poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Domori Chacao 100 % Cocoa Mass ciemna z Wybrzeża Kości Słoniowej

Przy Domori Chacao Milk 42 % wspomniałam, że oczywiście będzie cała seria. Postanowiłam zrobić przeskok, o tak o. Uznałam, że jeśli któraś ma mnie zachwycić wyjątkowo, na pewno nie będzie to żadna z tych dwóch. Setki na początku mojej przygody z czekoladami intrygowały mnie, jednak gdy poznałam ich specyfikę, uznałam, że dla mnie w czekoladzie musi być odrobinka cukru i tyle. A jednak ta ciężkość i w ogóle... Na takie coś miewam ochotę rzadko, choć miewam. A wtedy umiem należycie się z nich cieszyć i... Muszę przyznać, że bardzo to w sobie lubię - tę znajomość własnego gustu i organizmy. I właśnie: wiem, że setka Morina (Cote d'Ivoire Guemon Noir 100 %) z tego regionu niezbyt mi podeszła. Z setkami Domori mam jednak bardzo zacne doświadczenia... I w przypadku tej... nie wiedziałam, czego się spodziewać, ech.

Domori Chacao Bean-to-Bar 100 % Massa Di Cacao Bio / 100 % Organic Cocoa Mass to ciemna czekolada o zawartości 100 % kakao forastino z Wybrzeża Kości Słoniowej.

Nieustannie zachwycają mnie sreberka tej serii - te miedziane mini mapy - ach!

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam intensywny splot kwaskawej ziemi oraz drzew, migdałów, mniej jednoznacznych orzechów. Ostatnie wydały mi się aż lekko słonawe, co łączyło bazowe nuty z sugestią kwaskawego nabiału i... zaduchu a'la "skarpetkowo-żółty ser"? To jednak na tyłach, a w kwaśną ziemię niewątpliwie wsiąkała soczystość owoców: jabłek, żurawiny i wiśni. Może też lekko cierpki miód? Przez tę kumulację wyobraziłam sobie kostkę domino piernikową (taką z dżemem, marcepanem - nigdy tego nie jadłam, ale się często zimą widuje w sklepach). Tu wskazałabym dżemowo-suszone, kwaskawe jabłka.

Tabliczka wydawała się masywna i twarda, acz tłusta.
Przy łamaniu potwierdziła swój konkret, zdrowo trzaskając. Pomyślałam o grubych gałęziach na ognisko, łamanych o kolano.
W ustach rozpływała się powoli i dość dziwnie: niby opornie, ale bez realnego, wyraźnego oporu. Była przy tym ciężka w sposób nieco oleisty, jak... trochę podeschnięty, pylisty krem, który dopiero nasiąka... Nasiąka soczystością i ujawnia lepką tłustość. Czekolada miękła, lepiła się do podniebienia, a jednak cały czas pozostawała zwarta i trzymała formę. Odebrałam ją jako zamszową.

W smaku od pierwszej chwili poczułam wyrazistą ziemię, łączącą kwaśność, goryczkę i cierpkość. Było w tym coś smolistego. Czułam kwasek niemal mało spożywczy i kwaśną cierpkość. Taninę wręcz. Oto polało się wytrawne, czerwone wino. Zdawało się mieć nuty lżejszych piernikowych przypraw.

Niemal równocześnie posypały się świeże migdały i orzechy, niosące pewien zaduch. Ten z zapachu w smaku został zupełnie przemodelowany już w pierwszych sekundach nie w jakieś skarpeto-sery, a w masę makową. Raczej łagodną (bez przypraw korzennych), o niskiej słodyczy, ale jednak trochę miodową...

Miodową i z sokiem owoców, jak również samymi owocami. Kwaśność ziemi i wina nasączyły ją. Po paru chwilach wyraźnie czułam kwaśne wiśnie i suszoną żurawinę. Owoce nadały kwaśności nowego, bardziej spożywczego wydźwięku. Oczami wyobraźni znów zobaczyłam kostkę "piernikowe domino".

Do kwaśności zaczęła dołączać śmietana i coś innego... mniej jednoznacznego, ale kwaskawego (kefir? twaróg? prawie-prawie, ale nic konkretnego).
Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa kompozycja łagodniała, w zaduch masy wplótł się tłuszczowo-oleiście-nabiałowy motyw. W oddalili znów zamajaczył mi jakiś ser żółty.
Wszystkie te łagodniejsze nuty przywiodły lekką słodycz. Pomyślałam o suszonych jabłkach, jabłkach kompotowo-marmoladowych i suszonych figach... Myślałam też o czymś mdławo-słodkawym... kompotach? Kwaśnych kompotach i prawie wypranych ze smaku owocach z nich? Do wiśni dołączyły kompotowe truskawki. Bliżej końca zaczęły jednak przybierać na kwasku, kojarząc się z truskawkami liofilizowanymi.
Pod koniec do nabiału, serowości oraz delikatnej masy makowej i piernikowo-kostkowych tworów znów dołączyło wino i wiśnie, ale już łagodniejsze. Przypomniały o sobie rozmyte orzechy i migdały.

Posmak należał do tych ostatnich i do kwasku smoły, choć trochę też nabiału. Nabiał wydał mi się trudny do sprecyzowania, bo wrócił też ser żółty, ale nie był to tylko on. Suszono-kwaśne owoce też zarejestrowałam, zdecydowanie zakropione winem i muśnięte słodyczą naturalną i nieśmiałą.

Migdały i masę z jabłek czułam też w wersji mlecznej. Smakowo jednak w życiu nie powiedziałabym, że to ten sam region. Ale, ale! Struktura wykazywała podobną zamszowość - dziwna, ale charakterystyczna była.

Czekolada w zasadzie mi smakowała, ale trafiłam w niej na pewne zgrzyty, których muszę się trochę poczepiać. Po zapachu trudno stwierdzić, czy będzie pyszna, czy wręcz odwrotnie.
Niedookreślony nabiał średnio do mnie przemówił, acz połączenie sera żółtego i wina wydaje mi się niezmiernie ciekawe! Czy smaczne? Ser wychodził z pewnej tłuszczowości i to już było takie... dziwne. Nuta masy makowej niestety nie rozwinęła się tak, jak bym sobie życzyła. Podobało mi się jednak skojarzenie z tymi kostkami piernikowymi, jak również owoce, które czułam. Wiśnie, truskawki, jabłka... niestety nie w wydaniu takim, jakim lubię, bo kolejno: kwaśne, kompotowo-suszono-dżemowe.
Struktura niecodzienna, ale trochę męcząca.
Całość na tyle przystępna, taka w którą można się wciągnąć, przyzwyczaić do mankamentów, że zjadłam całą (prawie, bo jakieś 4-5 gramów wysłałam komuś :>), ale nie chciałabym do niej wrócić.


ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 17,88 zł (za 50g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 636 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa

2 komentarze:

  1. I cóż ja mogę napisać? Wizja ogniska, kompot, marmoladowe jabłka, migdały i kilka innych rzeczy - spoko. Całokształt baaardzo niespoko :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cholera, widzę Cię w ciepłej szapie, rękawiczkach bez palców i cieszącej się tym wszystkim, ale... nie, nie że w czekoladzie. xD

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.