środa, 1 września 2021

Standout Sambirano Madagascar 70 % ciemna z Madagaskaru

Gdy tak sobie myślę o ostatnio jedzonych czekoladach, w głowie plącze mi się pewien wniosek. Obecnie chyba mogłabym jeść tylko czyste ciemne czekolady. Choćbym nie wiem, jak smaczną inną miała przed sobą, to jednak zawsze czuję niedosyt, że nie jest czystą ciemną. Doceniam, owszem, ale... od czasu do czasu, trochę i na krótko. Trochę mnie to chyba uwiera. Lubię poznawać nowości i je opisywać, ale nie sprawia mi to tyle radości, co sama ciemna czekolada. Druga myśl wygląda już bardziej optymistycznie: jak ostatnio przypadkiem skumulowały mi się czekolady z Peru, tak teraz... dużo madagaskarskich się nazbierało. Nie miałam nic przeciwko, bo uwielbiam ten region, a przez dłuższą przerwę na takie porządnie, typowo madagaskarskie bardzo nabrałam ochoty. A już zwłaszcza na tę, bo zrobiono ją z kakao z plantacji należącej do jednej z moich ukochanych marek - Akesson's (należącą do Bertila Åkessona).

Standout Chocolate Sambirano Madagascar 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Madagaskaru z doliny Sambirano; fermentacja ziaren trwała 6 dni w drewnianych skrzyniach, a suszenie na słońcu 7-14 dni.

Już otwierając poczułam moc owoców i nabiału, które splotły się jako jeżynowy sernik. Był słodki i minimalnie cierpkawy. Nieśmiało podkradła się do niego dojrzała, soczysta wiśnia i podsyciła przy pomocy cytryny. Bazowy, łagodny sernik jednak dominował. Śmietankowo-twarogowa masa serowa optowała za delikatnością i podawała mi coraz więcej słodyczy. Ta działała jakby na dwóch płaszczyznach: z jednej strony czułam... mdławo miodowy motyw... takiego jasnego i rozcieńczonego, np. jedynie jako dodatek do herbaty (mrożonej?). Zdecydowanie i do niej dodano mnóstwo cytryny. Druga płaszczyzna, mniej znacząca, to subtelne egzotyczne owoce - może nawet ze skórkami (cytrusów?), ale słodkich... Cierpkość przewijała się jedynie poprzez poszczególne nuty (jeżyny, cytrusy, miód).

Mimo że tabliczka dotarła do mnie zupełnie połamana, tam, gdzie zdarzyło mi się coś przełamywać, pięknie trzaskała. Była twarda, co podtrzymała także w ustach.
Rozpływała się w tempie umiarkowanym, dość tłusto. Zmieniała się w zbito-gęsty, maziście-lepki krem o wysokiej soczystości owocowego sernika (może sernika na zimno? nie jadłam takiego). I to takiego... zbitego, może chłodnawego, a ociekającego sosem z owoców.

Gdy tylko kawałek wylądował w ustach, roztoczył w nich niewysoką, szlachetną słodycz. Oczami wyobraźni zobaczyłam bardzo jasny miód. Najpierw wyrazistszy, jakby tylko co rozlany do słoików przez pszczelarza (bardzo sielski klimat, który trwał ogólnie podczas degustacji). Był to jednak smak dynamiczny: zaraz był to taki... niemal przezroczysty, ściekający do szklanki z mrożoną, jasną herbatą (zrobionej z lodem lub wyidealizowanej z butelk - obojętne, bo to zbyt ulotne skojarzenie, by precyzować) albo... herbatą ogółem. Z tym, że na pewno dość słodką.

Myśl o mrożonej pewnie wzięła się z racji rześkiej soczystości. Jak zanotowałam, ta należała do: "owocków". Delikatnych i słodziutkich, otulonych w dodatku kwiatami. Były to mandarynki i coś aż miodowawego, lekkiego... wodnistego? Czyżbym poczuła miodowego melona?

Ta łagodność po paru chwilach zasugerowała słodziutki sernik na zimno, również rześki. Z owocami? Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa kompozycja zrobiła się niemal mleczna. To było takie... słodkawo-kremowe, bardzo łagodne i sernikowo-śmietankowe, lecz zaraz kwaskawosć zaczęła rosnąć. Twaróg nabrał charakteru, poczułam aż podbuzowaną maślankę czy kefir.

