poniedziałek, 7 grudnia 2020

Merci Dark Chocolate 72 % ciemna

Nigdy specjalnie nie przepadałam za czekoladkami Merci. Mleczne warianty mi nie smakowały, ciemne jakoś tam lepiej szły, ale fenomenu za nic pojąć nie mogę. W dodatku zawsze postrzegałam je jako marny prezent kupowany przeważnie "na odwal", nie interesując się, co ktoś lubi. To takie pójście na łatwiznę... Gdy daje się to komuś, kogo nie zna się zbyt dobrze, to jeszcze rozumiem, bo w takim miksie jest szansa, że coś sobie znajdzie. Ale córce? Na takie coś twarz wykrzywia mi się w grymasie. Po słowach: "mlecznych chyba nie lubisz, a to... może być?" jednak jakoś mięknę. Tym razem tato nie kupił żadnych Luximo czy Heidi, a tabliczkę z "przykasowej przeceny" w Biedrze, uznając ją za godną "córki degustatorki", co szczerze doceniam. I co rzeczywiście jakoś tam mnie ucieszyło, bo sama nigdy bym tego nie kupiła, a czysta tak wysokoprocentowa Merci? Tego jak żyję nie widziałam. Niestety do otwarcia i tak musiałam się trochę przymusić, bo po Moser Roth Nougat 'N' Crisp i skojarzeniu z migdałową Merci, jakie wywołała, do niej wcale mi się nie spieszyło.


Merci Dark Chocolate 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao; produkowana przez Storck i dostępna w opakowaniach  100, w których są 4 oddzielnie pakowane minitabliczki.

Rozchyliwszy złoty papierek, poczułam intensywny, mocno korzenny zapach palonych, czekoladowych pierników z nadzieniem truskawkowym. Opiewała to maślaność, przywołująca skojarzenie z tłusto-czekoladową polewą z tychże pierników... I trochę jak masło topiące się na ciepłym, przypalonym toście z dżemem. Słodycz nie była za wysoka;a przybrała nawet lekko waniliowy charakter.

Karykaturalnie czarna tabliczka w dotyku wydawała się idealnie gładka.
Cicho trzaskała, kiedy ją łamałam, przy czym twardości odmówić jej nie mogę, ale już w trakcie robienia kęsa sugerowała miękkawość.
Twardość odpływała zupełnie w niepamięć w ustach, ponieważ prędko miękła. Znikała w tempie umiarkowanym, nie ociągając się. Była dość tłusta w gładko-kremowy sposób. Pozostawiała zawiesinowe smugi, którymi trochę tylko zalepiała... mimo całej kremowości kojarzącej się aż ze śmietanką, wyszła jakoś nieco polewowo, bez czekoladowej gęstości, znikając jak woda z pyłkiem i ten pyłkowy efekt pozostawiając. Taka miękkość ni jak mi nie pasuje do ciemnych czekolad.

Robiąc kęsa poczułam wysoką gorzkość, która w ciągu ułamku sekundy znalazła się na równi ze słodyczą. Okazały się idealnie wyważone, po czym nagle zaczęła rosnąć cukrowość, jakbym przełknęła kawę z bardzo słodkim syropem. Na szczęście robiła to w tle - nie była chamska, mimo że zbyt wysoka.

Na przodzie bowiem rozlała się kawa. Gorzka kawa, kawa mocno palona. Pobrzmiewał przy niej lekki kwasek kakao i cierpkość. Stała się smakiem bazowym. Pomyślałam o przypalonych piernikach i.... korzennych ciastkach speculoos. Czekoladowe pierniki w polewie plątały się w tej kompozycji, ale to właśnie te twarde, specyficzne speculoos zwróciły moją uwagę. Podciągnęły trochę cukrowej słodyczy z tła, a z kwaskiem zasugerowały scukrzone suszone owoce i... więcej jakiś różnych ciastek.

Ciastek albo czegokolwiek chrupiąco-twardego i spalonego w pozytywnym sensie. Palona kawa podkręcała to skojarzenie. Kawa pita... w towarzystwie tostów! Trochę przypalonych, ale sucho-trzeszczących, rwących się i... z ogromem masła. Masła topiącego się, na które dołożono... dżem? Słodki dżem truskawkowy słodzony wanilią? Mógł on wypełniać również tamte pierniki...?

Bliżej końca od maślano-tostowych nut, zmieszanych z cierpkością i gorzkością kakao wyraźnie rozchodził się smak korzennych pierników w czekoladzie / polewie czekoladowej. Te były bardzo czekoladowe, bardzo palone i bardzo tłuste.

Pod koniec jednak znów pojawiła się cierpkość i goryczka kakao, lekko ściągnęły, nie odganiając nieśmiałego kwasku. Zrobiło się też bardzo słodko, znacząco waniliowo. Drapało w gardle.

