poniedziałek, 30 listopada 2020

Fin Carre King Size Neo mleczna z nadzieniem mlecznym i ciastkami kakaowymi

Latami omijałam słodycze marki własnej Lidla, Fin Carre. Mama kupowała i ciągle słyszałam, że nawet dla niej są za słodkie, więc wiedziałam, że ja nie mam czego wśród nich szukać. Moja niechęć wzrosła, gdy wycofano czekolady Bellarom a wprowadzono podobne, ale tylko z orzechami (te mnie nie kręciły) - właśnie Fin Carre. W akcie protestu i bojkotu nie kupowałam. Jakiś czas temu Mama powiedziała, że z chęcią przetestowałaby parę dużych Milek (bo jadła lata temu i nie pamięta), ponieważ smaki dużych wydają jej się ciekawsze. Na Milki jednak ja ochoty nie miałam, lecz gdy w Lidlu pojawiły się analogiczne smaki, jednemu postanowiłam dać szansę. Mama uległa mi co do wyboru smaku, choć sama optowała za Toffee Wholenut. Ja zaś za bardzo lubię herbatniki czarne jak szatan i za bardzo tęsknię za Bellarom Neo (ale oczywiście o wiele bliżej jej do Milki Oreo 300g), by tej nie spróbować.


Fin Carre KingSize Neo to mleczna czekolada o zawartości 30 % kakao nadziewana mlecznym kremem (45%) i ciasteczkiem kakaowym Neo (13,5%); marki własnej Lidla.

Po otwarciu poczułam ordynarny biały cukier i ogrom mleka, niemal śmietanki. Po chwili zarejestrowałam też zapach kakaowego, dobrze wypieczonego ciastka. Nie było to zbyt kuszące, co zmieniło się po przełamaniu. Wtedy bowiem uderzyła mnie woń śmietankowych lodów i mleka w proszku z kakaowym motywem, aż krzycząca: "to ja, cookies & cream!". To już było apetyczne, acz bardzo słodkie.

Tablica okazała się miękka. Mimo że ciężka i konkretna z racji gabarytów, odebrałam ją jako delikatną; taką, która zaraz zacznie się rozpuszczać. Przy łamaniu / krojeniu była dziwna, bo przekrajanie było normalne, a łamanie sprawiało, że się gięła. Niektóre kostki bardziej się rwały. Wszystko zależało od części, bo jak pokazuje sam przekrój ciastka umieszczono głównie w środkowej części - chyba starali się, by było ciastko na pasek. W mojej tabliczce niezbyt to wyszło. Ciastka nadały więc pewnego konkretu, przez wręcz wyciskający się spod czekolady krem, całość sprawiała wrażenie miękkiej. Łatwo dało się to podzielić; sama z siebie przesadnie się nie rozwalała.
W ustach czekolada rozpływała się dość szybko, kremowo, acz jedynie gęstawo i z lekko proszkowym efektem. Okazała się średnio tłusta.
Biały krem wyciskał się spod niej i niezbyt pasował, bo przypomniał ciepłą plastelinę. Odebrałam go jako mięciutko-margarynowy. Plastyczny, mazisty, a jednak pozostawiony sam sobie - dość zwarty. Wysoka tłustość szybko zatłuszczała usta, a jednak i dużo proszkowości się w nim znalazło.
Ciastko z kolei odznaczało się konkretnością, chrupało przy robieniu kęsa, a potem rozchodziło się na pyłkową, ciasteczkową masę. Było integralne z resztą zarówno, gdy zajęłam się nim szybciej lub - to zdecydowanie lepsze - kiedy rozpływało się, pozostawione samo sobie. Było odpowiednio natłuszczone, ale nie tłuste. Nasiąkało i przeistaczało się w trochę zalepiającą masę, jak ciastko zanurzone w mleku.

W smaku czekolada serwowała przede wszystkim przesadzoną słodycz chamskiego białego cukru, szybko dogonioną przez mleko z jakimś nieokreślonym posmakiem. Wydała mi się tym samym przearomatyzowana, choć chyba też lekko kakaowa - przesiąknięta ciastkiem?

Po chwili zrobiło się bardziej tłuszczowo, a słodycz wzrosła. Przypominała lukier i cukier puder. Krem wydał mi się margarynowy, a więc tłuszczowo-nijaki, a dopiero potem śmietankowo-mleczny. Gdy rozszedł się z obu stron, także w smaku skojarzył mi się z lodami śmietankowymi z proszku - takimi... "dawnymi", ale nie najwyższej jakości. Zacukrzone były do bólu, że wyszły w tym nijako. Spróbowany osobno ujawnił kiepski, dziwnie kwaskawo-sztuczny posmak - jakiś aromat czy coś? W całości też pobrzmiewał, ale przez większość czasu udawało mu się ukryć.

