wtorek, 14 stycznia 2020

Milka Choco Jaffa Chocolate Flavor Mousse

"Kto nie zna obgryzania Delicji dookoła, oddzielania biszkoptu i zjadania galaretki na koniec?" - a no ja nie znam. Nigdy bowiem nie lubiłam galaretek. Znam za to obgryzanie biszkoptu z czekoladą, zjadanie samego biszkoptu i ze wstrętem oddawanie galaretki Mamie. Jednym z moich dziecięcych marzeń były ciastka tego typu, które zamiast galaretki miały by czekoladowy zakalec lub coś w podobie do trufli z alkoholem, tylko bardziej miękkiego. Jedno i drugie widziało mi się jako coś "dla dorosłych", zakazanego. Z uśmiechem to wspominam. Z nieco mniej pewnym, a bardziej ironicznym przypominam sobie ciastka Milka ChocoJaffa Toffee Flavoured Mousse. Dzisiejsze ciastka może tylko odrobinę zbliżają się do tego wyobrażenia, ale jako że czekolada zawsze wygrywa u mnie z toffi, założyłam, że będą lepsze. A i tak kupione zostały raczej  "dla zgrywu" i bo na takie wyskoki pozwalam sobie z lekkim sercem, tylko dlatego że mieszkam z Mamą codziennie pochłaniającą słodkości, w których ilość cukru mnie by zmogła.


Milka Choco Jaffa Chocolate Flavor Mousse to biszkopty z pianką o smaku czekoladowym (46%) oblewane czekoladą mleczną (20%).

Zbliżywszy nos do paczki po otwarciu poczułam nawet przyjemny, cukrowo-czekoladowy zapach podchodzący pod alkoholowe / spirytusowe tony. Wąchając ciastka uważniej, trafiłam jednak na wręcz duszną mieszaninę cukru i margaryny. Ani krzty kakao.

Czekolada wydawała się tylko czekać na okazję, by ostać się na dłoniach, jednak nie mogę powiedzieć, by już w nich się topiła. Spełniała jednak wszystkie warunki takowej. Tłusta i ulepkowata, stanowiła cienką, w ustach szybko rozpuszczającą się warstwę.
O ile czekolady trochę pożałowali (kwestia dyskusyjna, czy to dobrze, czy źle), tak miękkiej pianki nie (tłumaczenie adekwatniejsze od tytułowego "mousse") . Wydała mi się glutowato-żelkowata i nieco ciągnąca. Była śliska i trochę margarynowa. Niby roztrzepana, ale ciężka. Kojarzyło mi się to ze zżelowaną bitą śmietanką w sprayu tak ciężką i "nieteges", że zapychającą dozownik (żeby było śmiesznie, nigdy z żadną nie miałam do czynienia). Mousse? Jakiś jednak galaretowaty.
Biszkopt wyglądał na suchy, bo trochę się kruszył, ale podczas jedzenia wilgotniał w sekundę. Rozpływał się na kapciowatą, nieco tłustą masę. Trochę zapychał, ale wyszedł raczej lekko, biszkopcikowo. Sprawdził się doskonale, gdyż równoważył galaretowate nadzienie.
Ciastka wyszły spójnie. Miękko fafłate, raczej tłuste, ale jak na takie coś w miarę wyważone. Według mnie było to jednak obleśne. Taka gluto-żelka z biszkoptem, ciagnąco-zalepiająca.

Czekolada atakowała czystym cukrem. Przy jej ilości trudno wyłapać inne posmaki, w tym mleko.

Pianka uderzała cukrem, który mdlił niemal natychmiast. Łączył się bowiem z pewną... pudrowością / sztuczną piankowością (rodem z marshmallow). Ogromną rolę odegrał smak margaryny i masła, które zrobiły też trochę miejsca mleku. Smak był trudny do określenia, gdyż zaburzony przez irytującą sztuczność. Cukier przodował, a mieszając się z nimi, przełożył się na skojarzenie raczej z wyjątkowo kiepskim toffi niż czekoladą. Białą śmierć goniła mdłość, nieco zakropiona udawanym procentem.

Biszkopt także raczył słodyczą, ale o dziwo w miarę w normie. Smakował delikatnie, jajecznie i wręcz mlecznie. Zajeżdżał margaryną i waniliną / pseudowaniliową nutą, ale nie mam mu nic większego do zarzucenia. Przeciętniak. Szkoda tylko że w całości odegrał znikomą rolę.
Nad wszystkim górowała bowiem cukrowo-margarynowa, chemiczna pianka - paskudna, jak mało co.

To, czego w końcu kęs przybrał formę w ustach, by zaraz zniknąć i w smaku, i w konsystencji kojarzyło mi się z zepsutym, wysmarkanym Pawełkiem, którego alkohol w większości się ulotnił.
Cukrowość i sztuczna pudrowość pozostały w posmaku.