Posmak był już bardziej cukrowy, ale wymieszany z wanilią. Wanilia wydała mi się nie do końca naturalna (ale też nie sztuczna), a dzięki temu stanowiąca dobre przejście do goryczkowatej spalenizny i przypraw. Z cierpko-gorzkim, palonym motywem kawy i kakao...wych pierników. Z tłustą polewą! Utrzymywał się średnio długo i był raczej neutralny niż jednoznacznie przyjemny.

Czekolada właściwie zszokowała mnie, że wyszła tak dobrze. Gdyby nie cała ta smakowa maślaność... w ogóle piałabym z zachwytu nad smakiem. To ciepła korzenność i kawa; można by powiedzieć, że kolejno kawa z ciastkami speculoos, tostami z masłem oraz z piernikami w czekoladzie z dżemikiem. Jednoznaczne jakby trzy rozdziały podczas degustacji; słodkie, o łagodnym charakterze, a jednak wyraziste w smak. Czuć gorzkość, ale mocno gorzko nie było.
Niestety, gdy chodzi o konsystencję, była mi za miękko-tłusta i rzadka jak na 70 %. Zdecydowanie miększa i rzadsza od Lindta 70 % (tu jednak nie ma co patrzeć na całość, bo jest sprzed poznania wielu innych; aczkolwiek zdradzę, że nowa recenzja - też 9/10 - za jakiś czas), ale w smaku lepsza. Zarazem też słodko-tłustsza (na smak) od Grossa 70 %.
Gdyby nie struktura, biorąc pod uwagę cenę i wspomnianą konkurencję, może miałaby 9 - choć tu nie wiem jeszcze, jak ze słodyczą (może byłaby mniej uciążliwa, a tak za szybko spływała do gardła drapiąc w nim).
Najbliżej jej do J.D. Gross Amazonas 60 % pod względem smaku - pod względem struktury właśnie nawet Gross Amazonas 60 % był o wiele bardziej ciemnoczekoladowy. Biorąc pod uwagę zawartość (najwyższa ze wszystkich wspomnianych!) za te łagodności poleciały punkty w dół.
Jestem daleka od dzielenia czekolad na gorzkie i deserowe (uznaję po prostu "ciemne"), ale ta miała... taki właśnie "deserówkowy" klimat. Po jednej minitabliczce właściwie nie ma się ogromnej ochoty na kolejną przez silną słodycz, przy której jednocześnie wstępny kakaowy głód jakoś tam się zaspokoiło, ale można zjeść. Ja zjadłam kolejne i całością nieźle się już zasłodziłam, ale wiedziałam, że nie będzie mi się chciało kolejnego dnia do niej wracać. Acz od niechcenia można by.

Jadłam ją dobrze pamiętając Cachet Milk Banana & Fudge - struktura tamtej również bardzo mi się nie podobała, jednak Merci była po prostu niemoja, smak pomógł, w efekcie czego można znieść. Z kolei Cachet była zbyt irytująca,  mimo że smaczna.


 ocena: 7/10
kupiłam: dostałam
cena: - (ona chyba kosztuje jakieś 6 zł za 100 g np. w Biedronce)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym dostać

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, ekstrakt waniliowy

4 komentarze:

  1. Ja Merci właśnie bardzo lubię dostawać przez różnorodność smaków i to, że w sumie każdy smak czekoladek mi odpowiada :D tej ciemnej czekolady Merci nie jadłam, ale w sumie bardzo podoba mi się ta kremowa i maślana konsystencja ^^ no i jeszcze wyraźna słodycz też mi jak najbardziej pasuje :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Różnorodność to lubię np. w serii. Nie chciałabym, by każda kostka jakiejś czekolady smakowała inaczej. Jednak oczywiście rozumiem zasadność czekoladek-miksu! I nie podważam go, bo to dość funkcjonalne i jak widać, wielu osobom podobające się, ale po prostu nie dla mnie.

      Zdecydowanie to jedna z ciemnych, która mogłaby Ci smakować, chociaż... mimo wszystko nie widzę Ciebie bardzo zachwyconej czystą 72 % kakao. :P

      Usuń
  2. Jeszcze kila lat i tato będzie Ci zamawiał porządne ciemne czekolady, ofc z przeceny, ale jednak! Merci sama bym opieprzyła, lubię tę markę. Pierniczki i tosty (grzanki), mmm. Konsystencję znam i lubię, chętnie współpracuje z jamą ustną. Do zasobów wiedzy chętnie dodałabym smak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz... ostatnio przywiózł Mi Grossa 70 % z Madagaskaru (uprzednio dzwoniąc i pytając, czy jest dobry!).

      Tobie ją polecam i to z pełną wiarą, że mogłaby Ci naprawdę bardzo posmakować.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.