poniedziałek, 17 grudnia 2018

Duffy's Honduras Indio Rojo 72 % ciemna z Hondurasu

Z Hondurasu jadłam tylko (aż?) dwie czekolady i podbiły moje serce do tego stopnia, że trafiły na listę tych naj-najukochańszych. To państwo, jak i w sumie cały region Ameryki Środkowej, pod względem kakao nadal wydaje mi się taki... tajemniczy i zaskakujący. Na dzisiaj przedstawianą tabliczkę polowałam już od 2016 roku, kiedy to z myślą o niej składałam zamówienie na brytyjskiej stronie. Niestety, przyszła jakaś inna (Milk Chocolate Venezuela Ocumare 55 %) - wprawdzie też pyszna, no ale nie ta. A tu wreszcie nadszedł dzień, gdy stała się moja, dzień skonsumowania jej... Aż nie umiem wyrazić, co czułam.
Indio Rojo znaczy "majańska czerwień" i odnosi się do koloru podgatunku criollo ziaren rosnących w tamtejszych rejonach. Tę tabliczkę stworzono z kakao pochodzącego z farm, należących do kompanii Xoco.

Duffy's Honduras Indio Rojo 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao criollo z Hondurasu.

Gdy tylko rozchyliłam pazłotko, poczułam prażoną woń migdałów, drzew ogrzewanych przez słońce i świeżo zaparzonej kawy, co miało bardzo ciepły wydźwięk. Plątała się przy tym także słodycz - powiedziałabym, że też ciepła - suszonych fig.

Ciemna tabliczka była bardzo twarda, a przy łamaniu wydawała trzask, przypominający chrupanie. Przekrój wydał mi się chropowaty, co przez pierwsze sekundy znalazło odzwierciedlenie w ustach. Czekolada rozpływała się nieco zalepiająco, bardzo kremowo, niby gładko, ale z lekko chropowatym zacięciem. Wraz z nieco wysuszającym efektem rozganiało to jakiekolwiek poczucie tłustości, której właściwie znalazło się tam całkiem sporo.

Już w chwili robienia pierwszego kęsa poczułam smak wykwintnego syropu czekoladowego, w którego odmęcie łączyła się szlachetna słodycz i kakaowa gorzkość.

Ta właśnie ciepła gorzkość po chwili wyeksponowała się. Poczułam dym i popiół. Jako że syrop jeszcze całkiem nie zniknął na ich rzecz, na sekundę pojawiły się tutaj też czekoladowe pierniki w czekoladzie. Gorzkość cały czas była stonowana, niesiekierowata, a jednak jakże dosadna. Z czasem trochę podkoloryzowały ją pikanteria przypraw korzennych i owocowy wątek (pomyślałam o jakiś przetworach z czerwonych porzeczek i goryczce... cytrusów?).

W połowie pojawiły się prażone migdały i drzewa. Harmonijnie mieszały się z lekką ostrością.

Owoce zaczęły wydawać mi się trochę... podfermentowano-suszkowate i takie przejrzałe (ale jeszcze nie zgniłe), jeśli chodzi o porzeczki. Po ogrzaniu atmosfery przez pewne nuty, to właśnie suszone owoce przejęły ster. Wyraźnie czułam figi i rodzynki. Przed oczami mignęła mi masa makowa (z łazankami i orzechami, migdałami) z dużą ilością pomarańczowych owoców - suszonych moreli i pomarańczy? Podfermentowane nuty nagle zniknęły w smaku soczystych rodzynek. Wszystko to nadało słodyczy dużego znaczenia, ale że była tak głęboka i złożona, wcale za silna się nie wydawała.

Zwłaszcza, że z masy makowej znów wyszły prażone migdały (i orzechy?)... Migdały... stały się drzewami w słońcu. Znów poczułam gorzkość dymu i popiołu; utrzymywał się prażony klimat, w efekcie czego nagle w ustach rozbrzmiał smak kawy. Kawa zdecydowanie dominowała na końcówce.

Kawa, prażoność migdałów, ciepło drzew i gorzkawość popiołu zostały także w posmaku. Nie odstępowała ich mgiełka fig i rodzynek, które kontrastowo po zjedzeniu całości wydawały się wręcz karmelowe.

Bywam sceptyczna w kwestii czekolad nagradzanych złotem na Akademii Czekolady (mam wrażenie, że te ich "wyrównane i harmonijne" tabliczki nie są ani gorzkie, ani kwaśne, ani słodkie - żadne), ale ta... O tak, to nawet nie złoto, ta tabliczka to bezcenne cudo. Odpowiadała mi jej ciekawa struktura, przejrzysty zapach zaserwował, co lubię, a smak... Rozwalił mnie. Właściwie miał łagodny charakter, nic przełomowego, ale cała ta złożona, mocna gorzkość i słodycz, które przenikały się wyszły po prostu bosko. Nie wyszło to zbyt mocno owocowo, co przy tym stopniu umiejętnego prażenia bardzo mi się spodobało.
Warto było czekać te 2 lata.

Widzi mi się jako nieco mniej owocowa Jakub Piątkowski Honduras 70 % (drzewa, rodzynki i ciepło bardzo podobne, jednak JP miała do tego spory bukiet z czarnego bzu i czarnych porzeczek) i podobnie syropowo-migdałowa co Jordi's Honduras Xoco Farms 75 % (Jordi's - syrop malinowy, tu czekoladowy, ale jednak; Jordi's była jednak bardziej cytrynowo-maślana).
Odbiegając od Hondurasu, bardzo przypominała Idilio Origins 12imo Finca Torres (tylko, że bez nuty sernika Idilio).


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 16,59 zł (za 60 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

5 komentarzy:

  1. Mam Gwatemalę i Wenezuelę z ich 72, tej, niestety, nie udało mi się kupić. Tabliczki wyglądają bardzo ładnie, jednak wolałbym podział na kostki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi podział w tym przypadku jest obojętny. Kostki lubię tylko duże, by i tak wgryzać się tak, jak mi się podoba. Te czekolady jest tak pyszna, że takie kwestie to już szczegół.

      Usuń
  2. Och, porównałaś do czekolad, które uwielbiam. Całe szczęście, że mam ją na stanie. Ogólnie honduras mnie chyba jeszcze nie rozczarował, ale w sumie nie jadłam go jeszcze tyle.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z żadną czekoladą nie łączy mnie tak długa przygoda poszukiwawczo-oczekiwawcza. Chyba że liczy się to, że uparcie trzymam na liście "do upolowania" Rittery, które były limitowane z dziesięć lat temu.

    Nie mam na nią ochoty, jednak spróbowałabym z uwagi na nagrodę oraz Twoją historię.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.