poniedziałek, 14 grudnia 2020

A. Morin Nicaragua Nicalizo Noir 70 % ciemna z Nikaragui

Przy Morinie Nicaragua Chuno 70 % postanowiłam, że mimo długiej daty na dniach zjem drugą tabliczkę tej marki z tego regionu. Przypomniało mi się, jak fajnie było móc doszukiwać się różnic między czekoladami Manufaktury Czekolady: Nicalizo 70 %Chuno 70 %. Ten sam region, ale odmiana kakaowców inna - ot, gratka się trafiła znowu, co? Cóż miała mi pokazać północ Nikaragui w wykonaniu Morina?

A.Morin Nicaragua Nicalizo Noir 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao odmiany Nicalizo (nazywanego też Trinitario-Acriollado) z Nikaragui.

Po rozerwaniu sreberka poczułam paloną korę drzew oraz czarną, zaparzoną kawę, jak i jej mocno palone ziarna. Wysoki stopień prażenia łączył gorzko-duszne, prażone fistaszki z soczystą ziemistością. Plątała się w niej kwasowość, która ziarnom kawy narzucała nibsowo-słodowy klimat, ale też do całości wnosiła sporo soczystości. Na pewno czułam cytryny, ale także kwaśno-słodkie suszone owoce: rodzynki, podkwaszone daktyle. Może też podsuszone, a wilgotne śliwki... Te znów były aż... podfermentowaną papką, mieszającą się z kwaśną ziemią. Lekka pikanteria zasugerowała cynamon, a fistaszki szły w parze z prażono-gorzkimi migdałami. Może właśnie w cynamonie albo... takimi, którymi daktyle były nadziane?
Kwaskawość łączyła z delikatniejszymi motywami, właśnie słodyczą, fistaszkami i migdałami, pewną nabiałowością... twarogu, śmietanki albo... tłustego twarogu ("śmietankowego")? Pomyślałam nawet o jakimś... likierze zabajone? Czymś jajecznym? Palonym creme brulee?

Ciemna tabliczka z przebłyskiem jak z mlecznej była bardzo twarda i trzaskała, wydając się przy tym kamienną i gęstą.
W ustach rozpływała się bardzo łatwo, choć długo i w pełny, gęsty sposób. Kojarzyła się przy tym z tłusto-suchawym masłem orzechowym, które nie wyszło ciężko-tłusto, acz konkretnie. Nie przytłaczała. Była raczej gładka, choć nieidealnie, bo jak gładki krem, który posypano np. cynamonem.

Gdy kawałek wylądował w ustach, rozeszła się po nich dość wysoka, szlachetna słodycz karmelu. Opiewała go żywa soczystość. Najpierw był delikatny, wręcz maślany. Obok takiego stanęły suszone, złote figi, by w kolejnej sekundzie uciec, zostawiając miejsce karmelowi bardziej palonemu i... daktylom. Pojawiła się silniejsza kwaskawość tychże, podkręcona cynamonem i alkoholową nutą słodkiego sosu / likieru (karmelowego? zabajone?).

Powoli, ale konsekwentnie, docierając wszędzie, rozlała się gorzkość kawy. Kawy bardzo czarnej, osnutej dymem. Palony karmel podkręcił jej smak, a ja po chwili poczułam soczyste, acz mocno prażone ziarna kawy. Mieszały się z ziemią, która wyszła trochę goryczkowato-pikantnie. Niczym sowicie posypana ostrym cynamonem. Cynamon... był korą, ale wyłapałam nie tylko go, a właśnie też korę-korę. Drzewną, paloną.
Cynamon niewątpliwie okrywał też migdały. Były to dokładnie migdały w mlecznej czekoladzie i pikantnym cynamonie. Nie tylko jednak; "pewniakiem były" migdały gorzko-podprażone, mieszające się z fistaszkami. Również bardzo prażonymi. Jedne i drugie wypełniały daktyle. Te połączyły kwaskawość i paloność z owocową rześkością.
W pewnym momencie do głowy przyszła mi też myśl, że... dawno nie jadłam tak czekoladowej czekolady. Tak mocno... kakaowo-mlecznej.

W tle, od tej początkowej maślaności, migdałów w mlecznej czekoladzie i "poniuchu" zabajone obracała się śmietanka... Jako coś gęstego i słodkiego. Palony creme brulee? Jajeczny likier?
A zaraz potem mignęła mi wizja gęsto-mulistego, rozpływającego się w ustach do potęgi czekoladowego, tłustego brownie. Być może brownie z nutą kawy; na pewno z nutą alkoholu.