Ciastko obrzydziło mnie, że do drugiego gryza nie mogłam się zmusić. Nawet próbowałam to trochę jeszcze skubnąć... a to nożem, a to zębem, ale... brr. Aż mi ciary po plecach przeszły! To biszkopt z żelko-pianką przypominającą glut z nosa, co tworzyło gęsto-śliską zbitkę o smaku przede wszystkim cukrowo-sztucznym. To pudrowo-sztuczna słodycz, margaryna i mleczonść z udawanym alkoholem. Toffi-czekoladowa pianko-żelka z biszkoptem utworzyły kompozycję jakby wręcz zepsutą (ale czuć, że taka nie była). Dawno czegoś tak potwornego nie próbowałam.
Resztę oddałam Mamie i powiedziała dosłownie to samo! I nie mogła uwierzyć, że Milka coś takiego wypuściła.


ocena: 1/10
kupiłam: Carrefour
cena: 5,19 (Mama płaciła)
kaloryczność: 375 kcal / 100 g; sztuka 14,2 g- 53 kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, syrop glukozowo-fruktozowy, mąka pszenna, jaja, woda, tłuszcz kakaowy, odtłuszczone mleko w proszku, miazga kakaowa, skrobia ziemniaczana, serwatka w proszku, olej rzepakowy, tłuszcz mleczny, substancja żelująca (pektyny), barwniki (karmel amoniakalny, węgiel roślinny, karoteny), białko jaja w proszku, aromaty, emulgatory (lecytyna sojowa, E476, E471), pasta z orzechów laskowych, sól, substancja spulchniająca (węglany amonu), regulator kwasowości (kwas cytrynowy)

8 komentarzy:

  1. Uwielbiam twoją twórczość :) porównania zacne ;) piąteczka za ppdejscie do delicji :* ja też tak samo robiłam w dzieciństwie. Jadlam dookoła i czekolade galaretki a samą galaretkę do mamy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znoszę tych ciastek! Ale nawet nie przez jakieś margarynie czy sztuczne posmaki, tylko przez cukier. Dla mnie były tak słodkie, że aż obrzydliwe, bo poza słodyczą nic nie czułam. Gdyby nie to, mogłyby być naprawdę dobre. Pomysł mieli świetny, ale oczywiście skiepścili cukrem :( może gdyby czekolada była deserowa... Po co do słodkiej pianki równie słodka czekolada mleczna i jeszcze słodszy biszkopt??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodycz... Straszna, ale ta reszta! Nie sądzę, by cokolwiek tu pomogło. A ciemna, nawet jakaś 100 %, pewnie jeszcze kontrastowo by tę słodycz środka wyostrzyła.

      Usuń
  3. Trochę utożsamiam się ze wstępem, trochę nie. Galaretki nigdy mnie nie odrzucały, a Opolanki wręcz lubiłam. Za to jaffa cakes rzeczywiście były daleeeeko w mojej ciastkowej hierarchii. Kiedy znajdowałam w barku dziadków tylko je, cierpiałam.

    "Wydała mi się glutowato-żelkowata i nieco ciągnąca. Była śliska i trochę margarynowa. Niby roztrzepana, ale ciężka" - mnie ten "mus" margaryny nie przypomina ani trochę, ale pod resztą się podpisuję. Albo parę lat temu byłam niezdrowa na umyśle i gębie, albo Milka coś sknociła w składzie. To ciągnące się gumisko jest przykre.

    Smak wydaje mi się przeciętny. Na pewno nie zgadzam się z niemożnością wzięcia drugiego gryza, ale to wiadoma różnica między nami :) Parę miesięcy temu zjadłam paczkę i przeżyłam. Więcej nie kupię, bo szkoda kasy na przeciętniactwo. Milka produkuje coraz większy shit :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi może nie tyle margarynę (nie wiem, czy z taką prawdziwą czystą w ogóle miałam kiedyś kontakt), ale takie margarynowe nadzienia batonów (Pierrot?), i tak też tylko trochę.
      W sumie musiałaby chyba wiele zmienić, więc... Logiczniejsze by było, że w końcu wycofali, takie to paskudne.

      Z tym kolejnym gryzem... To tak, jakby kazali Ci zrobić gryza awokado. xD No właśnie, różnica między nami.
      Mi też ostatnio szkoda na przeciętniactwo i nawet na rzeczy niby spoko, ale nudne. Już nawet Grossów itp. umiem selekcje niezłe robić.

      Swoją drogą - serio coraz gorszy? Tych innych produktów Milki nie znam za dobrze, ale... Te ciastka... Uwierzę. A ceny jakie! Marka sadystów dla masochistów.

      Usuń
  4. Kiedyś gdy miałam może lat 16 ( więc to bardzo dawno temu) były Delicie z musem czekoladowym,rany co to był za obłęd,było kilka smaków każdy wyborny. Tych z Milki nie jadłam nie chce sobie psuć obrazu w głowie tamtych ciastek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba dobrze, że tamtych nie znam. Trauma po milkowych byłaby jeszcze większa (o ile to możliwe).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.