piątek, 31 stycznia 2020

lody Ben & Jerry's Peanut Butter & Cookies Non-Dairy

Jednymi z moich ulubionych lodów są Haagen-Dazs Limited Edition Peanut Butter Pie, które były limitką w USA i które jako smak według mnie biją na głowę wszystkie "cookies & cream" czy "pb &..." . Kakaowe ciastka i masło orzechowe to mój ideał, bo uwielbiam masło orzechowe (a w lodach niestety ciężko o dobre), a nie ma lepszego dodatku do lodów niż zawilgocone kawały, które mogą kojarzyć się z brownie. Widziałam kiedyś Lody Jan masło orzechowe z sosem czekoladowym - no właśnie sos nie wydaje się fajny. Ciastka ("błagam, niech przypominają brownie!") jak najbardziej. Początkowo byłam sceptyczna do wegańskości tego smaku, ale że Chunky Monkey Non-Dairy wyszły zacnie, nie miałam powodów, by w nie wątpić. W kwestii składu / bazy lodowej, pozwoliłam sobie napisać co nieco na końcu (pod składem).

Ben & Jerry's Peanut Butter & Cookies Non-Dairy to lody waniliowe z 12 % ciastkami (markizami) czekoladowymi z kremem i 12 % masłem orzechowym z kawałkami fistaszków ("swirls"; w tłumaczeniu na pl: "sosem orzechowym"); produkt wegański, a więc bez nabiału, zrobiony na mleku migdałowym. Masa lodów to 500ml / 406g.

Po otwarciu poczułam bardzo delikatny zapach o niewątpliwie słodkim wydźwięku. Z niejednoznacznej, orzechowej mieszaniny z czasem wyłapałam masło orzechowe (bez dwóch zdań z orzeszków ziemnych).

Masa lodowa rozpuszczała się powoli z racji tego, jak twarda była. Nie wydawała się zbyt rozwodniona, a gęsta, tylko z lekkim efektem rozrzedzenia. Za jej konsystencję pewnie odpowiedzialne są dodatki, bowiem masło orzechowe to zakrętasy-zawijasy z kawałkami orzeszków, miejscami bardzo rozmieszane, że aż wmieszane w lody. Część ciastek też musiała się rozmieszać po tym, jak rozpadła się na drobinki-okruszki.
Oprócz części "wmieszanych" oczywiście dodatki wystąpiły też "samodzielnie". Były to grudki-skupiska masła orzechowego o wielkości raczej średniej, co wyszło pozytywnie, bo satysfakcjonowały, ale nie było problemu ze zrobieniem podkopu łyżką. Miałam dwie grudy ledwo mieszczące się na łyżeczce.
Początkowo ciastka kakaowe wydawały się krucho-ciastkowe, ale gdy lody się topiły, na szczęście szybko nasiąkały, mięknąc. Kawałki tych były naprawdę rozmaitej wielkości: duże (w tym cztery połówki markiz, nie mówiąc już o ćwiartkach) i małe. Dodano ciastka wraz z białym kremem. Zarówno to, jak i połówki uważam za kiepską opcję, bo coś takiego w lodach się nie sprawdza. Zwłaszcza krem... który okazał się opornie rozpływającym się na wodę kamieniem o proszkowo-śliskiej strukturze.
Podczas jedzenia lody wydały mi się nieźle gęstawe, powiedziałabym, że jak takie z mleka i śmietanki, przy czym już na tym etapie wodnistość czuć wyraźniej. Jednak nie jakoś mocno, a taką do zniesienia, ponieważ "wmieszane drobinki" naturalnie ją zagęściły. Ze względu na nie trudno mówić o wyraźniejszej kremowości czy coś. Jako że dodatki były dość konkretne, taka lżejsza masa wydała mi się w porządku.
Masło orzechowe było charakterystycznie zalepiająco gęste i tłuste. Nie do końca zmielone, z wyczuwalnymi mniejszymi i większymi kawałkami orzechów. Lekko chrupały, mimo że sprawiały wrażenie nieco rozmiękłych (to nie minus, tylko fakt).
Ciastka chwilami chrupały, rzęziły / trzeszczały (od cukru?), ale z ochotą rozpływały się w ustach, co mi odpowiadało najbardziej. Nie dało się ich jednak "otworzyć", by np. pozbyć się białego kremu ze środka, bo były zbyt sprasowane i zmrożone. Szkoda. Wydawało mi się, że markiz dodano więcej, niż masła orzechowego, ale to pewnie przez wielkie kawały pierwszych i rozmieszanie drugiego.

