sobota, 3 lipca 2021

(Cukiernia Staropolska) Miiau Czekolada Czarna Black Zabuye 83 % Cocoa ciemna

 Po kolejną czekoladę z kociej serii sięgnęłam z ciekawością. Co też marka potrafi? Dlatego wybrałam czystą ciemną. Jak się szybko okazało, robią ją z gotowej kuwertury, czyli takiej czekolady, z których zazwyczaj korzystają cukiernie, roztapiają sobie, dodają do wypieków lub robią "ozdobne" czekolady z dodatkami nalepianymi. Black Zabuye pochodzi od Callebaut. Nie mam wprawdzie rozeznania w ich ofercie, ale... trochę się bałam, co Cukiernia Staropolska stworzyła z tego. Z drugiej strony, gdyby mieli się wziąć za działanie od zera na kakao, zakładając, że się na tym nie znają, to może lepiej, że tak to rozwiązali? Od jednej właścicielki kawiarni z plantacyjnymi ziarnami połączonej z cukiernią kiedyś słyszałam, że i oni korzystają z czekolad Callebaut, więc może nie są złe? Nie wiem.

(Cukiernia Staropolska) Miiau Czekolada Czarna Black Zabuye 83 % Cocoa to ciemna czekolada o zawartości 83 % kakao; ręcznie robiona w Lublinie.

Po otwarciu poczułam dość intensywny zapach mocno palonej kawy i miękkich pierniczków w czekoladzie / polewie (a przynajmniej teoretycznie miękkich). Odlegle pobrzmiewała nienapastliwa, ale znacząca słodycz o waniliowym zabarwieniu. Wprawdzie nie sztucznym, ale ewidentnie z aromatu. Za tym wszystkim kryła się nawet nutka owoców - jakby pierniki wypełnione były nieco przesłodzonym dżemo-nadzieniem truskawkowym - z tych jednak, co to nie są zbyt jednoznaczne, a robią je na bazie jabłek. Zdziwiła mnie obrazowość, jak i "klasyczność" zapachu. Był przyjemny, mimo że trochę budżetowy.

Tabliczka miała istotnie wręcz czarny kolor. Łamała się z bardzo głośnym trzaskiem suchych gałązek. Nie robiła tego specjalnie równo po liniach, mimo że była cienka.
W ustach rozpływała się powoli, ale bez oporu. Okazała się bardzo tłusta, niemal gładka (acz z sugestią pylistości) i jednocześnie kremowa. Miękła i wyginała się, choć kształt zachowywała. Pozostawiała na ustach i podniebieniu tłusto-lepkie smugi, przez to wydawała się nieco przytykająca. Zostawiała troszeczkę pylisty efekt.

Od początku ze swoją obecnością zdradziła się słodycz wanilii, którą odebrałam jako zwiewną i rześką. Zdezorientowana wyłapałam coś chłodnego, goryczkowatego - miętę? - ale szybko się to zawinęło... (Przy kolejnych kęsach udało mi się ustalić, że waniliowość mogła tak aromatem zajeżdżać.)

Po ustach jednak wyraźnie rozszedł się także gorzkawy smak. Z racji tego, jak mocno palony był, zaraz wzrósł i wyszedł na pierwszy plan jako kawa. Pojawiła się przy niej gorycz, zmieniająca się w cierpkość. Kakao w proszku odważyło się i dołączyło do kawy. Razem przywiodły na myśl czekoladowe pierniki w polewie czekoladowej / kakaowej o budżetowo-cierpkawym, kakaowym smaku.

Jakoś w połowie rozpływania się kęsa pierniki nieco złagodniały: jakby tak przegryźć się przez polewę i trafić na tłusto wilgotne, słodkie wnętrze. Cierpkość zasugerowała jeszcze przyprawy, ale za jej sprawą już i drobny kwasek wszedł do akcji.

Oto ten "chłodek" z początku zmienił się w wilgoć nadzienia w pierniku. Wzrosła słodycz i zmieszała się z kwaskiem. Poczułam owoce typowo dżemowo-nadzieniowe. Kwaskawe truskawki zaraz stały się dżemowymi truskaweczkami, bardzo zasłodzonymi, przy czym stała wanilia. Jednocześnie nie sprawiły, że całość się jakoś drastycznie osłodziła. Nie była to wanilia naturalna, a taka... trochę czuć, że z aromatu, trochę wpisująca się w cierpkawość.
Owocowość wydawała mi się soczysta, acz nie aż tak jednoznaczna jak inne nuty - tak jakby dżem był "wieloowocowy", też w dużej mierze jabłkowy.

Bliżej końca kompozycja zaczęła wracać do paloności. Tak jakby jeść, jeść tego pierniczka i po środku z nadzieniem wziąć się za fragment brzegowy. Wzrosła cierpkość, odchodząc od owoców.
Zostawiła sobie trochę kwasku kakao, dopięła go do kawy. Kawa przybrała na sile i zakończyła kompozycję z łagodniutkiej, mrugając aż nieco siekierową sobą.
Gdy kawałek czekolady znikał z ust, za każdym razem czułam, jakbym wzięła do ust trochę kakao w proszku.

