poniedziałek, 27 maja 2019

Moser Roth Sommer Edition Limone Joghurt biała z cytryną i jogurtem

Znalazłszy informacje (niepotwierdzone na oficjalnych stronach), jakoby za Moser Roth stało Storck, zaczęłam się trochę bać dzisiaj przedstawianej czekolady, bo przypomniała mi się cukierkowa cytrynowo-jogurtowa Merci, w której jogurtu nie czuć. Miałam nadzieję, że ta wyjdzie bardziej w stylu smacznej Princessy Lemon, wzbogaconej o wyczuwalny jogurt. Dawno, dawno temu jadłam białą z wanilią tej marki, dostępnej w Aldim, i w sumie mi smakowała, ale... od tamtego czasu zrobiło się u mnie... ciężko z białą czekoladą.

Moser Roth Sommer Edition Limone Joghurt to biała czekolada z kandyzowanymi kawałkami cytrynowymi (8%) i kawałkami (chrupkami?) jogurtowymi (4%).
Edycja limitowana na lato 2018; w opakowaniu 5 minitabliczek (łącznie 125g).

Rozchyliwszy papierek poczułam zapach mleka w proszku, dość silną słodycz (jakby trochę waniliową?) i kwasek. Po chwili kwaskowi przypisałabym cytrynę, która to wydała mi się trochę przerysowana, ale w sumie spójna z mlecznością i białoczekoladową nutą. Ogółem było ok.

Tabliczka łamała się z łatwością. Wydała mi się krucha przez wtopiony, widoczny gołym okiem dodatek.
W ustach rozpływała się dość szybko i łatwo, jak proszkowy krem. Jej miękka tłustość nie wydała mi się przesadzona, lecz nakręcała ulepkowatość. Całkiem sporo, choć też w ilości odpowiedniej, było w niej sporych kawałków cytrynowych skórek i mniejszych chrupek jogurtowych. Pierwsze cechowała twardość. Z czasem trochę miękły, zwłaszcza pod naciskiem zębów, do których potem trochę się lepiły, sprawiając wrażenie naturalnych z odrobiną scukrzonejżelkowatości. Mało soczyste skórki wydawały się bardzo "podcukrzone" (w końcu kandyzowane). Nie całe, same skórki, ale to one niewątpliwie były bazą. Jogurtowe kawałki, a właściwie jakieś dziwne płatki drobniejsze od skórek, uginały się i trzeszczały, rozpuszczając się trochę i lepiąc do zębów.

W smaku oprócz silnej słodyczy, na samym początku zaznaczył się lekko cukierkowy, sztucznawy kwasek. Niewątpliwie było cytrynowo, ale w sposób kojarzący się z gumą rozpuszczalną. Mało smakowicie, ale na szczęście też mało intensywnie.

To biała czekolada rozwinęła się prężniej jako maślano-mleczny smak. Była bardzo słodka, ale nie cukrowa. Wydała mi się przeciętna do momentu, w którym wyrazista mleczność przyspieszyła i zaprosiła do biegu kwasek. Zapowiadał się już po paru sekundach, ale na dobre pojawiał się mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa, kiedy to spod czekolady wyłaniały się dodatki. Niezdecydowany, częściowo wiązał się z naturalną cytryną, lecz zasugerował też jogurtowy klimat. Wydaje mi się, że w dużej mierze opierał się na skojarzeniu po konfrontacji mleka i kwasku, niż na autentycznie jogurtowym smaku. Nasilił się nieco, nadając czekoladzie lekkości.  

W lekkość nagle wkroczyła wyrazistsza cytryna, nieco bardziej soczysta przy owocowej kostce. W pewnym momencie, tylko przy niektórych kęsach, robiło się naprawdę kwaśno za sprawą soku cytryny. Nie mogę jednak oprzeć się wrażeniu, że kawałki w większości były po prostu słodkie, jakby bez smaku owocu, a ich pojawienie się po prostu zgrało się w czasie z cytryną, rozwijającą się wraz z rozpływaniem się czekolady. Jej smak wciąż zalatywał słodko-cukierkowo (przez kandyzowanie?). Rozgryzane kawałki tylko czasami dodawały odrobinę goryczki - i tak mocno splecionej z kandyzowaną słodyczą. 
Kawałki pozostawione na koniec (po czekoladzie) jawiły się jako nieco bardziej "prawdziwe", odrobinę prawie gorzkawe.
Te jogurtowe... Rozgryzane wydawały się słodko-żadne. Jak polewy jogurtowe (na batonach / płatkach)? Zakładam, że wniosły trochę jogurtowości, ale poczucie, że to one, gdzieś uchodziło.

W posmaku pozostała mdła, biała czekolada o słodyczy nie za mocnej, ale znaczącej i cukierkowo-sztucznawej. Cytryna właśnie się w to wpisała, choć i wspomnienie autentycznego, soczystego kwasku pozostało. Czułam "wyobrażony jogurt" i nierealistyczną cytrynę. Posmak miał raczej neutralny wydźwięk. 

