czwartek, 27 lutego 2020

Cadbury Dairy Milk Winter Gingerbread Edition mleczna z czekoladowo-mlecznym nadzieniem i ciasteczkami korzennymi / pierniczkami

Kiedyś uwielbiałam ciasteczka korzenne, ale na przestrzeni lat zaczęłam trafiać na same niesatysfakcjonujące. Czekolady z nimi kiedyś też były jakieś lepsze (i rzadsze). Obecnie większość czekolad z korzennymi ciastkami mi nie odpowiada. Z każdą coś nie tak. Kamienne twarde ciastka (Scholetta a'la Spekulatius - ogólnie smaczna, ale te ciastka mogły być lepsze), pozostający posmak coli (Chateau Winter Edition Spekulatius), mało korzenności (Wedel Korzenny Cookie czy Lindt Hello Crunchy X-Mas Cherry) lub dziwnie obleśne nadzienia (Ambiente Truffle Con Leche Speculoos albo Ritter Sport Spekulatius). Zimą 2019/20 limitki z ciastkami tego typu jakoś mnie nie ruszały. Mama jednak bez przerwy ogląda się na ciekawe smaki limitowane. Wybierając więc słodycze przez internet pod nią, zerknęłam na dziś prezentowaną tabliczkę. I nadzienie, i ciasteczka? Z takim specyficznym rozłożeniem na kostki? Nie miałam jeszcze czegoś takiego, więc aż się zainteresowałam. Z racji wysokiego prawdopodobieństwa, że może mnie nie satysfakcjonować, nie kupiłabym, ale Mama wyraziła chęć przygarnięcia, "jakby co". To jednak do nas trafiła. "Bo taka inna." Miałam nadzieję, że naprawdę, a nie tylko "słodka jak większość". Co więcej, miała to być moja pierwsza Cadbury - niby nic takiego, ale jednak. Dodatkową motywacją do spróbowania była możliwość porównania wrażeń z wrażeniami Olgi z livingonmyown, publikując recenzje w tym samym dniu.


Cadbury Dairy Milk Winter Gingerbread Edition to mleczna czekolada nadziewana czekoladowym kremem mlecznym (38%) i kawałkami ciastek korzennych / piernika (12%)

Otwierając opakowanie, poczułam pierniczki (powiedziałabym, że ciasteczka imbirowe) oraz ogrom cynamonu i cukru, które zdawały się wręcz zagęszczać wyrazistą, mleczną toń. Miało to uroczo-ulepkowaty wydźwięk czekoladek dla dzieci i zdecydowany motyw ciasteczek: kruchych pierniczków, ale też po prostu ciasteczkowy. Przesłodzony, a zarazem przyjemny zapach.

W dotyku lśniąca tabliczka była tłusta i wręcz lepka. Jej miękkość aż krzyczała, co tylko potwierdziło się przy łamaniu. Nie wydawała żadnego trzasku, w zasadzie wręcz lekko się rwała.
Przekrój ujawnił grubą warstwę miękkiego kremu i ogrom kawałków ciasteczek na wierzchu (w wypukłości) każdej z kostek. Chrupacze wyglądały na twarde sztuki.
W ustach czekolada rozpływała się ochoczo, szybko. W zasadzie nie miękła bardzo, bo... od razu była miękka. No, ale serio to miękła błyskawicznie jeszcze bardziej, na gęsto-tłusty krem. Zalepiała usta i odsłaniała swe wnętrze.
Czekoladowy krem był dość integralny z nią, podobnie mazisty, również zalepiał. Odznaczał się jednak wyższą i zarazem rzadszą tłustością. Ta była mięciuteńka, margarynowo-śmietankowa. Wydawał się raczej gładki. Otłuszczał, wraz z czekoladą, usta natychmiast.
Ciasteczka okazały się dość twarde, choć trochę nasiąkały. Rozpadały się na drobne grudki i kryształki, potem rozpływały na mączny pyłek. Do końca zachowywały jednak chrupiąco-rzężący element, lekką twardawosć.
Nie podeszła mi ta struktura... najlepiej odebrałam... ciastka.

W smaku czekolada uderzyła przesadzoną, prawie czysto cukrową słodyczą (która z czasem na szczęście już bardziej aż tak nie wzrosła), oraz mlecznością. Ta była intensywna i niemal śmietankowa, zaskakująco smakowita w tym wszystkim, jednak... cukier zadrapał w gardle już przy pierwszym przełknięciu śliny.

Krem podbił smak czekolady... albo raczej czekoladek mlecznych dla dzieci. Szybko okazał się przesłodzony do bólu. Kryły się za tym bardziej mleczno-maślano-margarynowe nuty, pewna tłuszczowość. Wyraźnie czułam w nim cynamon w wydaniu raczej słodkim, choć trochę przesiąkł chyba pierniczkowością ogółem.

