niedziela, 20 września 2020

Duffy's Guatemala Sweet River 80 % ciemna z Gwatemali

Duffy's jest jedną z marek, które uwielbiam do tego stopnia, że wbrew rozsądkowi zamawiam czekolady z ich strony, mimo że koszta przesyłek zabijają. Gdy jednak widzę limitowane tabliczki, po prostu nie umiem się powstrzymać. I tak właśnie było z tą. Wprawdzie ostatnimi czasy ogółem tolerancja na słodycz mi spadła, ale nazwa "Sweet River" brzmiała cudownie (i miałam świadomość, że nie odnosi się do smaku). W ogóle jednak Gwatemala od Duffy's dobrze mi się kojarzyła - Guatemala Rio Dulce 70 % była pyszna. Wygooglowałam i... okazało się, że Rio Dulce znaczy właśnie "Sweet River". To nazwa rzeki, nad którą leżą farmy Xoco. Właśnie stamtąd pochodzi kakao criollo uzyskane do wyrobu obu tych tabliczek. Bardzo mnie to ucieszyło, bo po prostu kocham Duffy's i żałuję, że trzymają się raczej przedziału 60-70 % kakao. Gdy tylko pomyślałam o podlinkowanej w wersji ze zwiększonym kakao... aż ślinka leciała płynęła rzeką. Trochę tylko żałowałam, że sztywne i milusie w dotyku, z dokładnym opisem wewnątrz, opakowanie zmienili na zwykły papier.

Duffy's Guatemala Sweet River 80 % to ciemna czekolada o zawartości 80 % kakao criollo z Gwatemali z okolic rzeki Dulce, z farm Xoco.

Gdy tylko rozchyliłam złotko, poczułam ciepły klimat rozgrzanych słońcem drzew i ziemi oraz prażonych migdałów. Wyszły trochę goryczkowato, co podsyciła nuta cierpkich porzeczek i wina. W tle, zwłaszcza już w trakcie degustacji, doszukałam się przy nich śmietankowo-maślanych, ale nie ciężkich, a wręcz kwiatowo delikatnych sugestii.

Bardzo ciemna, raczej matowa tabliczka wydała mi się idealnie gładka w dotyku.
Łamanie pozwoliło mi poznać jej chrupką, ale silną twardość. W akompaniamencie głośnych, jakby trochę pustych trzasków, zobaczyłam ziarnisty przekrój.
W ustach czekolada rozpływała się jednak bardziej aksamitnie-zamszowo. Bardzo powoli zmieniała się w gęsty, trochę budynio-rozlazły i lepki krem. Nie skąpiła tłustości, ale ta nie przeszkadzała, ze względu na odrobinę tłustej soczystości (jak orzechów) i pylisty efekt. Ten ostatni przybierał na znaczeniu bardziej bliżej końca - wtedy to wydawało się, że czekolada zacznie trzeszczeć (ale tego nie sprawdziłam, bo nie gryzę).

Już w chwili odgryzania kawałka po ustach rozszedł się gorzko-goryczkowaty smak ziemi. Z wierzchu rozgrzana słońcem, w większości była to czarna, podszyta kwaskiem ziemia. Kwasek z pleśniowo-podfermentowanych tonów wypuścił po chwili trochę soczystszą falę. Tliła się tam "soczyście-tłusta" nutka migdałów i orzechów.

Nadeszły owoce pod kierownictwem czarnej porzeczki, ale też ogólnie "porzeczkowato-jagódkowate leśne", może jakaś miękka dojrzała wiśnia. Cierpka i... taninowa. Kompozycję nasączyła odrobinka wina, łagodząc ją.

Oto w owocach odnalazła się słodycz. Najpierw mdława, jakby badała grunt. Wystraszyłam się, że pójdzie w słodzikowo-wodnistym kierunku, ale... po leciutkiej wodnistości poczułam brzoskwinie, blade i niewyraźne, ale nabierające słodyczy. Pomyślałam o brzoskwiniach w syropie - o jego słodyczy. W pewnym momencie ta wydała mi się lekko cukierkowa, a zaraz potem karmelowo-miodowa.