Ciastko tylko troszeczkę przełamywało słodycz, acz w tej cukrowej toni brak mu wyrazistości. Zostało w dużej mierze zagłuszone. Dopiero bliżej końca odważniej wprowadziło kakao i goryczkę pieczenia, jakby z opóźnieniem.
Spróbowane osobno prezentowało smakowitą gorzkość kakaowo-przypalonych ciastek. Też było słodkie, ale nie przeraźliwie.
Mieszając się z mlekiem i zacukrzoną czekoladą nikło. 
Już w połowie kęsa w gardle i ustach cukrowość aż paliła, a skojarzenie z lukrem wsunęło się na pierwszy plan.

Bliżej końca i na koniec jednak ciastko rozpływało się, trochę je pociamkałam i wtedy było już wyrazistsze. Zaserwowało smak mocno wypieczonego, kakaowego ciastka, pewną sodowość i już nie było tak tragicznie.

Właśnie ciastko w przeważającej mierze zostało w posmaku. Niestety wraz z cukrowym kacem, paleniem i lukrową cukrowością po prostu. Co więcej czułam tłuszczowość i śmietankowy smaczek - na moje nieszczęście w tej kolejności. Wróciła też sztuczność.

Już po wstępnym gryzie nie miałam ochoty robić kolejnego, ale pod bloga zjadłam dwie kostki... Nic mi nie grało i w dodatku denerwowało dziwne rozmieszczenie ciastek. Biorąc pod uwagę, jak to wyszło, zgarnęłam te, w których ciastka było więcej (nie zaś kostki brzegowe, gdzie dominował krem), a i tak czułam tych ciastek niedosyt. Nie chcę więc nawet myśleć o zjedzeniu całości - to byłaby tortura. Cukrem i tłuszczem to naprawdę już dwiema kostkami wykańcza. I serio... mogę znieść i słodycz, i miękkość, ale gdy do pary z nimi idzie fajny smak (przykład? J.D. Gross Mouse au Lait Coconut Macaroon).

Zupełnie mi ta czekolada nie smakowała, acz zupełnie obiektywnie... wydaje się być najzwyklejszą tabliczką z niższej-średniej półki. Osobiście bardzo żałuję, że tak zagłuszone zostało ciastko - naprawdę było dobre. Krem jednak to miękko-tłusta porażka o smaku cukrowo-lukrowym. Czekolada z kolei to definicja mlecznych no-name'ów.
Milkę Oreo 300 g uważam za o tyle lepszą, że wali cukrem i swoim specyficznym posmakiem (który potrafi nawet być uroczy), a nie cukrem i sztucznym niesmakiem. Milka ma zdecydowanie o wiele lepsze proporcje - więcej kakaowego herbatnika kosztem zacukrzającego białego kremu.
Większość poszła do Mamy, ale i jej nie smakowała: "Im więcej jadłam, tym mniej mi pasowała. Ani dać temu się rozpuszczać, bo ciastko za twarde i konkretne, ani gryźć bo krem i czekolada za miękkie, niespójne to, a krem nieciekawy".


ocena: 4/10
kupiłam: Lidl
cena: 6,99 zł (za 300g)
kaloryczność: 551 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz palmowy, tłuszcz kakaowy, mąka pszenna, słodka serwatka w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, bezwodny tłuszcz mleczny, śmietanka w proszku, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, lecytyna sojowa, substancje spulchniające: węglany sodu, węglany amonu; miazga z orzechów laskowych, naturalny aromat, syrop glukozowo-fruktozowy, laktoza, ekstrakt z laski wanilii

12 komentarzy:

  1. Szkoda że jej wyszedł tak cukrowo i margarynowo, bo jego ilość wygląda zacnie, ale skoro jest tak kiepski... To chyba lepiej jakby dali go mniej :D niemniej smak lodów śmietankowych kusi, wiec gdyby ta czekolada była mniejsza to bym chętnie kupiła ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ej! Lody śmietankowe to w zapachu, smak tylko chwilowo leciutko mi się skojarzył, więc gdy chcesz ich smak wyraźnie poczuć, to... nie w tej czekoladzie. ;P