W tle od samego początku przewijały się przyprawy korzenne. Dopiero po paru chwilach jednak uderzały pełną mocą, gdy wyłoniły się ciastka. Rozgrzewający, przyjemnie ostry imbir prowadził, jednak cynamon nie odstępował go ani na krok. Korzenność wirowała w najlepsze, pląsając z mlekiem i czekoladą. Jeszcze wzmocniła drapanie w gardle. Niczym cieplutkie, przecukrzone mleko z przyprawami lub gorąca czekolada? Rozgrzewanie korzenne bowiem rosło. Słodko-goryczkowate goździki przeszywały ogólną słodycz. Cynamon wyszedł ostro-goryczkowato, nie cackał się.
Na szczęście nic nie było tu sztucznie przerysowane.

Ciasteczka bardziej ciumkane i gryzione pod koniec, dodawały wszystkiemu jeszcze ciasteczkowo-pszennicznej i cukrowo-słodkiej nuty. Były tylko trochę kartonowe, ale całkiem w porządku. Ostrzejsza korzenność płynęła z nich, i to też czuć.

W posmaku pozostała wyrazista mleczność, bukiet przypraw korzennych i motyw kruchych pierniczków, ciasteczek imbirowych. Wyraźnie czułam goździki. Cynamon o dziwo odegrał o wiele mniejszą rolę. Od cukru zaś aż drapało w gardle. Korzenność tylko to wzmocniła. Przesłodzenie i zatłuszczenie odczuwalne już po kostce-dwóch wydawały się wręcz nierealistycznie wysokie. A jednak je czułam i męczyły mnie.

Czekolada zaskoczyła mnie... jakością. Pomijając morderczą cukrowość, była wyraziście mleczna i bogata w przyprawy, i to niebanalne ich połączenie. To zdecydowanie najlepsza forma dla ciastek korzennych w czekoladzie, bo tłusty krem utworzył przejście od czekolady do ciastek i swoją miękkością jakoś te chrupacze ruszył (w samej czekoladzie może wyszłyby jak kamienie?).
Niestety, przez miękkość i tłustość oraz właśnie cukrowość, nie byłam w stanie zjeść jej za wiele. Pocieszające jednak było to, że wśród nich nie czuć niczego podłego jakościowo.
Z przyjemnością zasłodziłam się połową, doprowadzając się do cukrowego zgonu i przyprawiając się o przyjemne, korzenne palenie przypraw. To była na tyle dziwna cukrowość, z taką ostrością, że miałam ochotę jeszcze raz się tym trochę zasłodzić. Za drugim razem już mnie to tak nie wciągnęło i chciałam 2 paski i dwie kostki oddać Mamie, ale... porzuciła ją po trzech kostkach stwierdzając, że raz, że obecnie chyba nie lubi przypraw piernikowych i pierniczków ("a zwłaszcza takich" - ?) i dwa: obecnie nie lubi czekolad, a jej żołądek ich nie toleruje (chociaż: "sama czekolada niezła, fajnie się rozpuszcza"). Przyszło mi zrobić kolejne podejścia (były dwa: raz dwie kostki, raz jedna). Mam jej serdecznie dość, przy tych kolejnych razach męczył mnie nie tylko cukier, ale i to szybko-tłuste rozpuszczanie się, choć nie uważam jej za złej. Reszta poszła do taty, bo żal wyrzucić.


ocena: 7/10
kupiłam: Allegro
cena: 15,90 zł (za 120g)
kaloryczność: 549 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: mleko, cukier, oleje roślinne (palmowy, shea), miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, mąka pszenna, kakao o obniżonej zawartości tłuszczu 3,5%, odtłuszczone mleko w proszku, solone masło, serwatka w proszku, emulgatory (E442, lecytyna sojowa, E476), syrop cukru inwertowanego, mielone przyprawy (imbir, goździki, cynamon), regulator kwasowości (węglan potasu), substancja spulchniająca (węglan sodu), aromaty

4 komentarze:

  1. Dla mnie była przepyszna i bez problemu z rodzinką zjedliśmy cała w jeden dzień :D ale nie zauważyłam że tam jest krem czekoladowy, myślałam że to wsyzstko to jest czekolada xD zmilil mnie polski opis na opakowaniu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak można nie zauważyć kremu?! :P Poza tym - przecież piernik na opakowaniu też trzyma kostkę z warstwą kremu.

      Usuń
  2. Pierwsze zdanie - podpisuję się. Ponadto w tym zdaniu mogłabym zamienić ciastka korzenne na krówki i trufle. Wiem, że Ty też. "Jej miękkość aż krzyczała" - taak, i to jest mój ideał konsystencji. Spójność/łagodne przejście pomiędzy konsystencjami czekolady i kremu to kolejny ogromny plus. Uwielbiam takie całościowe bagienka. Ok, prawie całościowe, w końcu tu mamy chrupacze. W ciastkach nie czułam kartonowości. Pod początkiem podsumowania znów mogłabym się podpisać. Zaskoczyła mnie za to reakcja mamy. Nie oddałabym ani kostki. Ba! mogłabym przytulić kolejną tabliczkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też bym je tam mogła dopisać.

      Fajnie poznać Twój ideał miękkości.

      A reakcja Mamy wprawiła mnie w szok - byłam pewna, że właśnie jej posmakuje, ale widać te przyprawy... Ech. No nie lubi zbyt mocnych przypraw, żadnych obecnie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.