Po zjedzeniu został posmak palonej, gorzkiej kawy, cierpkość tanio kakaowa, ale i słodycz o zgaszonym, delikatnym wydźwięku. Połączyła wanilię, dżemowatość owoców i "dosłodzenie" zwyczajne (białego cukru).

Mimo że nieco czuć budżetowość i prostotę kakao w proszku, nie wyszła strasznie tanio czy polewowo. W zasadzie zaskoczyła mnie, że da się w nią wciągnąć i że faktu odtłuszczenia kakao aż tak nie czuć. Niewymagająca, gorzka, dość cierpka. Nie zaserwowała żadnych niechcianych kwachów, a jedynie sugestię dżemów w piernikach ze zwykłą polewą w towarzystwie palonej kawy. Słodycz względnie niska, acz zwracająca na siebie uwagę wyszła zadowalająco waniliowo (nie była to wanilina ani chemia). Wprawdzie nie podobała mi się tłusta konsystencja, ale też nie był to ulepek nie do zniesienia; można zjeść. Nie podoba mi się jednak to, jak się cenią - to czekolada warta góra 5 zł.
Od razu pomyślałam przy niej o Wedlu Mocno Gorzkim 80 % - też czułam w nim "słodycz z aromatu", jednak o ile w Miau była całkiem ok waniliowa, tak Wedel to wanilina do kwadratu. Miiau o całkiem przyjemnych nutach wygrała z kurzowo-mdłym Wedlem. W zasadzie powinno różnić je co najmniej 2 punkty na smak, ale Miiau na 8 na pewno nie zasłużyła, zwłaszcza biorąc pod uwagę cenę. A Wedlowi trudno dać niższą notę, biorąc pod uwagę półkę...


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan
cena: 11,49 zł (za 90 g; promocja)
kaloryczność: 550 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, kakao w proszku o obniżonej zawartości tłuszczu, cukier, tłuszcz kakaowy, lecytyna sojowa, aromat waniliowy

8 komentarzy:

  1. Przede wszystkim: opakowanie <3 Pomyślałam o Szpilce, choć ona niewątpliwie preferuje inną zawartość. Zapach cudny, uwielbiam pierniczkowość. Mięknięcie z wyginaniem kojarzy mi się z obmierzłą margarynową plastelinowością. Smaki raczej okej, zwłaszcza że i tak bym ich nie wychwyciła. Cena faktycznie niezbyt seksowna. Ale dla mnie każda czekolada w tej cenie stanowi przesadę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też mi się podoba opakowanie.

      Cena - czego ogólnie po kimikowemu nie rozumiem, ale... no właśnie, dla mnie każdy grosz na nieczekolady to przesada. xD

      Usuń
    2. I jeszcze ten ,,kot kreskowy"... :3 I bardzo dobrze, że ich nie widuję, bo jeszcze bym je przygłaskała w tej cenie...

      Usuń
    3. No, akurat te nie są tyle warte, ale serio... 11 zł za tabliczkę to dużo? W dzisiejszych czasach ogólnie wiele rzeczy wydaje mi się tak drożeć bez sensu, że takie ceny czekolad nie dziwią.

      Usuń
  2. Droga Kimiko,
    właśnie - dzięki Tobie - jestem po degustacji czekolady Labooko Guatemala 75.
    Myślałam zawsze, że ciemne czekolady to nie dla mnie. MYLIŁAM SIĘ!! DZIĘKUJĘ, że jesteś, że tworzysz świat czekolady (ja to tak odbieram).
    Zjadłam całą jedną z dwóch tabliczek ( a założyłam, że poprzestanę na 2, 3 kęsach...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło to czytać. Dziękuję za te słowa.

      W odniesieniu do czekolady nie uznaję czegoś takiego jak "przyjemności trzeba sobie dozować", bo przy dwóch-trzech kęsach często coś może umknąć. Nie wiem, czy to Cię jakoś pocieszy czy coś, ale czekolady degustacyjne zawsze zjadam na raz (ekhem, parę godzin to trwa, ale chodzi o to, że "za jednym posiedzeniem jednego dnia").

      Życzę miłego dalszego odkrywania świata czekolady. Warto.

      Usuń
  3. Ale numer. Wczoraj jadłam do śniadania :) dziś wchodzę patrzę recenzja. Kupiłam je w Auchan w ubiegłym roku z przeceny. Kończę właśnie. Pocztkowo do mnie nie trafila. Z czasem do siebie przekonała. Gdyby znowu w atrakcyjnej cenie się pojawiła biorę w ciemno:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie w zasadzie słodycze nie dają rady do siebie przekonać. Zazwyczaj kolejne podejścia to utwierdzanie się przy swoim. Zwłaszcza, gdy widzę przyczynę (m.in. w składzie).

      Hah, rzeczywiście ładne zgranie.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.