poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Ambiente Czekolada Sól Himalajska ciemna 50,3 % z solą

Marka własna Aldiego Ambiente zdążyła zdobyć moje uznanie i zburzyć całe moje wyobrażenie na temat tego, jak różnie można rozumieć termin "czekolada nadziewana" (pieję do jednej z najgorszych rzeczy niby do jedzenia, z jakimi się spotkałam: Ambiente: Pistache i Panache). Nie lubię, jak pod jeden szyld dla danego marketu robi kilku producentów. To strasznie mylące. W przypadku serii, z którą wcześniej się nie spotkałam, byłam więc trochę podejrzliwa, acz czekolady były już kupione, więc... I tak czekało mnie spotkanie z nimi. Gdy sprawdziłam producenta, uspokoiłam się nieco. To The Belgian, której jadłam najzwyklejszą 72 % i była w porządku (wprawdzie nie mogę tego powiedzieć o Belgian 53 % bez cukru z zieloną herbatą, ale większość bezcukrowych czekolad mi nie podchodzi). Miałam trzy i wszystkie takie, które mogły okazać się bardzo smaczne albo tragiczne. Dobrze, że terminy ważności się różniły, bo to właśnie nimi poukładałam sobie kolejność otwierania. Tak bym miała problem, jak je w czasie rozłożyć. Jak widać, producent z kolei z czym innym ma chyba problem (z główką?), dając taką zawartość kakao. I jeszcze masło klarowane - kompletnie nie rozumiem, po co ono w ciemnych (jeszcze tak szlachetnie, tajemniczo często zwane "bezwodnym tłuszczem mlecznym").

Ambiente Czekolada Sól Himalajska to ciemna czekolada o zawartości 50,3% kakao z różową solą himalajską, produkowana przez The Belgian Chocolate dla Aldi.

Po otwarciu poczułam słodki zapach, zabarwiony lekko połączeniem waniliny i wanilii (co nie było takie mocno sztuczne) o silnym maślanym motywie, ale i dość znacząco palony. Przypominał tym samym jakąś delikatną, pewnie mleczną, kawusię, do której podano waniliowo-maślane ciastka. Ciastka kruche i otłuszczające palce (coś jak kokosanki? - nigdy nie jadłam, to moje wyobrażenie). A jednak przy uważniejszym wąchaniu, po przełamaniu, trafiłam też na nutę soli.

Tabliczka przy łamaniu trzaskała dość głośno, gdyż była twardo-krucha. Nie kruszyła się wprawdzie za bardzo, ale łamała z suchą łatwością.
Jednocześnie, w dotyku chociażby, nie wydawała się taka sucha. Bardziej sucho-tłusta, może trochę ulepkowata.
W ustach rozpływała się raczej powoli, ale łatwo i właśnie nieulepkowo, mimo że trochę z tym zwlekała. Okazała się gęsta i dość kremowa, miękkawo-tłusta, a suchsza dopiero na koniec, kiedy to pozostawiała pylisty, jakby trzeszczący efekt. Ten ostatni przypominał efekt wymieszanego kakaowego pyłku z cukrem, ale żaden cukier tu realnie nie trzeszczał.
Podobnie zresztą, jak nie trafiłam na żadne kryształki soli - ta była zupełnie integralna z czekoladą, rozpływała się niezauważona wraz z nią.

Od początku po ustach panoszył się smak słodkiego, słodziutkiego maślanego toffi.
Wzbogacony był o element gorzkawy, ale nie gorzki. Osadzony w mocno palono-wypieczonych, suchszych klimatach. Z racji silnej słodyczy, wyraźnie waniliowo-wanilinowej, pomyślałam też o ciastkach maślanych. Wydały mi się leciutko wręcz przypalone i zdecydowanie przesłodzone.

Stała przy nich delikatna kawa. Tu wyraźniej odezwała się goryczka, ale wciąż była bardzo delikatna. Może odrobinkę cierpkawa? Skojarzenia jednak i tak obracały się raczej wokół pylistej kawy rozpuszczalnej. W miarę jedzenia kawa wydawała się coraz bardziej rozmyta. Utwierdzałam się w przekonaniu, że to na pewno jakaś delikatna, najpewniej nawet z mlekiem.

Samą mleczność... maślaność również (bo ta wyraźna była cały czas) podkreślała sól. W połowie rozpływania się kęsa znów przybierała na znaczeniu. I nie mam na myśli tylko tej specyficznej, tłuszczu kakaowego, a też po prostu maślaność takowych słodkich wypieków. Raz po raz nakręcała ją... sól. Pojawiała się epizodycznie, w ilości nieprzesadzonej, acz wyczuwalnej bardzo wyraźnie. Wylegiwała na język, podszczypywała, podsycała smak maślanego, słodziutkiego toffi. Sugerowała również maślane krówki. Bliżej końca robiło się słonawo. Wyraźnie ją czułam, a jednocześnie słodycz w gardle aż drapała.

Na sam koniec ogólna przesadzona słodycz kumulowała się jako toffi, krówki i ciasteczka, a jednocześnie czułam wręcz leciutki kwasek (kawy i soli?) oraz dość mocną, pożądaną słoność.

W posmaku pozostała sól, gorzkawość kawy i przypieczonych ciastek oraz cukrowe zasłodzenie. Trochę tylko "maślano słodyczowe". W tym momencie sól, jak i słodycz, odebrałam jako nazbyt wysokie jednocześnie.

Po spróbowaniu, wydaje mi się, zrozumiałam konwencję. Miało być słodziutko-maślanie, słonawo-toffi. O, nawet rozumiem, że to może bardzo się komuś podobać. Mnie nie kupiło, bo to, że to w sumie ciemna czekolada, budziło we mnie dyskomfort i czułam niedosyt kakao i gorzkości. Nie mniej, to całkiem niezła, choć pozbawiona cierpkości, tabliczka. Ważne, że umiejętnie wkomponowali sól, tak, że ją czuć, a mimo to w żadnym stopniu nie przeszkadzała, nie wyszła natrętnie.
Podobna do Lindta Excellence Sea Salt, gdy chodzi o poziom słodyczy, miękkość i jakość, ale inna, gdy mowa o wydźwięku i soli. Lindt sprawiał wrażenie bardziej "cierpko-ciemnego", mimo że jednocześnie był mniej słony i bardziej cukrowy. Dziwne, bo Ambiente miała słodszy charakter - choć to była taka spokojniejsza słodycz. Którą wolę? A to już chyba zależałoby od dnia.


ocena: 7/10
kupiłam: Aldi
cena: 4,99 zł
kaloryczność: 522 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, sól himalajska 1%, aromat, emulgator: lecytyny

3 komentarze:

  1. O tak, połączenie wanilii i waniliny. Zawsze je rozpoznaję. Umiem nawet określić, która zajmuje ile miejsca. Konsystencja przyzwoita w odniesieniu do ciemnych. Serduszko za brak brył soli. Smaki doskonałe, tyle że zniszczone przez sól. A mogło być tak pięknie.

    Kukuryku! (Wstęp).

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.