niedziela, 6 grudnia 2020

Georgia Ramon Ghana 75 % Kuapa Kokoo Forastero ciemna z Ghany

Historia konkretnie tej tabliczki jest dość dziwna. Otóż bardzo mi na niej zależało, bo jakoś lubię Ghanę jako region kakao. Wreszcie zdobyłam i bardzo się z niej cieszyłam. Zawsze jednak między kupnem, a zjedzeniem mija u mnie długi okres czasu. Zapomniałam więc o niej. Parę miesięcy później przeszukiwałam listę czekolad z datami posiadanych i jej nie znalazłam. Przejrzałam bloga i wersje robocze - nic. A na stronie Sekretów Czekolady była. Już chciałam ją kupić ("teraz natychmiast!"), ale wzięłam wdech i wydech, po czym poszłam poprzeglądać czekoladowe zbiory (lubię to robić, tak swoją drogą). Czekoladę znalazłam na dnie szuflady, co ucieszyło i zaskoczyło (!) mnie, jakbym znalazła skrzynię skarbów. Przecież nie znalazła się tam w magiczny sposób, a po prostu ostatnio zapomniałam wpisać ją na listę... Efekt jednak był, jaki był. I był też pomysł, co wybrać na degustację na dniach.
Czy coś ją wyróżniało oprócz mojego specyficznego nastawienia się na nią? Trudno powiedzieć, ot: kakao forastero (konkretniej amelonado) kupiono od kooperatywy Kuapa Kokoo.

Georgia Ramon Ghana 75 % Kuapa Kokoo Forastero to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao forastero z Ghany.

Gdy tylko otworzyłam papierek, poczułam aromat rześkich, raczej żywych, być może tylko co powieszonych do suszenia się kwiatów z niemal lekowo-aptecznym charakterem ziół. Obok tego stała owocowa soczystość, z kolei już trochę upudrowana, czerwonego połączenia malin, granatu i grejpfruta. Ten ostatni zawierał w sobie goryczkę, przywodzącą na myśl żelko-galaretki. Czyżby też pomarańczowe?

Ciemna tabliczka wydawała się suchawa. Na pewno cechowała ją twardość. Trzaskała bardzo głośno i również "sucho".
W ustach rozpływała się wolno, ale bez oporu, Cały czas pozostawała dość zwarta, mimo że miękła jak ciepła plastelina i częściowo oblepiała podniebienie. Była lekko soczysta, ale z zagęszczono-słodkim efektem. Skojarzyła mi się trochę z zżelowanym musem owocowym, który zasypano pyłkowym kakao.

Już wgryzając się w kawałek poczułam, jakbym rozgryzła pesteczki granatu. Smak czerwonego owocu rozlał mi się po ustach, łącząc słodycz i leciutki kwasek, a już po chwili... jakbym trafiła na samą pesteczkę.

Pesteczka... pesteczka-tabletka była gorzka. Nie jakoś mocno, a jak palony cukier; trochę cierpka i trochę aptecznie-ziołowo. To zdecydowanie jakiś roślinny, nieco podsuszony motyw. Pomyślałam o łupinie kokosa, oleju kokosowym i nagle... gorzkości kawy.

Za tym jednak, niemal równocześnie, czerwone owoce rozbudowały słodycz (jakby nie naturalną, a mocno - choć umiejętnie - dosłodzoną) i owocowość... Chciało by się rzec: "soczystość", ale ta była przygłuszona lekką pudrowością i kwiatami. Także kwiaty reprezentowały kolory: czerwonawy i białawy (rozmyte), lekkie podsuszenie, choć z życiem. Z czerwonej masy wyłoniły się czerwone porzeczki, przemieszały się z granatem, zostały skropione sokiem z cytryny. Jednocześnie słodycz umacniała się niemal jako baza... A do mnie dotarło, że to słodziutka trochę pudrowo marmolada. Taka... sowicie dosłodzona niemocno palonym cukrem - łagodnym karmelem?

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa pojawiła się silniejsza kwaskawość cytrusów, a ja pomyślałam o pomarańczach i grejpfrutach. Zespojone były z drobną cierpkością, sugerującą galaretki, marmolady, dżemy czy inne owocowe masy, a także rozkręcające kawę.

Była to dziwna kawa. Dość roślinna, niemocno palona, żywo-wilgotna. Opiewały ją kwiaty, dzięki którym, razem z dżemikowo-galaretkowym skojarzeniem, odważyła się wypełznąć słodycz. Była dość mocna, niczym... karmelowy syrop wlewający się do jakiegoś roślinnego cappuccino.

Pod koniec zrobiło się łagodniej, mlecznie-niemlecznie i wręcz maślano-niemaślano (bez zdecydowanego, realnego smaku tychże). Palony karmel nie był ordynarny, a skryty w kwiatach. Wydało mi się to trochę orzechowe, trochę dziwnie pestkowo-owocowe, może właśnie jak kokosowe coś - łupina czy coś wegańskiego.

Ten karmel został całkiem wyraźnie w posmaku wraz z cierpką goryczką kawy i roślin oraz słodyczą delikatnego karmelu przemieszanego z dżemowo-pudrowymi czerwonymi owocami i cytrusami.

Marmoladkowo-dżemowe czerwone owoce (porzeczki, granat) i cytrusy wraz z ogromem roślinności i kwiatów, ziół, łączących je z gorzkawą, cappuccinową kawą roślinną wyszły intrygująco. Sprawiły wprawdzie, że czekoladę odebrałam jako delikatną, głównie jako słodką, gorzkawo-cierpką i w sumie niekwaśną; nie były to do końca moje nuty (słodziutko karmelowe dżemiki i roślinne cappuccino), ale całość wyszła na tyle dziwnie-przekornie, że aż smacznie.

Karmel, roślinność i kawę czułam też w Manufakturze Czekolady Grand Cru Ghana 70 %, która jednak była słodsza i orzechowo-ciastowa, a z kolei klimat słodyczy karmelu i konfiturek przypomniał mi Pralus Caracas 75 % (blend, w którym obstawiam, że było sporo kakao z Ghany). We wszystkich jedzonych trochę czerwonych owoców się przewijało, ale na tabliczkę z Ghany o takim wydźwięku chyba trafiłam pierwszy raz.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 24,99 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 566 kcal / 100 g
czy kupię znów: może i mogłabym

Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

2 komentarze:

  1. Opakowanie nie zapowiada apteczności, ziołowości, kawy. Celowałabym w soczystość, dżunglę. Pomarańcze, inne cytrusy i granaty akurat spoko. Niedopasowana do szaty, acz wydaje się całkiem, całkiem. Podoba mi się dżemowość, a brak antyolgowych nut sprzyja pozytywnym myślom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też! Na pewno jakieś wilgotne rośliny, liście, i dużo czerwonych owoców i to mi się aż... sugestywne wydaje.
      Lubię, gdy szata czekolady pasuje do jej smaku i cóż, nie wydaje mi się to jakimś wyjątkowym wyzwaniem, skoro producenci i tak często nuty wypisują. Mistrzem w dobieraniu szaty do smaku był kiedyś Zotter. Teraz wg mnie i jemu nie idzie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.