czwartek, 28 stycznia 2021

U Dziwisza Artystyczna ciemna 72 %

Czekolady Meybol (recenzje za jakiś czas) poznałam dzięki współpracy z Nataszą Kotarską od Domu Czekolady, a potem zaczęłam szukać, gdzie mogłabym kupić te, których jeszcze nie jadłam. Tak trafiłam na stronę sklepu U Dziwisza, z którym to zaczęłam współpracę po tym, jak kupiłam sobie Meybol. Współpraca ta polegała na tym, że dostałam 5 różnych czekolad przez nich robionych. Dwie ciemne, które sama wybrałam, dwie ze słodzikami (ostatnio stwierdziłam, że może do takowych zrobię jeszcze jedno podejście, bo szukam różnych po prostu czystych ciemnych, a dotąd ze słodzikami omijałam po tym, jak na kilka złych trafiłam) oraz jedną białą z nibsami (mimo że pisałam, że białych nie lubię). Jako że to czekolada otrzymana ze współpracy, z jej degustacją postanowiłam przyspieszyć, a recenzję dodać wcześniej poza strasznie długą kolejką wpisów. Na inne otrzymane musiał nadejść "ten moment", bo jak pisałam, nie były takie w pełni moje.

U Dziwisza Czekolada Artystyczna Gorzka ręcznie robiona to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao.

Po otwarciu niczym bicz uderzył zapach mocno czekoladowego ciasta brownie, murzynka o wilgotnej, mokrej wręcz strukturze. Było to lekko pieczono-palone, trochę kojarzyło się z polewą czekoladową na tychże o znaczącej słodyczy obracającej się wokół wanilii i migdałów. Z tym, że zwłaszcza w trakcie degustacji wydawało się to wpisywać w... wafelek o takim wydźwięku, w takich wariantach. Jakbym wąchała tabliczkę stylizowaną na np. "torcikowy" Eti Dare to Enjoy. Raz czy drugi pomyślałam o białym chlebie z naciskiem położonym na jego skórkę ze słooodkim, czekoladowym kremem.

W dotyku tłustawa tabliczka mimo iż masywna i konkretna, była średnio twarda i takie też, średnio głośne, ale przyjemne trzaski wydawała. Przy odgryzaniu kęsa potwierdziła swą masywność i zbitość, ale i pyliście zatrzeszczała. 
W ustach dowiodła swojej sycącej masywności i tłustości. Rozpływała się z łatwością, niemal gładkawo i śliskawo, kremowo jak mazista polewa w tempie średnio szybkawym. Nie zalepiała ust, ale była wysoce polewowo mazista, którą to mazistością pokrywała podniebienie, usta i przytykała gardło. Po tym oleiście-wodniście znikała, zostawiając na zębach (mimo że oczywiście jej nie gryzłam) poczucie pylistości i trzeszczenia. Kojarzyła mi się trochę z czekoladą z dawnych Magnumów, która wydawała się czekoladą, ale jednak jako lodo-polewa.
Na całą tabliczkę trafiło mi się kilka (w tym jedna dość spora) nieprzyjemnych łusek kakao oraz podejrzanych, miękkich łusek beżowo-białych (pojęcia nie mam czego).

W smaku od początku gorzkość i słodycz zawirowały, trzymając się mocno siebie nawzajem, po czym niczym niezawiązany gumką warkocz rozplotły się. Słodycz zajęła pozycję na przodzie, gorzkość zaopiekowała się szerokim tłem.

Słodycz rozeszła się prężniej. Dosadnie postawiła na wanilię, po czym ogólnie zaczęła rosnąć. Pomyślałam o czekoladowym cieście mocno dosłodzonym wanilią i białym cukrem. Cukier stał też obok, jeszcze nie schowany do szafki - stał i kpił z reszty, po czym wanilia znów, acz tylko częściowo go zabarwiła, sprawiając że wysoka słodycz na początku rozpływania się kęsa (przy pierwszych dwóch-trzech kostkach) nie wydawała się aż taka mocna. Zaczęła mi przeszkadzać dopiero w połowie rozpływania się kęsa (nie mówiąc już o kolejnych kostkach), jakby nieco podszczypując w język.

Gorzkość za nią panoszyła się w  tle. Najpierw mignęła prostotą, była toporna, potem przybrała delikatnie palony charakter. Oto z dymu i paloności o niskim stopniu wyłoniło się brownie o mokrym, nasączonym procentami i kawą wnętrzu i mięciutko-tłusty murzynek. Słodycz kibicowała grzejącej, alkoholowej nucie.
Mieszając się ze słodyczą, ordynarność zarysowała przede mną polewę ciemnoczekoladową, pokrywającą opisane ciasta... A może jakiś kawowy brownie-murzynkowy tort przełożony bardzo tłustym, zbito-gumiastym, a dopiero mięknącym z czasem jasnobrązowym kremem na bazie masła? Aż nagle mnie olśniło. To smakowało jak biały chleb - na pewno ze skórką! - sowicie posmarowany czekoladowo-kakaowym kremem-smarowidłem.

