środa, 2 grudnia 2020

pierniki Lambertz Gingerbread with strawberry filling with dark chocolate

Sama siebie czasem zadziwiam, ale cóż. Co robią kolejne pierniki u osoby nieogólniesłodyczowej? Też chciałabym wiedzieć. Na serio jednak... po części wiem. Otóż przez smaczne norymberskie Wicklein Burggraf skusiłam się na kupno precli Krakusków (bo uwielbiam ten kształt pierników): myślałam, że dołączą do Krakusków śliwkowych i paluszków piernikowych pomarańczowych, które na bloga wrzuciłam dawniej. Niestety trochę się to posypało, gdy dowiedziałam się, że to nie czyste czekoladowe piernikowe precelki, a z jakiś dżemem między polewą, a piernikiem. Takie coś już było (śliwkowe), więc krakuskowe precle oddałam Mamie. Nie chciałam by na blogu zapanował jakiś ciastkowy monopol Krakusków! Serio to nie miałam ochoty na dżemor o nieokreślonym smaku.
I tak jednak na blogu pojawiły się pierniki różnego typu, z czego zdałam sobie sprawę. A w swoim życiu jadłam niewiele pierników - stąd może chęć sprawdzenia, jak się mają jedne do drugich? Został mi ostatni* typ, bo normalnie nadzianych dżemem. On również mi się podoba. A dlaczego akurat padło na te? Latami nie lubiłam truskawkowych rzeczy, pierniki zaś widuję nadziewane głównie dżemami śliwkowymi, z żółtych owoców lub po prostu owocowymi - truskawka wydała mi się trochę nietypowa i... miło wspominałam truskawkowego Zottera White Chocolate with Strawberries porządnie doprawionego cynamonem.

*Nie do końca ostatni, bo przez zamieszanie z preclami Bahlsen, ten typ pierników - czyste precle - był dopiero przede mną (w chwili pisania). Mama bowiem na pocieszenie kupiła mi (i sobie) pakę najzwyklejszych pierników z Tesco, dosłownie dzień przed zamknięciem tego naszego.


Lambertz Gingerbread with strawberry filling with dark chocolate to pierniki w 17 % ciemnej czekoladzie o zawartości 46 % kakao z 22 % nadzieniem truskawkowym.
Opakowanie 200 g zawiera 14 sztuk.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie poczułam intensywną truskawkowo-kwaskawą, a jednocześnie bezsprzecznie słodką marmoladę, rysującą się na łagodnej, czekoladowo-piernikowej bazie. Mocnej korzenności jednak nie zarejestrowałam.

Polewowo-plastikowa w dotyku czekolada okazała się tłusta, a pierniki sprawiały wrażenie miękkawo-zwartych i konkretnych. Uginały się, ale po prostu miękkie raczej nie były. Wnętrze wydawało się sucho-kruche, rozpadało się na grudki, trochę się sypało, zaś nadzienie wyglądało na zwarte i gęste. Nie wyciskało się. Poskąpiono go bez dwóch zdań.

W ustach czekolada rozpływała się z lekkim oporem plastikowej polewy, mimo że była tłusta. Znikała jednak dość szybko. W tym czasie sam piernik zdążył nasiąknąć, ponieważ robił to bez problemu, prędko. Nie wydawał się więc bardzo suchy, a jedynie suchawy... Bardziej niż tłusty, to dziwnie lepki, lepko-zapychający i wilgotniejący. Przy jedzeniu wydał się nawet dość napowietrzono-lekki. Miękł i zmieniał się w mączno-pyłkową, glinianą papkę. Mimo wszystko elementu suchości się nie pozbył. Mimo to, całościowo było w nich coś mocno otłuszczającego usta. 
Okazało się, że dżemu nie było przeraźliwie mało, ale dużo też nie. To masa gęsta i konkretna. Struktura przypominała niegładki, mało soczysty, taki trochę zgalaretkowany przecier. Lepił się jakby od cukru.

W smaku już sama czekolada wystraszyła mnie poziomem cukrowości. Ta bowiem dominowała. Dopiero potem trafiłam na pewną tłuszczowość i bardziej maślano-czekoladowy motyw. Nie była zbyt wyrazista, pewnie też z racji tego, że nie dało się jej oddzielić w pełni od piernika.

Samo ciasto też atakowało cukrem. Wydawało się stworzone ze słodyczy, która mieszał się z tłuszczowo-pszennym smakiem. Skojarzyło mi się z mocno przypieczoną, słodką bułeczką. Po chwili zaskoczyło na bardziej palono-korzenny tor. Powiedziałabym, że z przypraw dali głównie słodki cynamon i goździki. Przy rozdzielaniu na części, jak i jedząc całość, piernik wydawał się słodko-mdławy, aż cukierkowy, ale w miarę piernikowo-korzenny (acz odlegle, pod cukrem).

Podobnie było z nadzieniem. Porażało przede wszystkim cukrem, osnutym cukierkowym klimatem sztucznego dżemiku truskawkowego. Słodkie truskawki może i czuć, ale na równi z ogólną słodką marmoladkową owocowością. Spróbowane osobno nawet trochę cytrynowe mi się wydało, ale dziwnie, bo bez kwaśności. Aż w pewnym momencie wydało mi się po prostu wieloowocowe. Zasadniczy (truskawkowy) smak był niemal nieuchwytny, ale do ogółu piernika drobną soczystość wprowadzał.

