poniedziałek, 5 lipca 2021

Eti Dare Dark Chocolate 54 % Cocoa with Pistachios ciemna z pistacjami

Marka Eti jest dla mnie mało interesującą zagadką. Z tego co widzę, skupia się na produktach kompletnie nie w moim stylu. Owszem, wafel Dare to Enjoy bardzo mi smakował, ale już czekolada Eti Dare Dark Chocolate 70 % była... specyficzna. Nawet nie to, że jakoś szczególnie zła, ale mało czekoladowa. Batony Wanted w wariantach lubianych przez Mamę bardzo jej smakują, więc założyłam, że pewne ich konkretne produkty mniej lub bardziej raczej spełniają oczekiwania grup docelowych. Tę czekoladę kupiłam jeszcze przed podlinkowaną 70 %, "bo pistacje". Pistacje to jedne z trzech moich ulubionych orzechów, więc po prostu musiałam. Nie wiem jednak, czy znając czysto czekoladowe możliwości marki bym to zrobiła. Tym bardziej, że byłam świeżo po Ritter Sport Cashew, która pokazała mi, że nawet pozornie cudowny i prosty dodatek można zepsuć.

Eti Dare Dark Chocolate 54 % Cocoa with Pistachios to ciemna czekolada o zawartości 54 % kakao z całymi pistacjami.

Po otwarciu opakowania poczułam cierpko-polewowy, tani zapach kakao, mnóstwa cukru i... powiedzmy, że palono-ciemnoczekoladowy. Bardzo palony, kojarzący się z przecukrzonym palonym likierem lub likierowymi czekoladkami / truflami. Na słodycz nałożyła się wanilina, nieco mdląco-duszna, ciężka. W tle majaczyła orzechowość: wyraźniej wyczuwalna, gdy nachylałam się nad spodem - wtedy dało się doszukać pistacji. Ich woń wyraźnie nasilała się przy podziale. Mimo tych ostatnich, ogół wydał mi się odpychający.

Mimo że gruba, tabliczka nie była bardzo twarda. Już na dotyk czuć jej wysoką tłustość, a także pylistość, jednak nazwałabym ją raczej "delikatnie krucho puszystą (jak czekolado-chałwa?)", niż np. miękką. Nie uginała się, a kruszyła, przy czym o dziwo pistacje okazały się dobrze wtopione - nie wyskakiwały, trzymały się, niektóre zaś krucho łamały. Może jedna czy dwie odpadły, ale to szczegół (wyszło na plus, bo nie musiałam ich wydłubywać, by spróbować osobno). Odgryzając kawałek czekolady czułam się, jakbym zatapiała zęby w miękko-utwardzonej (np. prochem kakao) grudzie polewo-tłuszczu.
Rozpływała się powoli i jak masło, mięknąc prędko, acz zachowując zbity kształt. Rozłaziło się to jak ulepkowa polewa z dziwnym, tłustym poślizgiem. Pomimo tego efektu, udało jej się być bardzo proszkowo-pylistą. Trzeszczała, mimo że jej nie gryzłam! Skojarzyła mi się tym samym z zakalcowo-maślanym ciastem zasypanym kakao w proszku... i urozmaiconym pistacjami. Całą obleśną strukturę trochę ratowały właśnie one: krucho-chrupiące, smakowite pistacje - w większości całe, ale i połówki; duże sztuki. Niektóre miały sucho-kruchą skórkę. Mieliłam je zębami dość długo, już po czekoladzie. Wtedy raczyły mnie swoją naturalną, soczyście-tłustą miękkością. Odwracały uwagę od pyliście-trzeszczącego efektu cukru i kakao.

Już odgryzając kawałek poczułam cierpkość i mnóstwo cukru.

Od cierpkości rozeszła się gorzkość kakaowej czy pseudoczekoladowej polewy, co skojarzyło mi się z tanimi, przesłodzonymi czekoladowymi ciastami, wafelkami i cukierkami. Czuć budżetowość, odtłuszczone kakao i jakby mokro-cukrowy, złudnie alkoholowy motyw likieru.

A także ogrom słodyczy. Równo z cukrem uderzyła wanilina (chyba ona odpowiadała za ten "likier"). Cukrowość rosła szybko i bez ogródek, zasładzając zupełnie. Należała do czystego białego cukru, przez śliską strukturę kojarzyła się trochę z lukrem, a przez pylisty efekt – z cukrem pudrem! Cóż za różnorodność. Cierpkość kakao dodatkowo szybko podkreśliło sztuczną nutę waniliny.

Jakoś w połowie rozpływania się kęsa gorzkość uległa słodyczy i stała się delikatniejszą gorzkawością tłustego… czegoś. Ciasta…? albo nawet zakalca, ale taniego i kiepskiego. Czułam maślaność i sztuczność, co z czasem zaczęło kojarzyć się z margaryną i tłuszczowymi polewami, udającymi czekoladę. Może… tłuszczowymi polewami z lodów na patyku? Lodami zaskakująco mlecznymi / śmietankowymi. To była też dziwna smakowa wodnistość...