W smaku same lody zwróciły moją uwagę głównie... cukrowością. Wydały mi się lekko migdałowe i przesiąknięte ciastkami (taką pszenicznością?). Sprawiały wrażenie dość śmietankowych (choć jak jakaś śmietanka / mleko kokosowe), przy czym czuć rozwodnienie. Waniliowymi bym ich nie nazwała.

widać ciastka z kremem
Ciastka z kolei cechowała gorzkość, ale raczej przypalenia niż kakao. Rzeczywiście były oreowate, choć w gruncie rzeczy zwyczajne, pszeniczne, chwilami wręcz kartonowe. Niestety niemiłosiernie podbijały słodycz przez swój biały krem. Był obrzydliwy, kojarzył mi się z twardym lukrem / masą z cukru pudru. Oprócz tego reprezentował raczej bezsmak, choć wydaje mi się, że wyłapałam pewną "wegańskość" albo jakby "białkowość".
Same ciemne herbatniki jeszcze można nazwać całkiem niezłymi (choć bez szału), za to krem skutecznie mi je obrzydził. Za bardzo się narzucał, zabijając smak herbatnika i dodatkowo docukrzając samą masę lodową słodyczą o paskudnym wydźwięku.

Najlepszym dodatkiem okazało się masło orzechowe, które smakowało po prostu sobą, a więc fistaszkowo. Był to specyficzny smak masła orzechowego przyjemnie słonawego. Nie było słodkie, za to część orzeszków zahaczała o minigoryczkę. Nie sprawiały wrażenia mocno uprażonych.

Całościowo wyszło to... ciasteczkowo i dość masłoorzechowo, jakby i baza miała taki smak, nakręcany przez zawijasy dodatku. Trochę kojarzyło mi się to z lodami stylizowanymi na ciastka typu Oreo z kremem o smaku masła orzechowego. Mogłoby to być genialne, gdyby nie ten niesmaczny biały krem z ciastek, który przelał czarę przesłodzenia. Oprócz niego masa i tak była bowiem bardzo słodka, choć epizodycznie przełamywana a to orzeszkami, a to goryczką ciastek, które czasem wydawały się już nieco bardziej nijako-kakaowe (lepsze to niż niekakaowe jak w przypadku kawałków z dużą ilością kremu). Szczypta soli z masła orzechowego również się sprawdziła, podkreślając smaki, a jednocześnie nie narzucając się. Wydaje mi się, że wyraziste smaki dodatków (nawet gdy mowa o niesmacznym cukrze pudrze kremu) w udany sposób zakryły nijakość / wodnistość bazy, bo sprawiała wrażenie po prostu zwyczajnej, przeciętnej.

Po lodach pozostało oczywiście zasłodzenie, ale i posmak słonawego masła orzechowego. Miałam wrażenie, jakbym zjadła lody o smaku cookies and cream, przy czym "cream" (śmietankowość) zostało naprawdę nieźle odwzorowane. Nie czułam się przesycona czy zatłuszczona. Nie mogę powiedzieć, by wyszły lekkie (czy to jeśli chodzi o smak, czy konsystencję), ale ciężkie na pewno nie były.

