Oialla to duńska marka, założona przez dwóch czekoladników w 2010 po tym, jak rozsmakowali się w kakao z boliwijskiej prowincji Beni oraz zapoznali się z Fruition. Duńskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych wspiera ich przedsięwzięcie, ponieważ działają na rzecz ekologicznej żywności, ściśle współpracując z boliwijską kompanią Sumar. Współpraca ta zapewnia godziwe wynagrodzenie, wyższy standard życia i edukację rdzennej ludności wiejskiej w Boliwii. Gdy tak to wszystko czytałam, aż się uśmiechnęłam. Jak dobrze, że coraz więcej jest takich uczciwych marek, które utrzymują się latami. To jednak kwestia postępowania, a co z czekoladą? Pojęcia nie miałam, ale liczyłam na zacny kąsek, bo Boliwia to region, na jaki rzadko trafiam, a większość ciemnych stamtąd bardzo mi smakowała. Chciałam poznać to kakao dokładniej, tym bardziej, że jak widać kogoś aż zmotywowało, by całą markę stworzyć. I inspiracja Fruition do mnie przemówiła, nie ukrywam.
Oialla Organic Beniano Bolivia 78% to ciemna czekolada o zawartości 78 % kakao z Boliwii z departamentu Beni / Beniano.
Rozchylając sreberko, poczułam intensywną woń drzew, migdałów i fistaszków. Miały delikatny, nieprażony albo prażony minimalnie charakter. Pomyślałam przy nich także o patyczkach do lodów, bo ich klimat był dość orzeźwiający. Spory udział w kompozycji zajęła "gęsta" soczystość słodkiego mango i słodkich, czerwonych owoców np. czereśni, arbuza. Było w tym coś egzotycznego i nie do końca jak świeże, surowe owoce, a może... rześkie sorbety? Albo... pierogi z owocami? Jagodami? Posłodzonych miodem?
Przy łamaniu tabliczka wydawała się raczej delikatna, trzaskała lekko, ale to przez to, jak strasznie cienka była. Na dotyk, na oko wyglądała na tłustą i gęstą.
W ustach rozpływała się przyjemnie powoli. Miękła na gęsty, zalepiający krem, z czasem upuszczając soczystość jak konkretne, zwarte i jędrne owoce. Już po paru sekundach zdradziła swą wysoką, przytłaczającą tłustość. Była niczym masło. Cechowała ją idealna gładkość, wręcz śliskawość.
Gdy tylko kawałek wylądował w ustach, poczułam delikatną słodycz jasnego ciasta. Najpierw oczami wyobraźni zobaczyłam surową, jasną masę na ciasto, potem wyobraziłam sobie jakiś tłusty biszkopt miodowy i pierogi polane jasnym miodem. Wyszła ciastowo, ale nie do końca słodko-słodko.
Zaraz bowiem rozeszła się gorzkość migdałów i całego mnóstwa orzechów. Wzrosła, choć siekierą nie była. Na przód wypchnęły się fistaszki, by tam zrównać się z migdałami. Te podkreślała drzewno-drewniana nuta. Była delikatna, nieprażona. Charakteru jednak jej nie brakowało. Trafiłam w tej mieszaninie na... zawilgoconą tabakę? Albo fusy herbaty? Znów pomyślałam o wilgotnych patyczkach do lodów z zapachu i...
Pierogach. Widziałam je! Jasne pierogi, lepkie i mokrawe, nadziane... gęstymi, naturalnymi jagodami i czerwonymi owocami. Jagodowo-porzeczkowy splot przyniósł lekką cierpkość, nawet kwasek. To zaś było jakby tonowane poprzez polanie pierogów odrobinką jasnego, niewyrazistego miodu.
Owoce rozkręciły słodką soczystość ze swoistym przełamaniem. Pomyślałam o średnio dojrzałych, przeciętnych czereśniach i czymś bardziej egzotycznie-cytrusowym, trudnym do nazwania. Chyba mignęła mi specyficznie słodko-kwaśna limonka. Owocowy motyw pobrzmiewał, ale nie był głównym. Lekka kwaśność ustabilizowała się. Czyżby pierogi utonęły w śmietanie lub śmietanowym jogurcie?
