poniedziałek, 17 sierpnia 2020

A. Morin Republique Dominicaine Yamasa Noir 63 % ciemna z Republiki Dominikany

Patrząc na listę posiadanych czekolad pomyślałam, że jest na niej tyle tabliczek nieznanych mi marek, że... Naszło mnie właśnie na coś znanego. I to dobrze, więc padło na Morina. Kolejnym kryterium była data, więc w sumie nic szczególnego. Dobrze, że Dominikana kojarzy mi się smacznie i spokojnie, z niczym konkretnym. Właśnie takiej szukałam.

A. Morin Republique Dominicaine Yamasa Noir 63 % to ciemna czekolada o zawartości 63 % kakao z Republiki Dominikany z prowincji Yamasa.

Po otwarciu poczułam intensywny zapach orzechów i rodzynek w jasnym cieście, takim wypełnionym nimi po brzegi. Klimat był znacząco pieczono-palony. Dołożyły się do niego również palone drewno i suszkowate nuty... właśnie suszonych, ale ciemnych i miękkich, jakby nieco fermentujących owoców. Słodycz wydobywająca się z nich skojarzyła mi się z jakimiś syropami daktylowymi (wiem, że taki jest) / figowymi / rodzynkowymi (to tylko wyobrażenia, bo nie wiem, czy istnieją), podobnymi do miodu (tylko właśnie owocowymi).

Ciemna i matowa tabliczka była bardzo twarda. Ujawniała przekrój, który wyglądał na ziarnisty. Trzaskała głośno, w sposób pełny. Trochę się kruszyła.
W ustach zachowała swoją ziarnistość, acz była to ziarnistość wkomponowana w gęstą kremowość. Czekolada stawała się bowiem leniwie rozpływającym się kremo-budyniem, niegładkim, dość tłustawym i lepko-zapychająco-lepiącym. Miała w sobie coś, co kojarzyło się z nieco scukrzającym się miodem / syropem.

W smaku od początku uderzyła słodycz z wplecionym kwaskiem rodzynek. Były to trochę wręcz miodowe rodzynki, ale wciąż soczyście kwaśne. Do głowy przyszły mi sułtańskie (jasne), jumbo (jasne kwaskawe) - wielkie i jędrne ("królewskie"?), soczyste i... aż słodko-kwaskawo podfermentowane? Ogólnie pomyślałam o takowych owocach suszonych, jasnych na pewno (jasnych z zasady, acz "ściemniałych", sczerniałych?). Ciągle po głowie chodziły mi też jakieś syropy podobne do miodu, np. daktylowy. Ogólnie takie z owoców.

W tle rozchodziła się w tym czasie delikatna, stateczna gorzkość. W niej czułam przede wszystkim drewno palone i drzewa... palono-pieczone nuty wyciągnęły ciasto z zapachu. Było to ciasto jasne, słodkie, ale nie za mocno. Te same palone motywy sugerowały też karmel / coś karmelowego.

Ciasto... czy raczej jakiś inny twór. Z goryczką, ale też słodkie od jakiegoś lepkiego "miodowego" syropu lub samego miodu. Mniej więcej w połowie ją poczułam: chałwę. I to z bakaliami, a więc z suszonymi, kwaskawymi owocami i orzechami. Nie była to więc czysta słodycz.

Orzechy udanie przeplatały ze sobą słodycz i sporo drzewnych, bardziej pieczonych nut. Słodycz, która początkowo wydawała mi się podfermentowana także zaczęła się pod ich wpływem zmieniać.

Bliżej końca te podfermentowane rodzynki zmieniły się w... winogrona - no przecież! Nagle wszystko zalała nuta wina. Białe trochę kapnęło, ale gorzkawa baza podyktowała czerwone i już. Raczej słodkie, ale z lekką cierpkością, taniną. Orzechowe tło cechowała naturalna gorzkość. Pomyślałam o migdałach i orzechach włoskich. Wydało mi się, że i jakieś ciepłe przyprawy wychwyciłam. Chałwy z bakaliami nie byłam więc już taka pewna... może to bardziej jakaś bakaliowa masa... makowa? Chałwa korzenna?

W posmaku leciutkie orzechy skryły się za winem, które z kolei podsyciło lekki kwasek owoców. Wciąż tych suszonych, acz może z dodatkiem cytrusów. Cierpkość wina wymieszała się z taką typowo kakaową. Była to też cierpkość i kwasek... tworu z zasady lepiąco-słodkiego - miodu czy karmelu ale w wydaniu owocowym (stąd znów moje wyobrażenie o syropach). I wszystko to trochę stonowane jakby posmakiem pyłku kakao rodem z trufli.

Była zbyt owocowa na miód czy karmel, jednak to właśnie taki lepko-gęsto-syropowy wydźwięk miała jej słodycz. Suszone owoce jasne i słodkie, a jednak soczyste, podfermentowane, że w końcu aż zmieniające się w wino. Łagodna baza z drzew i orzechów tonowała słodycz, która niewątpliwie była wysoka. Nieprzesadzona jednak, gdyż nawet w chałwie było coś bardziej soczystego.

Bardzo mi smakowała, ponieważ mimo że słodka, to ta słodycz miała bardzo szlachetny charakter. Pewnie byłaby mi za mocna, gdyby nie to, że szalała na tak smakowitej, drzewno-orzechowej bazie. Zaskakująco głęboka w swej słodyczy, choć dla mnie właśnie za mało w niej było gorzkich nut. Kwasek dodający życia spoko, nie za dużo go, a właśnie więcej by nie pasowało.

Na myśl przyszła mi orzechowa, karmelowo-daktylowa i z kwaskiem Beskid Republika Dominikany 70 %. Była jednak wytrawniejsza, serowo-cytrusowa, strączkowa.
To znów orzechy i jasne pieczone rzeczy (tam wafelki, herbatniki) Pralusa, który proponował jednak zupełnie inne owoce - świeższe i jak to je nazywałam "wodniste" (gruszki, melony).
Orzechy i podfermentowane nuty rodem z Jakub Piątkowski Czekolada Republika Dominikany 67 % (tylko że JP to wędzone śliwki, Morin - wino).
Miodem i wiśniami w alkoholu smakowała Michel Cluizel Los Ancones 67 % Saint Dominque, jednak Cluizel to też kawa i przyprawy.
Wszystkie przytoczone były bardziej a to "przyprawione", a to np. kawowe czy owocowe, Morin zaś to zdecydowanie najsłodsza propozycja z tego regionu. Na pewno wynika to z zawartości kakao.


ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 19 zł (za 100 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 574 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

3 komentarze:

  1. Dzięki Tobie właśnie odkryłam, że mam ochotę na rodzynkową czekoladę z takim też aromatem. Czym się różnią "ziarnistość wkomponowana w gęstą kremowość" od ziarnistości niewkomponowanej? Ta druga w ogóle istnieje? Mogą powstać osobno budyń i żwirek? Wzięło mnie na rozważania "konsystencjonalne" :D Ciast, chałwa, mak lub korzonki, karmel - cudowności. Jadłabym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bo przecież czekolada może być po prostu ziarnista. A tu była kremowa z ziarnistym efektem. Albo jak rozpływa się kremowo, a ziarenka zostają na koniec. Wtedy też nie jest wkomponowana (cały czas wyczuwalna razem), a taka "na koniec". Wtedy będzie osobno. Bo można ziarnistości w "budyniu" nie czuć (przypominam, że ja nie gryzę i co jest w środku, dowiaduję się dopiero, gdy samo się wyłoni). Rozumiesz, o co mi chodzi?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.