niedziela, 13 grudnia 2020

baton Milky Way

Nigdy nie lubiłam Milky Wayów. Kojarzyły mi się z najgorszą, puszyście piankowo-ciężką czystą słodyczą cukru, podobnie jak Ptasie Mleczko z bonusową gumiastością. Lubiłam jednak opakowanie (a już wersji Midnight w ogóle kocham - acz nigdy jej nie jadłam), bo i zawsze do wszystkiego, co z kosmosem związane miałam słabość. W obecnym wyglądzie opakowania coś mi nie pasuje (wydaje się inna, ale nie umiem określić, co niby miałoby się zmienić - może chodzi o to, że teraz jest dłuższy i chudszy?), ale całościowo nadal wydaje się uroczy. Chciałabym, by coś tak fajniusiego było również fajniusie w smaku i w strukturze... a niestety, to mój koszmar. Dlaczego więc zawitał na blogu? Z prostej, a głupiej przyczyny. Wiele osób zaczęło zwracać mi uwagę, że jak porównuję coś do niego, to nie mam do końca racji, bo "Milky Way nie jest ciężki". Według mnie to ciężka pianka, zawsze to tak postrzegałam i dlatego nie lubiłam, ale w końcu aż zaczęłam wątpić. A może rzeczywiście pamiętam go źle? Nie łudziłam się, że mi posmakuje, ale chciałam sprawdzić, jaki to on obecnie jest (czy możliwe, że w czasach dzieciństwa był bardzo inny?).


MilkyWay to "batonik z mlecznej czekolady z puszystym nadzieniem (61%)", produkowany przez Mars.
Na opakowaniu / stronie bywa opisywany też jako: "białe puszyste nadzienie oblane czekoladą mleczną" lub "batonik z mleczną czekoladą z puszystym, piankowym nadzieniem".

Od razu po otwarciu poczułam głównie czekoladę jednoznacznie kojarzącą się z marsowymi batonami, którą ja postrzegam jako cukrowo-mleczną polewę z odrobinę zaznaczonym "kakałkiem", a nie czysto czekoladową. Obok była cukrowa, specyficzna piankowo-mleczna słodycz, aż o swej piankowości i uroczo-dziecięcym zacukrzeniu krzycząca.

Baton nie topił się w rękach i nawet bardzo miękki mi się nie wydał. Przy krojeniu... pozował na dość zwartego. Przy łamaniu już trochę się rwał, a czekolada łamała i ciskała w uginające się wnętrze.
Kolejna rzecz, jaka mnie zaskoczyła to kolor nadzienia. Najwidoczniej żyłam w będzie, bo nie wiem, jak wygląda biel. "Białe nadzienie" było bez wątpienia beżowe. Pamiętałam je jako białe, ale już swojej pamięci nie ufam.
Czekolada na wierzchu była miękkawo-polewowa. Tłusta, rozpływająca się gęsto i łatwo, szybko. Zalepiała i odsłaniała nadzienie, które...
Wcale się aż tak szybko nie rozpływało. Było piankowo-puszyste, ale nie wiem, czy lekkie. Kojarzyło się z gumiastą chmurką, której płaty można odrywać i które kulkują się i trochę się ciągną. Miękkie i plastyczne do granic możliwości, a jednak rozpuszczające się i zbijające w... we wciąż miękką, ale gumiastą masę.  Zupełnie jakby uchodziło z tego powietrze jak z balona. Nie było wprawdzie ciężkie, ale zalepiające. Nie jak mordoklejka, a jak guma rozpuszczalna z obłoczka. Według mnie to okropna struktura. Mniej więcej taka, jaką pamiętałam.

W smaku błyskawicznie poraził mnie cukier.

Czekolada okazała się jednak dość mocno mleczna, mimo że to słodycz stała na pierwszym miejscu. Zacukrzała, drapiąc w gardle już ona sama. Była wyrazista, a przy tym tanio-polewowa.

Nadzienie to czysty cukier, zwłaszcza w pierwszej chwili. Doszła do tego dziwna wręcz cukierkowo-piankowa słodycz. Zaraz potem odebrałam to jako trochę mleczne... nawet jak takie mleczne toffi. Palony cukier... puder? Odrobinę mleczna pianko-wata cukrowa? Coś z tego rodzaju. Zwłaszcza mieszając się z czekoladą sugerowało "dziwne toffi" (sama siebie zaskoczyłam tą myślą).

Nie zbiło to z tronu cukrowości ani trochę. Po prostu cukier usunął się jeszcze innemu, cukierkowo-sztucznemu czemuś, równie (a może bardziej?) słodkiemu.

Po zjedzeniu raptem gryza paliło w gardle, a ja w ustach czułam cukier i tandetny, kakałkowo-polewowy, cukrowy posmak wraz z nutą mlecznej pianki z cukru. Wykończyły mnie dwa gryzy. Słodycz poszła mi aż w zęby, które zaczęły boleć (mimo że nie mam żadnych problemów z nimi).

