sobota, 14 grudnia 2019

(Słodki Przystanek) Beskid Bean-to-Bar Chocolate Republika Dominikany Hispaniola BIO 71 % słodzona cukrem kokosowym

Jak pisałam przy Beskidzie 70 % z Republiki Dominikany, kakao stamtąd nie wydaje mi się szczególnie wyjątkowe. Mimo to, podlinkowana czekolada zachwyciła mnie. Niby prosta, ale zarazem tak ciekawa i wyważona w swych zaskakujących nutach... Że od razu w mojej głowie zrodził się plan zestawienia jej w odstępie zaledwie paru dni z, powiedzmy, jej siostrą, czyli czekoladą z tego samego kakao, ale słodzoną czymś innym. Mianowicie cukrem kokosowym. Miałam już okazje z całą stanowczością stwierdzić, że wyjątkowo smakują mi tabliczki z nim. W tym przypadku więc wiedziałam, że będzie dobrze, ale bałam się, że parę wytrawniejszych nut straci na dosadności. Hm, możliwe w sumie, że robienie i takiej, i takiej to działanie wyjątkowo dobrze przemyślane. Bardzo mnie ciekawiło, jak to odbiorę.

Beskid Bean-to-Bar Chocolate Republika Dominikany Hispaniola BIO 71 % słodzona cukrem kokosowym to ciemna czekolada o zawartości 71 % kakao odmiany Hispaniola z Republiki Dominikany słodzona cukrem kokosowym.

Po rozchyleniu papierka poczułam mocny zapach palonego karmelu. Miał gorzki wydźwięk, właśnie jak konkretnie palony karmel czy kawa. Ją, mocno palone ziarna, także czułam wyraźnie.
Zaraz za nimi stały wytrawne drzewa czy raczej drewno i jeszcze wytrawniejszy groch / soja. Odebrałam je jako trochę zakurzone, mimo że intensywne. Nie wiem dlaczego, miało to dla mnie "klimat schroniska górskiego". Chyba trochę na siłę doszukałam się czerwonych owoców - może grejpfruta i wiśni?

Przy łamaniu nieustępliwa, wydawała twardy trzask jakby była bardzo pełna. Przekrój wyglądał mi na lekko ziarnisty, a jednak sugerował gładkość.
W ustach jednak czekolada okazała się wręcz szorstka. Rozpływała się powoli, ale raczej łatwo. Cechowała ją wodnistość. Czułam też jej tłustość, choć od niej uwagę odciągały dwie pozostałe cechy.

Od pierwszej sekundy w smaku roztoczyła słodycz, która nierozerwalnie złączona była z dosadną gorzkością mocno palonego karmelu i jeszcze mocniej palonych ziaren kawy. To też kawa już zaparzona, rozgrzewająca... i w towarzystwie przypraw korzenno-słodko-ostrawych? Wszystko to z czasem zaczęło przybierać postać palono-maślanej krówki.

Palono-maślana, może kawowa, a może tylko w towarzystwie czarnej kawy, krówka wydała mi się lekko słonawa. Za tą sugestią kryły się niejednoznaczne mleczne tony. Było w nich (dla odmiany po paleniu i przyprawach), trochę chłodu. Na myśl przyszedł mi mało słodki sernik.

Słodycz szlachetna i jakby sama siebie przełamująca, rosła... rozwijając się, pokazując swą głębię. mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa poczułam się, jakbym jadła jakiś przypalony spód daktylowy (pewnie od sernika). Daktyle... i wciąż lekka mlecznawość, coś bardziej orzechowego... Ten sernik... może jakiś wymyślniejszy, tzn. "orzechowawy"? Jagielnik? Albo twór z soją? Bliżej to nieokreślone, trochę drewniane. Słodycz mimo że wzrastająca, wydawała się nieuchwytna i chłodząca, jak mięta i z leciutką pikanterią.

Gdy tylko kawa wyczuła jej słabość, natychmiast ją zdominowała, dopuszczając daktyle i... taką wytrawność? Pociągnęła za sobą całe mnóstwo orzechów i drewna... Nie tyle drzew, co właśnie drewna / drewnianych mebli. Poprzez tę miętowo-słodzikową karmelowość (?) wydały mi się lekko zakurzone. Gorycz zrobiła się jak rozgryzane ziarna kawy... A za tym wszystkim wykryłam namiastkę owoców. Czerwonych, słodkich jak nalewka... Albo wino? Grejpfrut? Znikały jednak w kawie i serniku na przypalonym, daktylowym spodzie.