Odważniej grały orzechy. Przeciągnęły cierpkość owoców na swoją stronę, co poszło w herbacianym kierunku. Migdały królowały, jakby trochę się podprażyły, acz także drzewa w drugiej połowie miały więcej do powiedzenia. Poczułam lekką pikanterię słodko-rozgrzewających korzennych przypraw, a po chwili trafiłam na naturalną słodkawość i wręcz maślaność orzechów. Zmieniły się w jakieś orzechowe kremy lub lody na bazie śmietanki.
Ten bardzo, bardzo tłusty krem orzechowy... miodowa nuta... i dosłownie widziałam (wygooglowałam, bo na ciastach się nie znam; tego nie jadłam, ale wyobrażam sobie, że smakuje właśnie tak) miodownik. Przez moment miód szczypnął jeszcze pikanterią, zadrapał, ale zaraz rozszedł się, roztaczając słodycz. Jakbym jadła miękkie, jasne ciasto, z mnóstwem mdławo-tłustego kremu, jasnym miodem i orzechami. Bliżej końca zrobiło się aż tłusto-mdło, głównie maślano, a wyraziste migdały zaczęły pobrzmiewać marcepanem.
Po zjedzeniu pozostał posmak właśnie delikatnych, ale wyraźnych migdałów i orzechów oraz sugestia rześkości. Po głowie plątały mi się m.in. czereśnie, ale też wiele motywów nie do nazwania. Wróciła jagodowa cierpkość i nawet stonowana kwaśność cytrusów, ale też pszeniczna wytrawność. Było bardzo słodko w miodowym kontekście. Czułam się, jakbym naprawdę zjadła pierogi z owocami, ale też... masło-śmietanową masę, która niemiłosiernie otłuściła mi usta.
Wyszła jak o wiele tłustsza wersja Zottera Labooko Bolivia 90 %, podobne były w nich jagodowo-cytrusowe, drewniano-drzewne nuty, a także nabiał, ale właśnie - w Zotterze twaróg / jogurt, a Oialla to nabiał tłusty i za tłusty.
Cytrusowość, herbata i fistaszki pamiętałam z Georgii Ramon Bolivia Beniano Wild Beni 84%, która to była wyraźnie czerwonoporzeczkowa (Oialla to ogóle nuty owoców m.in. czerwonych)
Co ciekawe, wszystkie miały nuty "czegoś pszennego" z tej samej klasy, ale kompletnie inne: wafelki (Zotter), herbatniki maślane (GR) i w końcu masa na ciasto, pierogi dzisiejszej.
Była bardzo smaczna, ale jej strukturę uważam za odpychającą. Częściowo łączyła się ze smakiem, więc nie dala rady mnie w pełni zachwycić. Wyszła za łagodnie na tę zawartość. Tak właśnie słodko, tłusto... a jednak pewne aspekty były boskie i marzy mi się tabliczka z nimi, w której by się wyraźnie rozwinęły (zestawienie owoców, ale i nuta pierogów była interesująca; ileż bym też dała za mocniejsze surowe orzechy - bo zdarzają się jakoś rzadko).
ocena: 8/10
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Patyczki do lodów mają specyficzny, przyjemny zapach. Nigdy się nie zastanawiałam, czy ktoś zwraca na niego uwagę, a tu popatrz. Chyba że przywołałaś je tylko dlatego, że są/były na nich lody i patyczki przejęły rześkie zimno. Pierogi? Tego jeszcze nie było. Dobrze, że na słodko, a nie z mięsem albo kapustą i grzybami. Tabliczka wydaje się świetna.
OdpowiedzUsuńCo? Rześkie zimno? To ogólnie bym napisała o "zimnie lodów" czy coś. Chodziło o konkretnie patyczki i tak! Są bardzo specyficzne. Ja się z kolei zastanawiałam, czy ktoś na to zwraca uwagę. W dzieciństwie nie lubiłam lodów na patykach za bardzo, ale jadałam i nigdy tak od razu patyka nie wywalałam.
UsuńTakie pierogi znam tylko z zapachu (a może i kiedyś jadłam jakieś na słodko? skąd by mi się źle smak kojarzył?), więc to i "smak zapachu", niemniej, fajnie byłoby, gdybyś też to mogła poczuć. Zdecydowanie bardziej Twoja, niż moja.