Resztę oddałam Mamie. Wypytywała mnie, jaki to Milky Way, czy karmelowy. Upierała się, że jest inny niż zwykły, że gorszy. "Z białym środkiem nawet kiedyś lubiłam, ale ten jest inny. Gorszy. Podobnie cukrowy, ale gorszy." Jak mówiłam, że to klasyk, machała mi przed nosem kawałkiem z beżowym środkiem i tłumaczyła, że chyba coś pomylili. Karmelu czy toffi nie czuła, a i sama jadła ostatnio "chyba z 10 lat temu", ale zjadła i jej aż tak nie przeraził mimo wszystko.

Nie wiem więc, co myśleć. Wiem jedno: to paskudny słodycz. Wiem, że dobrze kojarzyłam nadzienie jako gumiastą piankę. Może jednak minimalnie bardziej obłoczkową, niż pamiętałam, ale wcale nie było w tym przyjemnie lekkiego elementu. Miękki? I to bardzo, ale nie leciutki. To na pewno nie mousse czy coś, a gumiasta pianka. Paskuda. Zapach przynajmniej miało to względnie ok, uroczy, taki, co to może się podobać. Za to nie mogę sobie wyobrazić, by ktoś bezproblemowo był w stanie zjeść go w całości (a takie maleństwo!).


ocena: 2/10
kupiłam: Biedronka
cena: 0,99 zł (za 21,5g)
kaloryczność: 450 kcal / 100 g; baton 21.5g - 97 kcal
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, syrop glukozowy, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, miazga kakaowa, olej słonecznikowy, tłuszcz mleczny, tłuszcz palmowy, laktoza i białko z serwatki, serwatka w proszku, jęczmienny ekstrakt słodowy, lecytyna sojowa, sól, białko jaja w proszku, białko mleka, naturalny ekstrakt z wanilii

8 komentarzy:

  1. Ach, mogę to tylko podsumować słowami: więcej dla mnie :D jadłam Milky Waya dość niedawno i nadal go uwielbiam :D fakt, może nie jest lekki jak mousse, ale na pewno lżejszy od Marsa czy Snickersa, może o to chodzi z tą jego lekkością :D konsystencja to faktycznie taka gumiasta pianka, ale ja właśnie za to ją uwielbiam, za to zalepianie buzi ^^ no i smak... Ach, słodka, mleczna pianka w pysznej Marsowej czekoladzie ^^ toffi nie wyczuwam, ale wiem że i tak mimo morderczej słodyczy (przyznaje, że jest przecukrzony) bardzo mi smakuje ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Że lżejszy od innych batonów producenta... to faktycznie, tak nigdy o tym nie myślałam.
      Jestem daleka od stwierdzenia, że czekolada Marsa jest pyszna. :P
      PS Wybacz, ale się nie powstrzymam: marsowej* (bo przymiotnik).

      Usuń
  2. Ja też zapamiętałam nadzienie jako białe, acz nie upieram się, że takie rzeczywiście było. Konsystencja i cukrowość się zgadzają. Tylko ostateczny odbiór nas różni. MW nie jest moim ulubieńcem, ale nie nazwałabym go złym batonem.

    PS Rzuciłam okiem na moją recenzję miniatur z 2014 roku. Beżowa jak beż. Pamięć płata figle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie też się nie upieram (Mama się upiera, haha), ale ej... nawet opis producenta - haha.
      Ale 2014 to nie takie zamierzchłe czasy. Ja go wspominam z lat szkolnych jeszcze, więc sprzed Twojej recenzji.

      Ja śmiem go tak nazywać, bo oki, odbiór inny, ale w moich oczach on jest tak... zrobiony bez pomyślunku, że to aż boli. Na swoją obronę od razu napiszę, że np. rurek tej marki nie krytykuję, że są złe (nie znam ich), bo są jakieś takie logiczniejsze, określone, mimo że za nic nie chciałabym ich zjeść (bo wiem, że bardzo by mi nie pasowały).

      Usuń
  3. Nie wiedziałam, ze Milky Way jeszcze istnieje...znalazłaś go w biedronce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie musiałam go nawet specjalnie szukać. Wydaje mi się, że jest w prawie każdym markecie.

      Usuń
  4. Ojezu, Milky Way to słodycz, który zawsze wywołuje u mnie łzy. Bynajmniej nie dlatego, że taki wspaniały, ale to stężenie cukru i chemii niemiłosiernie pali już przy pierwszym gryzie. Zdecydowanie bardziej wolę batony z wałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak! W sumie już aromat cukru i chemii gryzie w oczy jak cebula. Lepiej więc go unikać.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.