Całościowo więc pierniki wyszły słodko-słodko, aż gryząco od słodyczy, trochę soczyście przesłodzono-konfiturkowo, trochę palono-piernikowo, ale niespecjalnie wyraziście. Korzennych przypraw poskąpiono, ale jeszcze je w miarę czuć (bez pikanterii). Czekolada z kolei była tak niewyrazista, że aż stwierdzenie, czy to ciemna, graniczyło z cudem.

Po zjedzeniu został posmak cukrowo-mącznych, bułkowatych pierników o niskim stopniu korzennego przyprawienia, za to obudowanych cukrowością, cukierkowym motywem konfitury, pewną palonością i mdławą nutką czekolady.

Pierniki wyszły beznadziejnie. Straszliwie słodko i mimo że dość konfiturowo-palono, to jakoś niespecjalnie truskawkowo. W ciemno mogłabym mieć problem z odgadnięciem smaku nadzienia. Czekolada też umknęła, za to straszliwa słodycz, cukierkowość dawała się we znaki od samego początku. Nie suche, a jednak sprawiające wrażenie suchych i zapychających - to mi się wcale nie podobało. Konfiturę też wolałabym nie tak "cukrowo zagęszczoną", a gęstą od owoców po prostu.

Po jednym czułam się, jakby ktoś mnie walnął cukrowym obuchem i jakbym już nigdy miała nie przełknąć śliny od cukrowej suchości w ustach. Wgryzła mi się w język! Resztę oddałam Mamie.
Nie mogła odgadnąć, jakie w smaku ma być nadzienie. Najpierw powiedziała, że "korzenne takie", a uświadomiona: "Truskawkowe? Nigdy bym nie zgadła, bardzo słodkie. " Zdziwiła się też, że producent określił czekoladę jako ciemna, bo "słodka taka". Przyznała, że też czuła czystą słodycz, ale według niej ogólnie były przynajmniej "no tak piernikowe, jak piernik powinien być".


ocena: 3/10
kupiłam: Kaufland
cena: 3,99 zł (za 200g)
kaloryczność: 370 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: mąka pszenna, nadzienie truskawkowe 22% (przeciery owocowe: z jabłek, truskawek 10%; syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, modyfikowana skrobia ziemniaczana, regulator kwasowości: kwas cytrynowy; aromat, substancja konserwująca: sorbinian potasu, barwnik naturalny: koszenila), syrop glukozowo-fruktozowy, czekolada 17% (cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyny z soi, E 476), cukier, przyprawy korzenne, olej słonecznikowy, substancja spulchniające: węglany amonu, węglany sodu, barwnik: karmel amoniakalny, sól

5 komentarzy:

  1. ,,Nie chciałam by na blogu zapanował jakiś ciastkowy monopol Krakusków!"- haha, znowu mnie rozwaliłaś i muszę pozbierać się w całość ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobawię się w kintsugi (japońska technika sklejania naczyń metalami, co się ładnie błyszczą, choćby i ze złotem). <3

      Usuń
  2. To nadal są słodycze z rzutu sprzed pół roku czy roku? W sensie te przed decyzją "już nie jem nieswoich"? Trudno mi się połapać w różnicach czasowych między tym, co piszesz w komentarzach bieżących, a tym, co pojawia się w recenzjach.

    Myślę, że mnie smakowałyby bardziej. Co prawda plastik i cukier nie zachęcają, aaal nie ma gorszych pierników od kopernikowych :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rzut był podczas pierwszego, wiosennego lockdownu i ostatnie produkty z niego będą jeszcze w styczniu i lutym. Po prostu rozłożyłam je w czasie, bo było tak, że np. jednego dnia degustowałam czekoladę, a potem jeszcze ze dwie rzeczy spróbowałam (dosłownie, bo mi nie smakowały) i tak jakoś... nie chciałam kumulować okropieństw obok siebie.
      I od razu zaznaczam, że i później do teraz to nie jest tak, że narzuciłam sobie, iż trzymam się TYLKO czekolad. Mogę zjeść coś nieco innego, ale musi takie coś spełniać wiele kryteriów i naprawdę mieć szansę wyjść smacznie. Obecnie (po tym wiosennym lockdownie) "nie sięgam po wątpliwe", ale np. na wafelki Motto się jednak porwałam (myśląc, że mogą być podobne do Dare to Enjoy). Dupokrytka, żebyś potem mnie za słówka nie łapała, że "miało nie być" czy coś. xD

      Nie bardzo mam jak się odnieść, bo jadłam chyba tylko ze dwa rodzaje i to dawno temu, ale tak czuję, że są tak tylko o jakiś 1 (mój) punkt lepsze od http://livingonmyown.pl/2019/08/09/kopernik-pierniki-czekoladowe-czarna-porzeczka/.

      Usuń
  3. O ile pierniczki z nadzieniem uwielbiam, tak truskawkowym właśnie nie ufam. Kiedyś spróbowałam jedne i były paskudne, nawet nie to że przez cukier czy coś, tylko po prostu właśnie cukierkowo sztuczne. Nigdy więcej :D

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.