poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Eclat x Fruition NOE Peru 80 % Nacional Criollo ciemna z Peru

Do Sekretów Czekolady jakiś czas temu przyjechało 12 spośród 1500 zrobionych tabliczek Noe 80%. To efekty współpracy dwóch amerykańskich marek: Fruition Chocolate i Éclat Chocolate. Powstały z niezwykłych ziaren (ogromne, bardzo trudne w uprawie, łączące cechy odmian criollo i nacional), nazwanych od imienia peruwiańskiego farmera który je uprawiał (Noe Vazquez). Co do tych specyficznych ziaren - do końca nie jestem pewna, czy to blend Nacional i Criollo, czy hybryda tych (raczej ta opcja), ale... kogo to... To tylko dowód na to, że blend (w rozumieniu jednym czy drugim) to nie byle co / pójście na łatwiznę, a sposób na pokazanie kunsztu w wyrobie czekolady (bardzo lubię blendy - wolałabym napisać "bardzo uwielbiam", ale stopniowanie tego słowa brzmi głupio).

Eclat Chocolate, Fruition Chocolate NOE Peru 80 % The Perfect Cross Nacional Criollo to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao Nacional Criollo z Peru.

Na wygląd środek tekturki do mnie nie przemówił: cienka tabliczka (której wygląd źle skojarzył mi się z Chocolate Hills) w przezroczystej folii, ot...

Gdy rozcięłam folię, poczułam intensywny, wielopoziomowy zapach. Samo "obłędny" tu nie wystarczy. To wilgotna, gliniasta czarna ziemia w wersji bardziej szlachetnej i drzewno-migdałowe tony. Sporo było przy nich fistaszków. Odchodził od tego słodki wątek o poważnym wydźwięku, reprezentujący whisky. Mieszała się z wcześniej opisanymi za sprawą skórzanej odzieży / mebli i dymu. Niczym jakiś ekskluzywny dom ze skórzanym wyposażeniem, stojący w ciemnym lesie, przez którego wielkie, przeszklone okna roztacza się światło, a w środku kusi alkohol i orzechy, ogień w kominku ("domek Baba Jagi - wersja dla dorosłych").
W trakcie degustacji nie sposób pominąć kwiatowego aspektu. Ciężkie, wilgotne kwiaty takie jak konwalie czy lilie niosły nie tyle słodycz, co wilgoć. Tę nakręcała nuta jędrnych, gęstych owoców. Nie były jednak jednoznaczne. Pomyślałam o świeżych morelach (w towarzystwie nektarynek / brzoskwiń i pomarańczy?) i dojrzałych śliwko-wiśniach, może jakiś leśnych (jeżyny?). Ziemia z kolei częściowo zanikała na rzecz drzew i orzechów / migdałów.

Przy łamaniu tabliczka wprawdzie trzaskała, ale sprawiała wrażenie miękkawej i delikatnej. Także przy wgryzaniu się, jawiła się jako miękkawo-kremowa.
I właśnie w błogo kremowy, aksamitny i gliniasto-lepiący sposób się rozpływała. Była dość tłusta, ale pozytywnie, niczym gęstawy krem. Chętnie znikała w średnim tempie, coraz bardziej upodabniając się do wilgotnej, plastycznej gliny. Wolałabym gęstszą, bardziej zalepiającą i nie kremowo-tłustą strukturę, ale tę doceniam.

W smaku moc kakao uderzyło od pierwszej sekundy. Po jego czystym debiucie poczułam szlachetną gorzkość dymu i skóry. Szare kłęby odkryły drewno, które zaraz zyskało życie, będąc kontynuacją tej części zapachu. Pierwsze promienie słońca powoli ocieplały drzewa w wilgotnym lesie, ujawniając prażone migdały i orzechy, w tym fistaszki i pekany. Drzewa i orzechy stały się bazą.

Po orzechach pojawiła się neutralność zawilgoconych kwiatów wodnych czy stojących w wazonach... Lilie, nenufary (googlowałam), konwalie i takie, których nazw nie znam o płatkach grubych, jasnych i ciężkich. W nich zaczęła budować się słodycz: też odrobinę opalana, odymiana.

Od wilgoci odchodził wątek ciemnej ziemi - bardziej jednak "ujedzeniowionej". Była to gliniasto-masłoorzechowa ziemia, ziemia z wgniecionymi jeżynami i śliwkami, porośnięta drzewami ziemia i w końcu... ziemia nasączona whisky. Albo też idealizowane trufle z whisky. Mocny, niemal oleiście gęstawy płyn o cukrowo-karmelowym, głębokim smaku. Palona... Soczysta? Niczym powidła jeżynowo-śliwkowe podkręcone whisky (przyszło mi to do głowy, gdy zaczęłam w googlu szukać, czy istnieje coś takiego jak "whisky z nutą jeżyn"). I oprószone kakao. Przy soczystości kręciła się pewna... mięsistość? Albo raczej takie "podprawienie". Ukryła się w smaku czekoladowo-korzennych pierniczków (w które zmieniły się trufle).

Wciąż było gorzkawo, ale i słodko w sposób naturalny, ulotny. W ziemistości odnalazła się soczysta nuta zwartych owoców. Początkowo na myśl przyszły mi muląco słodkie śliwki i cierpkawe wiśnie, ale że kwasek się nie pojawił... Przeszły raczej w ciemne owoce leśne, może przetwory z nich: konfitury i powidła z dominacją jeżyn. Śliwki - najrozmaitszych rodzajów - trochę rozjaśniały sytuację: bliżej końca poczułam bardzo dojrzałe morele... albo i świeżawy dżem z nim. Wszystko to nie dało jednak mocno owocowej bomby.

