środa, 2 września 2020

Chocolatier Alexandre Ecuador 70 % Nacional ciemna z Ekwadoru

Do ostatniej posiadanej czekolady tej marki, czyli właśnie dzisiaj opisywanej, długo nie mogłam się zabrać. Nie miałam na nią zupełnie ochoty, bo wyjątkowo nie podobała mi się struktura i wydźwięk słodyczy proponowanej przez producenta. I akurat to nie mogły być drobiażdżki jak Domori czy np. 60 g jak Duffy's. Nie. Te tabliczki ważyły po 80 gramów...

Chocolatier Alexandre Ecuador 70 % Nacional Cooperative Winak - Napo to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao Nacional z Ekwadoru z prowincji Napo.

Już z nieotwartego plastikowego opakowania wydobywał się lekko drzewny zapach, a gdy wyjęłam tabliczkę... Drzewa, kwiaty i pomarańcze uderzyły z pełną mocą. Miały wydźwięk ciepły, ale nie suchy, a wręcz... wilgotnie-śliskawy. Za kwiatami kryła się lukrowa słodycz, pod którą podczepiły się pudrowe owoce oraz motyw badylków, zielonych roślin. Im dłużej wąchałam, tym wyraźniej czułam rośliny / kwiaty wodne, do głowy przyszły mi nenufary. Pudrowe owoce mieszały się z pomarańczą, dobywając z niej lekkiego kwasku. Był trochę wiśniowy, ale nie do końca... Skojarzyło mi się to z jakimiś mało spożywczymi, czerwonymi owocami kulkami - jarzębiną? Ewentualnie "smakiem zapachu" surowej żurawiny. Zapach był średnio kuszący. Z jednej strony mogło to być coś ciekawego, z drugiej mogło pójść źle.

Ciemna, choć o ciepłym odcieniu, tabliczka okazała się bardzo twarda. Jej trzask to w zasadzie chrupki huk. Taki, przy którym niemal wystrzeliwały kryształki cukru. W przekroju widać ich całkiem sporo.
Zarówno w dotyku, jak i w ustach wykazała się kremowością na początku. Była zwarta i zbita, rozpuszczała się powoli, ale nie opornie, mimo że sprawiała wrażenie sucho-tłustej, lekko pylistej. Opływała gęstymi smugami, które odebrałam jako tłusto-wodniste, ujawniając sporo kryształków cukru. Było w niej ich tak dużo, że można obstawiać, że to taka konwencja, a nie "nie do końca rozpuszczony cukier". Nie podobało mi się to, aż przeszkadzało w jedzeniu.

Robiąc pierwszego kęsa trafiłam na goryczkę dymu i "mało spożywcze owoce". Zaleciało to czymś wręcz rzygowinowym, znów pomyślałam o jarzębinie, drzewach i badylkach zielonych, wilgotnych. Gorzkość złagodniała, wyrównała się, dym rozmył się. Właśnie rozmyta wydała mi się ta kompozycja, szybko tracciła na dosadności.

"Badylki", czyli delikatna roślinność przez chwilę widziała mi się jako delikatne, słodkie kwiaty. Jasny miód z nich, białe, ogólnie jasne płatki kwiatów mięciutkie jak skrzydła motyli przykryły pewne nuty. Zdawało się, że zrobi się owocowo, po czym znów osadziły się w bardziej roślinnych realiach.

Owoce ostały się jako licha kwaśność surowej żurawiny, wiśni i trochę czerwonych porzeczek czy innych owoców... Powiedziałabym, że jakiś niezbyt spożywczych kulek. Skojarzyło mi się to z czerwonoowocową, może warzywną marynatą do mięs, farszem do jakiś roladek... Tak bardziej wytrawnie. Drzewa i znów silniejsza roślinność... wizja nenufarów zmieniła się. Na myśl przyszło mi muliste dno jeziora... Drzewa i znów ich wytrawność, gorzkość wydawały się właśnie coś mulistego porastać.

Odebrałam to źle, bo bardzo prędko w tle pokazała się słodycz. Prosta i ordynarna, acz przyjemnie niska. Poprzez badylki i ich wilgoć, wniosła do tego motyw lukru. Owoce, wróciły. Oblane nim, skojarzyły mi się z pudrowymi cukierkami wiśniowymi i porzeczkowymi. Opłynęła je jednak słodka, wciąż lekko wytrawna nuta czerwonego wina. Wiśnie czy to taninowe wino trochę ratowało sytuację.

Drzewa, odymione i rozmyte, zdawały się zawilgocone. Ledwo ciągnęły. W drugiej połowie rozpływania się kęsa dopomogła im gorzkawa kawa.

Ta jednak okazała się kawą z ekspresu, a więc z kwaskiem, ale też z torbą cukru (mimo że nie było bardzo słodko, struktura zadbała o to skojarzenie). Tutaj pojawił się cytrusowy motyw, sok z pomarańczy i cytryna, a także coś lukrowego. Gdzieniegdzie plątała się kandyzowana skórka pomarańczy, ale chwilami też pomarańcza jako owoc słodko-kwaśny i soczysty całkiem nieźle wychynęła, mieszając się z kawową gorzkością.

Po wszystkim pozostał posmak kwaskawych cytrusów i wiśni, drzewna łagodność zmieszana z nie za wysoką, ale irytującą słodyczą. Wszystko miało przygłuszony wydźwięk, a jednocześnie było dość ordynarne i "okłębione" gorzkim dymem.

Smakowo, dzięki winu, wiśniom i pomarańczom oraz niskiemu poziomowi słodyczy, chwilami kompozycja wyszła bardzo smacznie. Niestety, była to "wydobywana smaczność", bo tonęła w lukrowo-roślinnych i dziwnie wytrawnych nutach tak, że wiele akcentów mi się tu gryzło. Dodatkowo od smaku odwracała uwagę podła struktura.
Podobnie było z Chocolatier Alexandre Tanzania 70 % Forastero - nuty niby częściowo fajne, ale tak niezgrane + ta struktura, że niestety... Nie pasowało mi to całościowo, że aż po pierwszym podejściu uznałam, że resztę skończę na uczelni (robię tak z gorszymi czekoladami; prawie nigdy z czystymi plantacyjnymi). Tam też przyjemności z niej nie czerpałam, męczyłam i męczyłam. Wstrętna struktura i nawet parę fajnych nut nie pomogło.


ocena: 6,5/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,99 zł (za 80 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 580 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakao, tłuszcz kakaowy, cukier, lecytyna sojowa

2 komentarze:

  1. Jarzębina! Jak dawno nie słyszałam o tej roślinie. Mój ukochany wyznacznik jesieni z dzieciństwa. Do tego kasztany, żołędzie i wielobarwne suche liście, z których robiłam bukiety. Ale czekolada nie jest jesienna. Raczej wczesnowiosenna, wilgotna deszczem. Warzywa i marynata w czekoladzie, brr. Tej tabliczki bym nie chciała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zupełnie zapomniałam, ale jeszcze jak mieszkałam w Suwałkach, na moim osiedlu rosło jej mnóstwo. Ja nadal jak widzę kasztany, żołędzie, ładne liście, to je zbieram.
      A no nie jest ani jesienna, ani fajna.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.