszystkim... słodziuteńką śliwką (taką aż scukrzoną). Smak papryczek z kolei trzymał się jej, wychodząc przystępnie i też słodko, ale wyraźnie. Lekkie pieczenie chili pojawiało się chwilami. Przez większość czasu jedynie rozgrzewało usta i gardło.

Bliżej końca śliwka mieszała się z paloną kawą i śmietanką, a przesadzona słodycz wciąż wtulała się w karmel dzięki ogólnej paloności, a więc ciepłu. Chili uprzyjemniło ją, podkreśliło te nuty, a na zasadzie kontrastu z silnym śmietankowo-maślanym wątkiem, samo też swe walory pokazało.

W posmaku pozostał już cukrowo-palony karmel, przesadzona słodycz , słodziuteńkość likierowo-winno-śliwkowa i przyjemnie soczyste, delikatne chili obok lekkiej, palonej cierpkości łagodnej kawy. To, że słodycz była za silna, czułam już przy pierwszej kostce, więc łatwo sobie wyobrazić, jak łomotało mi serce i jakie przecukrzenie totalne ostało się po zjedzeniu całości.

Czekolada zaskoczyła mnie pozytywnie. Mimo że zdecydowanie za słodka, pozostała wyrazista w kwestii smaku. W ogóle zdziwiłam się, jak czysto w smaku wyszło chili, bez takiej mocnej ostrości. W ciepłym klimacie miejsce dzięki palonej nucie odnalazły śmietanka, karmel i kawa, świetnie pasujące do słodkiej wędzono-suszonej śliwki (realnie śliwki kalifornijskie są mi za słodkie, ale jako nuta - spoko). Chili to jedynie nuta, ale integralna i nakręcająca soczystość oraz rozgrzewanie. Nie paliło, nie szczypało - słabe, ale wyczuwalne w przystępny sposób. Uładzone w pozytywnym znaczeniu, bo całość nie sprawiała wrażenia takiej ugłaskanej (tu już dopomogły alkoholowe sugestie, poniekąd z chili związane).
Na plus także to, że zachowała pewną twardość ciemnej czekolady, mimo kremowości - w przeciwieństwie do miękko-ulepkowatego Lindta Excellence Chili, od którego ogółem wyszła lepiej: także smaczniej i ambitniej. Nie dorównała Grossowi Ekwador 56 % z płatkami chili. Wyszła od niego bardziej słodko (tak, może być bardziej słodko niż w Lidlu!) i mniej ostro. Gross skupił się na palono-gorzkawych nutach, w tym kawie, Das Exquisite odbiła w kierunku śmietanki, palonego ciepła i owoców (śliwek i słodkiego chili).
Uważam, że w tej cenie i przy tej dostępności trudno o tak dobrą - mimo przecukrzenia - tabliczkę.


ocena: 8/10
kupiłam: Rossmann
cena: 3,99 zł (promocja)
kaloryczność: 518 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa, ekstrakt z papryki chili 0,1%, naturalny aromat waniliowy

9 komentarzy:

  1. Nigdy nie jadłam czekolady z chilli, bo szczerze mówiąc trochę się takiej obawiam :p ja nawet średnio lubię chilli w potrawach, nie przepadam za zbyt ostrym jedzeniem. Ale skoro ta czekolada jest taka przystępna to może to jest dobry pierwszy krok żeby spróbować :p wydaje mi się że w przypadku czekolady z chilli przesłodzenie byłoby dla mnie dobre, bo złagodziłoby ostrosc :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też zbyt ostrego jedzenia nie lubię, ale udaną pikanterię już tak, więc jestem jednak mimo wszystko w trochę innej sytuacji. Tę czekoladę Ci więc polecam, ale mojej ulubionej z chili (J.D.Gross 56%) trochę boję Ci się polecić. Ta wprawdzie jest bardzo słodka, zasładzająca, ale i ostrzejsza i bardziej ciemnoczekoladowa (dlatego ją lubię).

      Usuń
  2. Pierwsze zdanie - jakbym słyszała siebie. Od lat (!) planuję upolowanie czekolad w Rossmannie, tylko jakoś nie wychodzi :P

    Chili wita już w zapachu? Czekolada idealna <3 Do tego rozgrzewający smak, który powoduje pieczenie nawet w przełyku, mmm. Dla wzmocnienia odczuć przegryzałabym tabliczkę świeżą papryczką.

    Pytanko: "Lekkie pieczenie chili pojawiało się chwilami. Przez większość czasu jedynie rozgrzewało usta i gardło." + "Nie paliło, nie szczypało - słabe, ale wyczuwalne w przystępny sposób.". Co rozumiesz poprzez rozgrzewanie? Luźno się zastanawiam, pod co je podciągnąć, jeśli nie pod pieczenie. Wiem, jak rozgrzewa alkohol i chyyyba jest to pewien rodzaj pieczenia.

    PS "Uładzone w pozytywnym znaczeniu".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie polecam, skończyłam już z nimi. O ile nie boję się, że natniesz się na miętową, tak mleczna z karmelem to jakaś tragedia. Sama czekolada wali ciastoliną i cukrem.

      Ty się śmiejesz... ale świeże chili (o ile nie mówimy o pestkach) nie jest aż tak ostre. :P

      Ja to rozumiem jako czucie ciepła, takie jeszcze przed nadejściem pieczenia. Trochę tak, jak czuć, że zaraz zacznie padać, ale jeszcze nie kropi z nieba.

      Usuń
    2. Albo mam jeszcze lepsze porównanie! To jak ze zbliżaniem się do kominka / ogniska. Najpierw czujesz ciepło, potem trochę bliżej podchodzisz, to czujesz gorąco, ale żeby zaczęło piec, nawet lekko, to musisz zbliżyć się jeszcze bardziej. A żeby się upiec / spalić - hop do ognia.

      Usuń
    3. Ooo, bardzo mi się podoba alegoria kominka/ogniska.

      Usuń
  3. Nie chili to nie mój klimat chyba. Raz może próbowałam ale wrażeń niestety nie pamiętam bo to było bardzo dawno temu ... może jeżeli ktoś mnie poczęstuje to się skuszę a tak raczej nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto spróbować jakiejś dobrej z chili. Polecam lidlowego Grossa, który wprawdzie jest słoodki, ale fajnie się to łączy z chili. Lindta nie bierz, bo jego słodka tłustość i chili się gryzą.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.