Po wszystkim pozostał posmak mocno palonej kawy i goryczkowatego... palonego karmelu / spodu z daktyli, trochę tłustej maślaności sernika i odległa wytrawność. Dziwne było wrażenie, jak bym naprawdę tylko co wypiła kawę i w dodatku pożarła parę ziaren z dna, choć równie dobrze mogła to być tanina jak po winie. Oprócz tego na ustach osiadła lekka tłustość.

Czekolada zaskoczyła mnie smakiem tak mocno palonego, wręcz gorzkiego, karmelu i tak jednoznacznej kawy. Oprócz tego cała ta daktylowość / krówka i tłusta sernikowość... Wytrawniejsze sugestie, przyprawy korzenne i drewniane orzechy oraz chłodniejszy motyw obracały się w tych samych realiach, były jedynie dodatkiem. Owoców... w zasadzie tu brak. Coś się pojawiało, ale w całości nie miało znaczenia. To głównie gorzko-słodka, choć oparta na z zasady słodkich rzeczach, kompozycja, której nie brak wytrawności. Bardzo mi smakowała, choć konsystencję wolałabym inną. Lubię szorstkość, ale nie do pary z wodnistością i tłustością (tylko za to poleciał punkt).

Była podobna do wersji z cukrem trzcinowym, acz o wiele bardziej od niej palono-karmelowa. Kawowo-sernikowa, nie zaś słodowo-serowa jak tamta. O słodszym wydźwięku, choć paradoksalnie, wcale nie taka słodsza. O dziwo bliżej jej było do propozycji na ten region innych marek (bo podlinkowana wydała mi się niezwykle specyficzna).


ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 15,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: mogłabym

Skład: ziarna kakaowca, cukier kokosowy, tłuszcz kakaowy

4 komentarze:

  1. Słyszałam że wiele osób nie lubi smaku cukru kokosowego, ale ja jeszcze nie miałam okazji go spróbować i nie mam pojęcia jak bym go odebrała :p myślę że taka czekolada byłaby dobrym początkiem - spoko ilość kakao, a posmak krówki, daktyli i sernika bardzo do mnie przemawia, natomiast brak owocowości wcale mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cukier kokosowy w wielu rzeczach mnie zachwycił. Mleczna z nim od Akesson's to jedna z moich najukochańszych czekolad.
      Jest karmelowyii jednocześnie rześki - bardzo ciekawy. Powinien Ci smakować.
      Wiesz, że jeszcze się nie spotkałam z opiniami, by miał przeszkadzać? Ale w sumie nim samym nigdy się nie interesowałam, tylko tyle, co przy czekoladach.

      Usuń
  2. Dobra, wspomnienia o ciężkim grochu po 8 rano odeszły w zapomnienie, więc tym razem zapach git. Wstępny smak - od palonego karmelu, przez kawę i korzonki sproszkowane, aż po maślaną krówkę - baaardzo git. Nie wiem, czym jest spód daktylowy w cieście, ale brzmi rozkosznie. Jeśli sojowość jest takiego rodzaju, jaki występuje w Alpro, też git. Sernik zjadłabym w formie batona twarogowego, mmm. Ostatni raz jadłam go kilka lat temu. Ach ten blog i brak czasu na powroty do słodyczy, które się lubi.

    PS "Podlinkowana czekolada" poskarżyła mi się, że ją zlekceważyłaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lubię wytrawne śniadania... Ale właśnie! Śniadania, a nie obiad rano! Współczuję, serio.

      Daktylowy spód? A bo ja wiem, haha. Coś jak batony Legal Cakes (części z daktylami) - taka jakaś prasowanka, masa z mąką, orzechami pewnie. Wyobraź sobie zdrową przeróbkę jakiegoś zwykłego spodu do ciasta.

      Nie znam się za bardzo na Alpro, ale chyba nie. Jadłam tylko czekoladowy, uważam go za kiepski. To sojowość może i właśnie jak z takich deserów, ale ja ją znam bardziej z kremów Zottera. Nie umiem więc potwierdzić lub zaprzeczyć, czy jak z Alpro.

      Batonów twarogowych nie znam, ale Mama jadła i mówiła, że okropna gamoła z margaryny, a nie coś twarogowego. A że lubimy ten sam twaróg, ufam jej opinii. Plus to, że to słodycz z lodówki, baton, itd.

      Zaraz to naprawię!

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.