Czekolada zaczęła łagodnieć. Spór cukru i wanilii zwrócił uwagę na budżetową polewę i krem tortowy. Całość wyszła tak tortowo właśnie. Pomyślałam o mdławych waflach tortowych, a zaraz znów o tłusto-tłustym, zbitym kremie. Czyżby miał nutkę suchych migdałów w gorzkawych skórkach? Może coś związanego z kawą?

Cierpkość wzrosła, zwracając uwagę, że to tort / ciasto domowe, nie zaś z wykwintnej cukierni. Poczułam drobny kwasek kakao, ocierający się o spaleniznę i śliwkę w alkoholu, a potem przemykający do cierpkiej kawy.

Pod koniec wyłapałam też jakby cierpkość olejku (waniliowego? z sugestią migdałowego, jakby dodać je do ciasta z alkoholem), mieszającą się ze zdecydowanie przesadzoną już słodyczą. Przy tym wszystkim słodycz wydała się... gryząco-słodzikowa, a przed oczami stanął mi jasny, mało wypieczony wafel.

Po zjedzeniu zostawiła kwaskawą cierpkość kakao w proszku i gorzkawo-palony posmak polewy, ciasta czekoladowego, drobną cierpkość kawy i dymu oraz gryzącą, pseudoalkoholową cukrowość z poczuciem oleistej tłustości i w smaku, i na ustach.

Całość nie należy do szlachetnych, ale do tragicznych też nie. Konsystencja za to była jednoznacznie zła, acz pewnie jeszcze dałoby się ją nieco uratować. Kojarzyła mi się z wyrobami Eti i chlebem z czekoladowym kremem w formie tabliczki. Wyszła... ciastowo-torcikowo, ale nie jak ciasto czy tort. Dziwne. Trochę kawy, pieczone nuty... w sumie wszystko byłoby ok, gdyby nie tłustość czy chwilami ta ordynarność / polewowość. Słodycz też mogłaby się jakoś lepiej wpasować, bo jej wydźwięk trochę mnie drażnił.
Minimalnie lepsza od Eti Dare Dark Chocolate 70 % Cocoa czy Cocoloco Chocolates 72 % Ecuador Pure Dark (ach te puszczanie recenzji wcześniej... recenzje tych podlinkuję, gdy je opublikuję, na razie sobie czekają). Wyszła minimalnie mniej chamsko-polewowo od nich. To jedna z tych czekolad, które zjadłam, bo już była, a jednak trochę szkoda dla ojca (który nie lubi ciemnych czystych), a której nigdy bym nie kupiła. Wyszła jak Perugina Dark Chocolate 70 % Premium o nieco innym smaku, więc gdyby nie cena, miałaby 6. Gdy jednak pomyślę, że w tej samej cenie można mieć pyszne Zottery czyste ciemne, które po przeliczeniu na 100 gramów byłyby raptem o 5 zł droższe... okopię się gołymi rękami, ale za nic oceny wyższej nie wystawię.


ocena: 5/10
kupiłam: Sklep U Dziwisza (dostałam; dziękuję)
cena: 17 zł (za 100 g; ja dostałam)
kaloryczność: 515 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, naturalny aromat wanilii

2 komentarze:

  1. Wcale nie taka zła konsystencja, zwłaszcza gdy zestawiasz ją z Magnumem i produktami ETi. Ostatnio jadłam doskonałe brownie z Francji bodajże; tato przywiózł. Wolę ciasto niż czekoladę, niemniej nie obraziłabym się za taki dodatek do prezentu.

    Ty szukasz firm czy one znajdują Ciebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zła, ponieważ na wafelku czy lodzie taka jest ok, ale w tabliczce? O nie. Tabliczki Magnum są okropne (na blogu już są), tabliczki Eti to polewolady (będą dopiero, bo w kolejce).

      U Dziwisza zapytałam, czy byłaby możliwość współpracy, czy wysłaliby mi Meybol do testów - odmówili, ale zaproponowali swoje, a ja zgodziłam się i kupiłam sobie sama od nich Meybol.
      Firm nie szukam, bo szkoda mi na to czasu i raczej nie sądzę, by na polskim rynku było wiele robiących czekolady, jakie mnie interesują. Jak jednak trafię na coś, co wygląda ciekawie, zdarza mi się napisać (odkąd wiem, czego chcę w czekoladach i nie mam "spróbować jak najwięcej" do tej pory chyba ze dwa razy).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.