Promienie słońca ogrzewające poszczególne nuty, drzewa i ziemistość, podkreśliły karmel. Nie był jednak tak czysto karmelowy; to bardziej karmelizowano-palony miód. Z racji, że kompozycja łagodniała, trafiłam na maślane motywy. Maślane albo raczej... maślano-nugatowe? Jak słodzony ciemnym miodem nugat z wyrazistych migdałów, w którym nie brak naturalnej gorzkawości i słodyczy. Przytoczył też lekko śmietankowy akcent, mieszający się z owocami.

Śmietanka i owoce pobrzmiewały więc kwaskiem, ale i od słodyczy się nie odwróciły. Połączenie to wyszło wręcz kwiatowo, choć na pewno głównie czarnoporzeczkowo. Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wzrósł lekki kwasek czerwonych porzeczek (może też jakiś cytrusów?). Po chwili jednak owoce osłabły, a rześkość pozostała.

Druga połowa należała do ogromu migdałów. Dominowały prażone, mieszające się z innymi orzechami, ale czułam też naturalnie goryczkowate ze skórkami, surowo-słodkawe, acz jakby czymś podkreślone. Bliżej końca robiło się ostrzej. Najpierw obstawiłam podpleśniałą ziemistość, ale wspomnienie miodu i wina zasugerowało jakieś przyprawy: pieprz, kardamon? Rozgrzewające, choć w nienachalnej ilości.

Po wszystkim pozostał posmak rozgrzanych drzew i ziemi, prażonych migdałów w wydaniu wręcz nugatowym, ale mało słodkim. Wszystko to opływała lekka cierpkość wina, miodu i miksu porzeczek.

Ta tabliczka była bardzo ciepła. Migdały, drzewa i ziemia... w cudowny sposób ogrzewane, a na koniec podkreślone ciepłymi przyprawami. Oprócz gorzkości, nie brakowało jej żywej kwasko-cierpkości, choć nie było to silne. Zdecydowanie jednak istotniejsze niż niska słodycz.
Cierpko-kwaśne owoce były niczym takie jedzone na słodko ze śmietanką na jakimś pikniku na polance w lesie. Tak to widzę.

Wiele z niej (brzoskwinie w syropie, czarne porzeczki, migdały i drzewa, całe to prażenio-karmelizowanie, miód, przyprawy) czułam też w 70 % - tamtą jednak zalewał miód (przy którym pojawiło się sporo fig), tę zaś... wino i soczyste, cierpkawe owoce.

Obie smakowały mi tak samo, a to, po którą bym sięgnęła uzależniałabym raczej od tego, na co w danym dniu miałabym ochotę. Niestety jednak... jak widać wytrawność jest limitowana.


ocena: 10/10
kupiłam: Cocoa Runners
cena: £6.95 (za 60 g)
kaloryczność: 608 kcal / 100 g
czy znów kupię: chciałabym

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

4 komentarze:

  1. Mogę zostać Twoim sprawdzaczem trzeszczenia i innych efektów odkrywanych podczas gryzienia :P Ziemia i ostre przyprawy na nie, ale reszta wydaje się okej. Nie wiem, czy nie wolałabym łagodniejszej 70, choć mogłabym chapnąć obie i porównać. Tu martwią mnie kwaśność owoców i ziemistość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie, nie zniosłabym, gdyby ktoś w moim pobliżu gryzł takie genialne czekolady. xD

      Kwaśne owoce i ziemia mogłyby Ci tu trochę twarz wykrzywić. Czuję, że przez nie uciekłoby to, co potencjalnie jest Twoje.

      Usuń
  2. Chyba wszystkie ich limitki mają taki marny papierek. Mi ta ziemia kojarzyła się wręcz popiołowy, a na te cytrusy byłem bardziej wyczulony - odebrałem je jako cytryny. Świetna tabliczka, szkoda, że limitka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie dziwię im się, że nie zawracają sobie głowy opakowaniami na limitki, ale szkoda.

      No tak, cytrusowa nuta na pewno była. Cytryny? Aż tak bym nie poszła.

      O tak, z chęcią bym wróciła.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.