Z czasem poczułam sporo cytrusów. Wydawały się... aż musować. Poniekąd wciąż słodkie, z mandarynek zrobiły się bardziej... pomarańczowe. Nabierając charakteru, ułożyły się w brzoskwinie...iową herbatę na zimno. Tę podkręciła kwaśna cytryna, wychodząc niemal na przód na krótki okres czasu. Raz po raz przewinęła się tu słodka egzotyka doprawiona leciutkim miodem (jakimś kwiatowym?), ale już i cierpkość zaczęła odgrywać coraz większą rolę. Zdarzyło mi się pomyśleć o limonce i ananasie.

Owocowe, mrożone herbaty skupiły uwagę na swoich liściasto-gorzkawych tonach. Pojawiła się ziemia. Nieco ostrzejsza, rozgrzana słońcem i aż pikantna. Porastały ją drzewa o mocarnych pniach, po których tańczyły promienie słońca. To też... Znów myśli o herbacie, ale już czarnej. Może też ziemistej kawie? Wyłapałam coś ziołowego... co zaraz zniknęło na rzecz gorzkości naparów... mocno kwiatowych, przesyconych takową słodyczą. Jakby tak przepić czymś takim wspomniany sernik... już nie taki łagodny, a wciąż soczysty. 

Zawarto w nim owoce... jako sos lub zżelowana warstwa o mocniejszym charakterze. Były słodkie i cierpkie, miodowo-syropowe. Jeżyny? Z nutką wiśni? Wszystkie były podszyte ciepłem, przyprawami. Może słodycz z kolei trochę się przypaliła jak jakieś powidlano-karmelowe twory. Bliżej końca wygładziło się to w charakterniejszej słodyczy i tonie bardziej gorzkawym, ale wciąż osadzonym w serniku.

W posmaku pozostała słodycz owoców w słodkim czymś: herbacie, serniku z miodem, pewna kwiatowość ale też kwaśność i cierpkość owoców ciemnych i egzotycznie-cytusowych - całego miksu, mieszającego się z podbuzowanym nabiałem i pikantniejszym wykończeniem.

Całość smakowała mi bardzo, aczkolwiek nie porwała mnie w wyjątkowy sposób. Miała przecudowne nuty, ale osadzone w łagodności i wysokiej słodyczy. Jeżyny i egzotyczne owoce z soczystością podkręconą cytrusami, miodowa herbata na sernikowym, łagodnym tle wyszły pysznie, acz brakowało temu wszystkiemu charakteru i impetu. Leciutka cierpkość ledwo ciągnęła, o gorzkości prawie nie ma co mówić. Kompozycja wyszła więc bardzo lekko, orzeźwiająco, ale... osadzona w kremowości... Łagodna, przystępna i jakaś... mało madagaskarska. 
Przypomniała mi się też mało madagaskarska, a właśnie bardziej wiśniowa (Standout jeżynowa), miodowa (Domori bardziej miodowo-figowa) i kremowa, dość drzewna Domori Trinitario 70 % Madagascar. Podlinkowanej jednak nie brak charakteru drzew, kawy, przypraw korzennych i kwaskawego nabiału.
Miód i cytrusy zmieszane z owocami egzotycznymi (w przypadku Akesson's nektarynki) i owocami czerwonymi drobnymi to Akesson's 75 % Criollo Madagascar Ambolikapiky Plantation, jednak... ponownie: Akesson's miała mocny charakter dymu i kawy. 


ocena: 8/10
cena: 33 zł (za 50 g - cena półkowa)
kaloryczność: 572 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy

2 komentarze:

  1. Moim zdaniem lepiej odejść od niesatysfakcjonujących produktów, niż cisnąć je na siłę (u mnie: na blog; u Ciebie: nie wiem, skoro uważasz, że nie piszesz dla ludzi). Sama to zrobiłam, ale wciąż sporo zmian przede mną. Może będę coraz bardziej okrajać wybory, aż living uschnie. Zobaczymy. Ależ optymistycznie zaczęłam komentarz! Twoja czeko średnio mi pasuje. Jak tylko przeczytałam o mrożonej herbacie, przeszedł mnie dreszcz zgrozy (mam chore gardło). Jeżyny, cytryny, kwaski i cierpkości. Do tego miód. Prym wiodą nuty, za którymi nie szaleję. Jeszcze te wątki melonowe czy limonkowe... no nie. Cena również w pytę. Jedynym rarytasem tu jest sernik, ale wolę go zjeść w innej postaci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obecnie odeszłam, ale na pierwsze zdanie, nawias i pytanie (?), które w nich zawisło względem mnie, odpowiedziałam we wstępie: "Lubię poznawać nowości i je opisywać". Lubię poznawać nowe czekolady, doszukiwać się w nich smaków, pisać o nich, a nie stać mnie, by jeść tylko te degustacyjne.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.