Całość wyszła adekwatnie do nazwy i w sumie nie najgorzej. Biała czekolada dobra (ale też nie jakoś specjalnie wybitna), więc szkoda, że jogurt tak nienachalny, że łatwy do przeoczenia, a cytryna... No, czułam ją wyraźnie, ale niestety nie w takim charakterze, jak bym sobie tego życzyła. Soczystość - fajnie, pomysł na dodanie skórki - ekstra, ale kandyzowanie jej? Zepsuto tym wszystko. Co więcej, większość kawałków dodatków wydawała się wyprana ze smaku. Chrupki jogurtowe to w ogóle porażka, miały wyjątkowo denerwującą strukturę, a w smaku to głównie nicość i "sztuczna słodycz", więc uważam je tylko i wyłącznie za minus. Jogurtowość gdzieś tam pobrzmiewała, ale jakoś jakby nie od nich - bardziej wyobrażona? Czuję, że gdyby to była po prostu czekolada biała jogurtowa z niekandyzowaną skórką, mogłaby być naprawdę przepyszna (bo nie taka słodka, nie kwachowata, a rześka).
Było kwaśno, ale nie przesadnie, nie za słodko, a jednak nie jakoś specjalnie orzeźwiająco czy z charakterem. Kojarzyła mi się z czekoladową wersją Princessy Lemon, ale nie porwała przez dodatki. Mam za to żal, że tak głupio rozwiązano kwestię jogurtu. Jednak jako biała cytrynowa w sumie się udała.
Z przyjemnością zjadłam dwie minitabliczki i dość (jakoś ostatnio nie czerpię przyjemności z jedzenia białych czekolad, nawet tych dobrych), resztę oddałam Mamie. Jej bardzo smakowała, mimo że jogurtu nie czuła (i nie zarejestrowała obecności chrupek jogurtowych).


ocena: 7/10
kupiłam: odkupiłam od osoby prywatnej
cena: 7 zł
kaloryczność: 561 kcal / 100 g; 1 minitabliczka (25g) - 140kcal
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, tłuszcz kakaowy (32%), pełne mleko w proszku (17,4%), odtłuszczone mleko w proszku, masło klarowane, skórka cytryny (4,2%), syrop glukozowo-fruktozowy, maltodekstryna, syrop glukozowy, jogurt z odtłuszczonego mleka (1,2%), skoncentrowany sok cytrynowy (0,6%), dekstroza, lecytyna sojowa, stabilizator kwasowości: sok cytrynowy, naturalne aromaty, sól

7 komentarzy:

  1. Jak tylko zobaczylam nazwę czekolady to pomyślałam o princessie white lemon, a jak jeszcze na końcu i niej wspomniałas... To już wiem że ta tabliczka na pewno nie jest dla mnie :D nienawidzę tej princessy! :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i ta czekolada by Ci nie smakowała.
      Kurde, a coś mi się kojarzy, że Ty mi gdzieś pisałaś, że do cytryny biała czekolada by Ci najbardziej pasowała... Kojarzysz coś takiego czy sobie wymyśliłam?

      Usuń
    2. Tak było, bo cytryna mimo wszystko bardziej pasuje mi do bialej czekolady niż na przykład do gorzkiej :D co nie zmienia faktu ze cytrynowych slodyczy nie lubie bez wzgledu na czekolade :D

      Usuń
    3. Alee kontraast często za duży! Kwach i cukier, a w ciemnych większe szanse na dopasowanie. :P Nie no, połączenia białej czekolady i cytryny jako takiego nie krytykuję, tylko uważam, że jest trudne do wykonania, problematyczne.

      Usuń
  2. Ponieważ biała czekolada, cytryna i chrupki kojarzą mi się z limitką Princessy, a i marka MR nie sprawia, że czoło marszczy się z podejrzliwością, tego cuda bardzo chętnie bym spróbowała. Cóż za miłe zrządzenie losu, żeby właśnie tę recenzję zostawiłam na koniec. Soczysta cytryna, jogurt, wyraźny kwasek, acz bez wykręcania ryła... zacnie :) I wiesz, ja nawet chrupek nie chciałabym się pozbyć. Przynajmniej nie teraz, przed spróbowaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem pewna, że by Ci smakowała.
      Ogólnie jestem ciekawa, jak byś odebrała Moser Roth. Jak tak szukałam w internecie, to było, że chyba Storck za nimi stoi, niektóre tak mi się kojarzyły z Merci (i właśnie ciekawi mnie, czy miałabyś to samo odczucie), ale czarno na białym nigdzie takiej 100 % pewnej informacji nie widziałam.

      Usuń
    2. Yep, czytałam wstęp i już na tym etapie byłam na tak dla czekolady.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.