Do moreli wróciły prażone orzechy, tym razem bardziej jako masło orzechowe i rozgrzane już drzewa. Wydały mi się podprawione w lekko pikantnie-korzenny sposób. Soczystość przywiodła nektarynki / brzoskwinie, odchodzące od śliwek.

W posmaku pozostała soczystość pomarańczowych owoców (nektarynek i.... morele? pomarańczy?), ale też słodycz whisky, "ciepłe" orzecho-drzewa i kwiaty. Lekka cierpkość jakby kryjąca kwasek należała do dymu i śliwko-jeżyn. Czułam się, jakbym wysysała / obgryzała pestki wymienionych owoców. Wszystko z czystym smaczkiem kakao.

Całość była pyszna. Zdziwiłam się, że zapach miała bogatszy niż smak, ale jedno i drugie niezwykle obrazowe. Drzewa i orzechy, nie taka ziemista ziemia i whisky (podkręcone kakao i przyprawami) sprawiły, że kompozycja miała mocny wydźwięk, choć to nie siekiera. Po prostu głęboko czekoladowa gorzkość o nieprzesadzonej słodyczy whisky, owoców (śliwki, jeżyny, morele, nektarynki), ale bez mocno owocowego charakteru; całościowo łagodzona kwiatami i "niepewnym ciepłem porannego słońca". Bo mimo wszystko wydźwięk nie był strasznie mocny, chłodny czy coś.

Jako ciekawostkę dodam, że na c-spocie przeczytałam o nutach, które w zasadzie pewnie trafniej oddają smak czekolady, niż moje pokrętne "palono-soczyste whisky" i "ziemia taka a taka": lucuma (ponoć owoc o karmelowym smaku) i chlebowiec zwyczajny (owoc o mięsnym posmaku).

Toż to propozycja bardzo podobna do Domori IL100% Criollo, tylko że mniej owocowa. Przypominała mi trochę jej wersję zmieszaną z Aldi Fair......... i czymś ekwadorskim. Kakao do NOE musiało być jakoś specyficznie obrobione, bo dosłownie czuć Kakao i Czekoladowość przez duże K i C. Trochę jak czysta wersja Chocolate Tree 70 % Dark Whisky Nibs.
Czy to boska czekolada? Jak najbardziej. Czy warta swojej ceny? Według mnie nie. Warta polecenia? To zależy. Tym, którym mają mnóstwo kasy lub są czekoladowymi świrami (jak ja, która to mam zniżki) tak, ale nie ma co sprzedawać dla niej nerek.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 68,52 zł (za 60 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

6 komentarzy:

  1. Współtwórca tej tabliczki, Fruition, to ostatnio jedna z moich ulubionych marek. Ich mleczne są niesamowicie ciekawe i mają bardzo wysoką zawartość kakao(61% i 68%!). Teraz otworzyłem ich 74%-owe Sambirano - ależ ono jest cytrusowe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie trzy, jakie od Fruition kupiłam, normalnie powaliły mnie na kolana! Recenzje już w kolejce.

      Usuń
  2. Czasem się zastanawiam, które słowo niesie większy ładunek emocjonalny: kocham czy uwielbiam. Przy zróżnicowanych formach miłości, niekiedy biernej lub wyciszonej, uwielbiam zdaje się być wiecznie żywe. Można mówić, że kocha się coś, wobec czego nie ma się (już) żywych uczuć. Ale uwielbia się tylko to, od czego płonie serce. Ale to moje obserwacje i hipotezy. "Ujedzeniowiona" <3 Taka kompozycja nie ma u mnie szans na uwielbienie (ani miłość), za to wzbudza umiarkowaną ciekawość. Nie wiem, jak ocenić połączenie nut według mnie kiepskich do łączenia (dym, skóra, ziemia, whisy vs. owocki, kwiaty).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie z "uwielbiam" idzie entuzjazm w parze. "Kocham" używam często z nostalgią, ale... emocje a siła uczucia to też jeszcze różne kwestie.

      Pokój urządzony na czarno-gotycko wyglądałby beznadziejnie z białymi i pudroworóżowymi dodatkami, jednorożcami. Wyobraź sobie jednak wielki dom, w którym jest jeden pokój unicornowy, drugi czarny i mroczny. Przechodzisz z jednego do drugiego, zamykasz drzwi...
      Przy kompozycjach tak głębokich jak czekolada są cudne przejścia, dzięki którym nuty... płyną. Jak film, który ma momenty śmieszne, smutne, a akcja zwalnia lub przyspiesza.

      Usuń
    2. Drugi raz zachwyciłaś mnie metaforą zupełnie niezwiązaną z jedzeniem. Żałuję, że nie pamiętam pierwszej (pamiętasz?). Dziękuję :)

      Usuń
    3. Tak! To było z ciepłem i paleniem w gardle oraz siedzeniem przy ognisku - odległość, że czujesz ciepło na twarzy, że czujesz, że siedzisz za blisko, albo wpychasz się w ogień. Tylko że wtedy ładniej to napisałam.
      Bardzo miło jest mi czytać, że podobają Ci się moje metafory.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.