      Usuń
  2. Kilka osób polecało mi tę czekoladę, ktoś nawet w komciu prosił o recenzję. Niestety i stety tabliczka jest za duża, więc jeśli nie dostanę kawałka w spadku jak Ty, nie będę miała okazji jej spróbować. Co skądinąd wcale mnie nie martwi, bo - nawet bez czytania Twojej recenzji - wiem, że to sam cukier, jak inne słodycze lidlowe. Podoba mi się jej delikatność, miękkość - lubię połączenie twardego z kremem (nie bez powodu latami kochałam 3 Bita). Brak siły przebicia gorzkiego ciastka zupełnie mnie nie dziwi. Zgadzam się, że w niektórych przypadkach słodycz... może nie tyle jest uzasadniona, co pasuje (biała kokosowa grossówka).

    PS Na byłe Bellaromy chyba kiedyś się skuszę. Jadłam je w gimnazjum, więc nie poczuję różnicy między nimi a obecnymi F.C.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio w Biedronce pojawiły się podobne i robi je producent Schogetten. Ciekawe, czy dla Lidla też. Obstawiam, że to możliwe.

      PS A tu możesz się zdziwić. Nie nazywaj ich proszę "byłymi Bellaromami", bo czuję, że to inny producent. Próbowałam śmietankową Fin Carre i nie dość, że jakość znacznie niższa niż Bellarom, to jeszcze inny, beznadziejny podział (kostki wysokie, niby duże, a w sumie małe - potem na FB Ci pokażę). Z orzechami przed tą czekoladą Mama chciała "kiedyś którąś kupić", ale po tej uznała, że to nie ma sensu, bo to będzie tylko namiastka.

      Usuń
  3. Bardzo nam smakowała i teraz cały czas szukam jej i nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że już parę razy pojawiła się i wróciła, ale nie śledzę tego, więc nie wiem, jak jest teraz. Wiem za to na pewno, że podobną producenta Ludwig widziałam w Biedronce. Znów jednak - nie wiem, kto robił Fin Carre. Po prostu piszę o zamiennikach Milki, o których wiem.

      Usuń
    2. Lidl nie podaje producentów żywności w produktach, w których nie musi podawać. Zawzięli się na to bardzo, to chyba jedyny sklep z tych większych w Polsce, gdzie nie znajdziemy informacji o producenci wyrobu. Ale teoretycznie można to obejść odnajdując odpowiednik produktu marki własnej Lidla w Kauflandzie (K clasic itp). Kaufland i Lidl to ta sama firma, więc i zapewne producentów mają tych samych, którzy produkują im te "marki własne" :)

      Usuń
    3. Mnie również irytuje tym niepodawaniem, na czym się da. Z tym obejściem jednak tak bym nie szła. Marki własne i ich produkty bardzo się różnią między tymi dwoma marketami. Wiem, bo z obu wiele produktów z Mamą kupujemy. Na przykładzie twarogu półtłustego z obu Pilos z Lidla to obecnie pyszny ser z Zambrowa (kiedyś był gorszy, skądś indziej), a dla Kauflandu (K Classic) robi inna mleczarnia i wg jest niezjadliwie kwachowo-gorzki. Można się więc przejechać i to nieźle, idąc tym tropem.
      Acz faktycznie, że i analogie występują.

      Usuń
  4. Czekolady Fin Carré są produkowane m.in. przez niemiecką firmę Solent GmbH & Co. KG.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację, jednak na mojej tabliczce nic o tym (ani o żadnym innym) producencie nie było. Wiem, że ceny tych tabliczek się zmieniły od czasu recenzji, stąd też nie mamy pewności, czy producent się nie zmienił.

      Usuń
  5. Ja próbowałam tę wersję w pomarańczowym opakowaniu - z karmelem i orzechami (Fin Carre toffee wholenut), która również jest potwornie słodka, przy czym nadzienie ma w ilości przypominającej raczej baton niż czekoladę, nawet orzechy nie ratują tego produktu, nie polecam i po Twojej recenzji będę produkty firmowane szyldem Fin Carre omijała szerokim łukiem. Dzięki za ostrzeżenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że opisana też jest kiepska. Ja sama nacięłam się jeszcze na czyste: ciemną 74% oraz śmietankową (recenzje za jakiś czas). Omijanie to słuszna decyzja!
      Aczkolwiek linia Way to Go (chyba niestety limitowana) właśnie Fin Carre prezentuje się znacznie lepiej.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.