wtorek, 30 października 2018

Duffy's Corazon del Ecuador Camino Verde 72% ciemna z Ekwadoru

Doskonale pamiętam, jak duże wrażenie zrobiła na mnie pierwsza (i jak dotąd jedyna) próbowana czekolada Duffy's (Milk Chocolate Venezuela Ocumare 55 %). Niestety, nie była to tabliczka, która mogła mnie w pełni usatysfakcjonować, bo od bardzo dawna chciałam spróbować jakąś ciemną tej marki. Na ten moment, czyli na wybieranie "od której zacząć cykl degustacji Duffy's?", musiałam "trochę" poczekać, ale umocniło się we mnie poczucie, że się nie zawiodę. Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie będzie to nowa miłość.
Zaczęłam od najmniej długiej daty, czyli od tabliczki wyprodukowanej we współpracy z farmerami z organizacji Camino Verde, walczącej m.in. z wylesianiem.

Duffy's Fine Chocolate Corazon del Ecuador Camino Verde 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao trinitario Nacional pochodzącego z Ekwadoru z prowincji Guayas.

Po otwarciu poczułam bardzo delikatny zapach przedstawiający nieśmiałą słodycz kwiatów i o wiele bardziej zdecydowaną ich rześkość, lekkość. Wydały mi się wilgotne - takie pokryte rosą? - i żywe. Raz i drugi, wydaje mi się, że poczułam morele. W tle plątała się nuta delikatnie prażono-pieczona, która skojarzyła mi się z zawilgoconymi orzechami, tkwiącymi w jakimś mokrym, czekoladowym biszkopcie.

Przy łamaniu ciemna, o ciepłofioletowawym przebłysku, tabliczka wydała głośny, ale lekki trzask. Wydała mi się pełna i konkretna, ale nie twarda, a tłusta. W ustach potwierdziło się to, bo rozpływała się wolno, w dość tłustawy sposób, mięknąc na aksamitny krem. Pod koniec każdego kęsa robiło się bardzo sucho, z lekkim poczuciem ściągnięcia.

Od pierwszego kontaktu kostka-język poczułam słodycz. Była silna, ale bogata i szlachetna. W pierwszej chwili pomyślałam o toffi, ale na taki twór klimat wydała mi się zbyt rześka. Delikatne, ciepło-pieczone nuty z tła cały też swoje dodały. Na myśl przyszło mi połączenie jasnego miodu i brzoskwiń / moreli. Te owoce... nie były aż tak mocno owocowe - oczami wyobraźni widziałam ich ukwiecone krzewy.

O tak, wilgotna nuta kwiatów odegrała tu bardzo istotną rolę i była jednym z dwóch spójnych filarów. Kwiaty złączyły się za sprawą wilgoci z wyrazistym smakiem pieczono-prażonym. Niosło to ciepło oraz orzechowy wątek, ale czekolada nie wydała mi się zbyt mocno prażona. W połowie rozpływania się kęsa pojawiły się pieczone orzechy, które... właśnie też od prażonej nuty odbiegały, bo były to orzechy nieco rozmiękłe, zawilgocone... Takie świeżo-miękkawe, nasiąknięte od... mokrego ciasta? Wskazałabym laskowe, ale raz i drugi przed oczami pojawiały mi się i gorzkawe włoskie, i maślane nerkowce.

Po tym pieczono-wilgotnym smaku znów wzmagała się słodycz, ale... w niej było coś wytrawniejszego i dość dziwnego. Skojarzyło mi się to z miękką tykwą lub słodkimi grzybami shiitake - czymś orientalniejszym, łączącym się z miodem, ale dość niespotykanym.

Pieczone orzechy, prażony wątek wzbogacony o kwiatowo-owocową rześkość na koniec skupiały uwagę na subtelnej gorzkości, a wraz z poczuciem suchości / ściągania na końcówce wychwyciłam jakby naturalną soczystą prawie-kwaskowatość tychże orzechów.

W posmaku pozostawało prażenie, orzechy i ta złożona, szlachetna gorzkawość orzechów oraz słodycz miodowo-orientalna. Lekkość też była, zawiązując to wszystko.

Muszę przyznać, że czekolada wyszła dość niezwykle. Podobało mi się to, jak kwiatowa się okazała oraz jak delikatnie zaznaczyły się owoce. Silniejsze nie pasowałyby do tej interesującej, pieczono-orzechowej całości, aluzji do ciasta, w której gorzkawość... nie wyszła tak bardzo gorzko, a w "naturalny sposób". Kupiły mnie również sugestie tykwy / grzybowa nuta - taka wytrawna słodycz. Aksamitny, tłustawy krem z suchością i ściąganiem na koniec - także struktura wyszła ciekawie.

Czekolada miała naprawdę intrygujące aspekty, co przełożyło się na niecodzienny wydźwięk. Mimo ogromu kwiatów, nie wyszła tak ekwadorsko - w ciemno regionu bym nie zgadła. Zaciekawiła mnie i smakowała tak, że do smaku z chęcią bym wróciła, jednak jednak ta tłustość (kremowa i zacna, ale jednak) w połączeniu ze słodyczą (bogatą, ale jednak wiodącą) sprawiły, że zakupu nie powtórzę (gdyby nie te czynniki, mogłabym to zrobić, mimo że w przypadku rzadkich plantacyjnych raczej tego nie robię przez cenę i trudną dostępność).


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 16,59 zł (za 60 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: nie podana
czy znów kupię: nie

Skład: ziarna kakao, organiczny cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

6 komentarzy:

  1. Czekałem na recenzję z zakupem Duffy's, wygląda na to, że warto spróbować :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, oj warto! Pokochałam Duffy's jak Idilio Origins.

      Usuń
  2. Czekolada wydaje się przyjemna. Co zabawne, nabrałam przez nią ochoty na jogurt grecki z wsadem brzoskwiniowym/morelowym (mam w lodówce, uff). Co do tykwy, nie przepadam za nią w sushi. Jest słodka w dziwny sposób. Za to uwielbiam żółtą rzepę/rzodkiew. Słodziutka, twarda i sprężysta, mmm.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty, dziś akurat jadłam grecki jogurt z wsadem brzoskwiniowo-marakujowym Piątnica - nowość chyba, bo nie 0%, ha!
      A ja lubię tykwę, acz nie zawsze-zawzze do wszystkiego. Daikon? Oshinko? Rzepę / rzodkiew uwielbiam! Ale też nie koniecznie w każdej rolce. Zależy od tego, jakie otoczenie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.