poniedziałek, 14 września 2020

Pralus Costa Rica Trinitario 75 % ciemna z Kostaryki

Przeważnie to, jak układam degustacje czy publikuję recenzje jest w jakiś sposób przemyślane. Zawsze wcześniej planuję i biorę rozmaite elementy pod uwagę. Tym razem motywacją do sięgnięcia po tę tabliczkę była najzwyklejsza na świecie tęsknota. Nie pamiętałam już, kiedy ostatnio jadłam jakiegoś Pralusa i... właściwie na ten dzień wybrałam bardziej markę niż konkretną czekoladę. Spośród posiadanych wzięłam więc tę z krótszą datą i traf chciał, że padło na region bardzo mi obcy. Niewiele czekolad stamtąd jadłam - każda bardzo zapadła mi w pamięć, więc poprzeczkę zawieszono wysoko.

Pralus Costa Rica Trinitario 75 % to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao trinitario z Kostaryki.

Gdy tylko rozchyliłam sreberko, pomyślałam o drzewach. Zaraz poczułam szlachetną słodycz laski wanilii i kory cynamonu oraz gorzką, czarną, acz nie siekierowatą kawę. Wszystko to osnuwał gęsty dym, nadający lekko podwędzanego klimatu. W tle zaś pobrzmiewała owocowa świeżość i leciutka nuta kwaśnej cytryny.

Ciemna tabliczka w dotyku wydawała się esencjonalna, tłusto-konkretna. Łamana, potwierdziła to hukiem. Trafiłam na kamienną twardość oraz na przekrój sugerujący masę gęstą, zwartą i pełną. Przy robieniu kęsa z kolei, twardość ta nie wydawała się aż taka straszliwa.
Po zdrowym chrupnięciu, kęs rozpływał się powoli, zalepiając usta lepkimi, mazistymi smugami. Miękło to, zmieniając się w kremową masę przypominającą tłusty, minimalnie rozwodniony (soczysty?) budyń, spływający ze zbitego, zwartego rdzenia.

W smaku już od pierwszej chwili poczułam wanilię i cynamon, jednak to nie słodycz, a pewne rozgrzane podwędzenie, odymienie przyciągnęło uwagę,

Gorzkawy dym nadał ciężkawego klimatu, acz nie przytłoczył. Odrobinka cynamonu wskoczyła do czarnej, nie za mocnej kawy. Po ustach rozeszła się gorzkość z odrobiną cierpkości. Poczułam nie za mocno prażony motyw... Zespojony był właśnie z dymem. To było jakbym pijąc kawę, czuła aromat palonych ziaren.

W tle odezwała się owocowa rześkość. Do charakternych nut najpierw dołączyła odrobina cytryny, wraz z gorzką skórką. Po chwili dopuściła delikatny kwasek żurawiny lub... niezbyt dojrzałej truskawki? Pomyślałam o truskawkach z odrobiną octu balsamicznego.

Ten podkreślił gorzkość i podwędzany motyw bazy. Kawa rozlała się, pochłaniając poszczególne nuty, w tym słodycz cynamonu i wanilii. Mniej więcej w połowie coraz istotniejsza zaczęła się robić ona właśnie. Wróciły truskawki, tym razem duszone z wanilią. Ona stanowiła bowiem jakby nośnik poszczególnych nut. Zaraz truskawki czmychnęły, a kompozycja zrobiła się odrobinę bardziej maślana. W pewnym momencie mignęła mi wręcz... soczystość / wędzoność jak sera / mięsa (ale nie że jego smak).
To ciepło... znów uwypukliło przyprawioną kawę; prażone nuty sprawiły, że myślałam o lasce wanilii i korze cynamonu. Od nich z kolei bardzo blisko było już do drzew. Starych, masywnych, grubych (niczym struktura tej czekolady). Na myśl przyszły mi również drewniano-skórzane meble.

Pod koniec kawa mieszała się z drzewami właśnie. Nabrała przy nich mocy, a lekka żurawinowo-cytrusowa cierpkość podkreśliła ich charakter. Dym cały czas kłębił się w ich pobliżu. Wyszło to tak... "kopcono", drzewa i drewno zawłaszczały coraz więcej.

W posmaku najpierw mignęła kawa waniliowa, delikatniejsza jako odczuwalny w ustach motyw, ale szybko zmieniła się w palone ziarna. Czułam też lekkie metaliczne ściągnięcie. To już nie kawa, a samo jej prażenie? Odymienie? Z wędzoną nutą było wręcz... krwiście.

Czekolada wyszła intrygująco i pysznie. Głównie gorzka, słodka, ale nieprzesadnie i z odrobinką kwasku. Ciężka i doskonała w swej ciężkości. Ogrom dymu, kawy i drzew, lekko podgrzane prażenio-wędzeniem, cynamonem i osłodzone również ciężką wanilią nie przytłoczyły dzięki rześko-owocowym (choć też w pewien sposób poważnym) przebłyskom. Jedyne co wprawiało mnie w lekkie zdezorientowanie była chwilowa maślaność i motyw skóry, ale... tak odległe i w sumie delikatne, że nie zburzyły klimatu i zacności.

Kawę i cynamon czułam również w Cachecie Costa Rica 71 %, zaś drzewa i żurawinę w Morinie Costa Rica noir 70 %. Palono-drzewna i kwaskawa w tym, w zasadzie pod względem "tematycznym" podobna była La Naya Costa Rica Maleku 72 %. Można więc powiedzieć, że Pralus wyszedł niczym miks tego wszystkiego, ale! To zdecydowanie najwytrawniejsza tabliczka, zwłaszcza gdy myślę o "wędzono-umami" sugestiach. Nic dziwnego - zawartość robi swoje.


ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 27 zł (za 100 g)
kaloryczność: 585 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym do niej wrócić

Skład: kakao, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa

4 komentarze:

  1. Bardzo sympatyczna niewiasta się wydaje. Cynamon, kawa, wanilia, a wszystko spowite jesiennym dymem odmierzającym czas do nastania listopada. Niedługo pierwszy dzień nowej pory roku, więc recenzja w punkt. Tylko zamiast chwilowych truskawek lepsza byłaby dynia. Tak wiesz, w ramach Halloween. Krwistość jako dekorację już mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym to się w pełni zgadzam, jeśli o czytanie chodzi, ale jak jadłam to... akurat o dyni nie myślałam ani trochę (tak, kolejna wpisów).

      Usuń
  2. Tak, zwykle Pralus jest zdecydowanie zdecydowany :) Warto po niego sięgnąć gdy ma się ochotę na coś mocniejszego.

    OdpowiedzUsuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.