Gdyby nie to, że dodali markizy z kremem, ocena byłaby wyższa, jednak nie jest to tylko krytyka za to, że takowe dodali (gdy żaliłam się Mamie, usłyszałam, że np. ona właśnie woli krem od herbatnika w ciastkach typu Oreo), ale że przez taką ilość kremu z ciastek (który swoją drogą w lodach się nie sprawdza) słodycz wzrosła do poziomu grubej przesady.


ocena: 7/10
kupiłam: Carrefour
cena: 24,99 zł (za 500 ml)
kaloryczność: 282 kcal / 100 g; 229 kcal / 100 ml
czy kupię znów: nie

Składniki: woda*, cukier, oleje roślinne (kokosowy, z orzechów ziemnych, słonecznikowy), pasta i kawałki orzechów ziemnych (8%), syrop glukozowy, mąka pszenna, pasta z migdałów* (2%), kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, białka grochu, ekstrakt z wanilii, emulgatory (lecytyny słonecznikowe, lecytyny sojowe), sól, stabilizatory (guma guar, mączka chleba świętojańśkiego), substancja spulchniająca (węglany sodu), aromat naturalny

*Ponoć lody są na mleku migdałowym, a ja nie widzę powodów, by w to wątpić. Skład na Europę jest po prostu rozebrany i uporządkowany ogólnie, w USA / anglojęzycznej stronie wygląda to tak: "mleko migdałowe (woda, migdały),...". Większość sklepowych mlek / napojów roślinnych jest przecież właśnie z wody (przy czym dana roślina to jakieś od 2 do poniżej 20 % - z tego co wygooglowałam), toteż chyba nie jest aż tak tragicznie, jak można by w pierwszej chwili pomyśleć. Nie uważam, by miały szczególnie dobry skład, w smaku wyszły, jak wyszły, ale czuję potrzebę sprostowania i przyznania im swego w pewnych kwestiach).

PS Wszędzie widuję tłumaczenie na polski z różnymi poszczególnymi procentami, więc zerwałam nalepkę i przepisałam ze szwedzkiego.

6 komentarzy:

  1. No proszę, akurat ostatnio jadłam w Good Lood smak Peanut Butter Oreo więc w sumie coś podobnego :) tam też były użyte ciasteczka z kremem ale jak dla mnie jest to plus, bo faktycznie dodaja większej słodyczy i Oreowego smaczku ^^ zjadłabym te lody ale jedna rzecz mnie odpycha - że są wegańskie. W Good Lood miałam też (nie)przyjemność jeść wegańskie Oreo i było paskudne bo miało dziwny posmak (co prawda to było mleko ryżowe a nie migdałowe, ale od tego czasu nie kupuję już żadnych lodów na mleku wegańskim) :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Unikam wegańskich rzeczy, bo i mi wiele nie smakuje. Te ryżowe w ogóle są paskudne, ale spokojnie, te B&J's autentycznie są migdałowe, więc to akurat Cię nie powinno odstraszać.

      Usuń
  2. Zdałam sobie sprawę, że o lodach czyta mi się trudniej/gorzej niż o wytwornych ciemnych czekoladach, mimo iż obu produktów nie spróbuję.

    Lody dobre jakościowo i na wypasie. Żadna bieda-marka nie dawałaby prawdziwego PB, a już na pewno nie w ilości ponadłyżeczkowej.

    Wybacz, ale to jest jeden z najmniej wartościowych komci na Twoim blogu, bo zupełnie nie wiem, co napisać. Moja mama nie jadła. Tato też nie. Ale za to jadła moja dobra znajoma z Krakowa. Chcesz do niej namiar?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nadam sens Twojemu komentarzowi! Gdybyś była producentem... wyszłabyś z założenia, że prawie całe ciastka z paskudnym kremem jako dodatek do lodów naprawdę mogą komuś się spodobać?

      Mama i tata nie jedli, ale może Ty jadłaś kiedyś jakieś lody? Niekoniecznie te?
      A namiar z numerem pesel od razu poproszę!

      Usuń
    2. Trudno mi się wypowiedzieć, bo producent (właściciel działalności) musi brać pod uwagę miliony czynników, inaczej zbankrutuje. Zauważ, że ludzie kochają Oreo, mimo iż dla mnie krem z tych ciach to -100/6.

      Nie, nigdy nie jadłam lodów :( Parę razy widziałam, jak ktoś inny jadł, ale w sumie mogło to być jabłko. Peselu znajomej nie znam, a numer mam tylko do jej mamy. Chcesz?

      Usuń
    3. Dawaj, dawaj. Mam nadzieję, że gęby na mnie nie otworzy za winogrona.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.