Rześkość snuła się cały czas, ale dopiero mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wytoczyła konkretniejszy smak: cytrynę. Nie była jednak mocno kwaśna, a też trochę goryczkowata. Zaraz potoczyły się wokół niej jasne rodzynki i śliwki... suszone, a wciąż soczyste i wilgotne. To znów daktyle, które trochę wśród nich namieszały. Z drugiej strony dopływała do mnie nuta czerwonych owoców i śliwek. Miałam dziwną wizję rodzynek zmieniających się w różowe winogrona (proces odwrotny do suszenia?). Większość tych owoców miało właśnie... soczyście-mdławy wydźwięk różowo-fioletowych winogron. Kwasek tych wpływał w ziemię.

Jednocześnie w tle słodycz daktyli i karmelu mieszając się z orzechami pilnowała, by aż tak mrocznie się nie zrobiło. W pewnym momencie uchwyciłam nawet nabiałową neutralność. Twaróg... czy może lekka śmietanka? Jakby ktoś zapytał, czy dodać ją do kawy, na co rozmówca odmówił.

A ziemia, im bliżej końca, tym wyrazistsza i charakterniejsza, wręcz pikantna od przypraw korzennych (?) się robiła. Poczuła się uprawomocniona do tego przez kawę. Do tej dodano chyba trochę procentów, ale pozostała czarną. Nie tyle ziarnistą przez większość degustacji, co po prostu gorzką, rozgrzewającą kawą, ale pod koniec znów trochę i do ziarniście-nibsowej się schyliła. Spodobały jej się kwasko-nabiałowe sugestie? Dym i pikantny cynamon opadł na to niczym kurtyna.

Dym oraz mocne palenie, prażenie pozostały na koniec w posmaku. Niczym głośny aplauz zabrzmiała kwaśność ziemi, jednak zaraz ucichła na rzecz cytrynowo-śliwkowopodkwaszonej kwaskawości owoców. Czułam też złagodzenie, słodycz "rzeczy szlachetnych" i bezkresną czekoladowość po prostu. Wszystko to podkreślone prażeniem i korzennością.

Ta tabliczka to mnóstwo kawy i ziemi, migdałów i fistaszków, doprawionych cynamonem, skropionych alkoholem. Nie brak przy nich słodyczy karmelu, daktyli, zabajone. Przełożyło się to na wielopoziomową czekoladowość, której rześkości dodały cudowne cytryny, winogrona, śliwki i po prostu owocowa rześkość, bez mocnego smaku / kwaśności wymienionych.

Tę czekoladę odebrałam jako Morina Nicaragua Chuno 70 % z domieszką nut Ritter Sport 61 % Nicaragua, ale wykonanych perfekcyjnie i szlachetnie (cała palona kawowo-orzechowość z ogromem śmietanki i zabajone zapędy; RS był o wiele bardziej jajeczny).
Podobnie wyszła Manufaktura Czekolady Nicalizo 70 %, bo nuty miały niemal identyczne, ale jakby obie położyły nacisk na zupełnie coś innego. Morin to kawa z orzechami, daktyle, cytryna, winogrona z czerwonymi owocami, a Manufaktura orzechy z kawą, głównie winogrona i czerwone owoce (truskawki konkretnie) z cytryną. Kakaowa mleczność była wysoka w obu, aczkolwiek... Morin wyszedł bardziej pikantny, czekoladowy (nie owocowy) dzięki mocnemu prażeniu.
Morin Nicaragua Chuno 70 % był bardziej miodowy, drzewny (w Nicalizo rządziła kawa) i czerwonoowocowy. Podobna z kolei była mleczność, prażenie i wręcz pikanteria.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 25,49 zł (za 100 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 584 kcal / 100 g
czy kupię znów: chciałabym

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

4 komentarze:

  1. Kawa z likierem jajecznym i creme brulee, omg! Brownie i alkohol na dokładkę <3 Że topi się wolno, szkoda, ale że gęsto - petarda. Cynamon, daktyle, bakalie to kolejne miłe nuty. Mogę mieć drobne zastrzeżenia, np. do cytryn czy ziemi, ale baaardzo chętnie zjadłabym tę tabliczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomyśl o tym, jak zmieniają się nuty, jak to wszystko płynie, ile tu tego czuć... Uwierz mi, przy tym wolne (ale nie oporne!) rozpływanie się to wielki plus.
      Nie powiedziane, że też byś np. ziemię jak ja odebrała. Może schowałaby Ci się w czekoladowym obłędzie, jakie zafundowałoby Ci brownie.

      Usuń
  2. Na jak zwykle niezawodny :)

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.