Z czasem na szczęście rozchodząca się. Kakao odtłuszczone było cierpko-gorzkawe i mocno palone od początku, ale po pewnym czasie jakby zawalczyło o siebie. Zaczęło przejawiać lekką orzechowość. Tym samym skojarzyło mi się z kakaowymi / czekoladowymi (tylko może jakoś w orzechowym wariancie) płatkami-chrupkami z mlekiem (np. kulki typu Nesquik - nie wiem, czy istnieje smak orzechowy, ale gdyby istniał, pewnie by tak smakował). Wraz z wyłaniającymi się pistacjami poczułam pistacjowo-orzechowy, orzechowo-prażony ("suchszy?") motyw. Nie wyszedł przed tandetnie kakaowo-polewowy smak, ale był wyczuwalny. Czekolada dominowała (stąd nie warto zajmować się nimi zanim czekolada się rozpuści - to marnotractwo).

W tym czasie słodycz zaczęła już dosłownie gryźć w język i rozgościła się w gardle jako drapanie czy wręcz palenie. Wanilinowo-cukrowy splot męczył i dręczył, a likierowo-sztuczna nuta mu kibicowała. Pod koniec czułam głównie cukier, jedynie z lekką, suchą cierpkością.

Gdy tak po wszystkim zajęłam się pistacjami, okazały się smaczne, a cieszące o tyle bardziej, bo odebrałam je jako nagroda po małej męce. Świeże i… smakujące sobą, a więc naturalnie słodkawo, niemal mlecznie, z naturalnie słonawą zaleciałością, specyficznie. Niektóre kryły suchawy smakowo akcent. Gryząc je, podsysając i "męcząc" dłużej, miałam wrażenie, że czekolada wzbogaciła część z nich o palony akcent.

Na szczęście to właśnie pistacje zostały w dużej mierze w posmaku, acz także okropnie drażniąca, chemiczna wanilina i cierpkość kakao (to akurat w sumie dobrze, że czuć). Oprócz tego ogólna taniocha gorzkawo-tłuszczowej polewy na bazie cukru (i waniliny) też nie dała o sobie zapomnieć. Fizyczne zatłuszczenie jako tłuszcz na ustach czy pieczenie w język od cukru i waniliny też czułam. Nie było to jednak jednoznaczne z przesłodzeniem, bo te osłabiał zacny dodatek.

Całość niezbyt mi smakowała i… to w sumie pochwała dla tej tabliczki. Mimo jej parszywej jakości, była… dziwnie sadystycznie "da się zjeść". Jakby tak łyżeczkować odtłuszczone kakao i jeść tanie chrupki czekoladowe do mleka, ciasto czekoladowe… cukrowo-gorzkie i nieco alkoholowe. Można się w to wciągnąć, bo… to nie było tak tabliczkowo-czekoladowe. Bardziej mi się widziało jako „takie dziwo w tabliczce” w dodatku z dobrymi pistacjami. Zjadliwe, ale… z odrobiną obrzydzenia. Nie polecam, ale jestem pewna, że to nie twór, który u większości wyląduje w koszu. Dla mnie posłużyła jako smakowe doprawienie zdalnych wykładów.
Od razu przypomniała mi się Cocoloco Fig 43 % Vebezuela, która też kazała czekać na dodatek... Z tą różnicą, że Dare miała dodatek jednoznacznie dobry. I do tego dochodzi kwestia, że Dare to wciąż spora dawka kakao, choćby i zwykłego, taniego, ale przynajmniej nie czysta słodycz.


ocena: 5/10
kupiłam: Auchan
cena: 4,49 zł (za 70g)
kaloryczność: 525 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: ciemna czekolada (miazga kakaowa, cukier, tłuszcz kakaowy, kakao o zmniejszonej zawartości tłuszczu, masło, lecytyna słonecznikowa, aromat: wanilina), pistacje 14 %

3 komentarze:

  1. Mizerna zawartość kakao, z drugiej strony mnogość pistacji i ukochana plebejska marka. Trudny - nomen omen - orzech do zgryzienia. Cukier na bank bym wyczuła. Waniliny nie, a przynajmniej nie rozpoznałabym smaku w ten sposób. Tłuszczowa polewa lodów na patyku? Smakowo nie mam pojęcia, o jaką chodzi. Brawa za pistacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie polewy na lodach na patyku tak mi się kojarzą - z tłustymi paskudami (oprócz Magnum, bo te kiedyś się wyróżniały). Przecież te takie twory na Big Milkach itp. z czekoladą nie mają nic wspólnego... Przynajmniej kiedyś nie miały, teraz zupełnie takich produktów nie znam, nie wiem, co jest na rynku.

      Wiesz, mam wrażenie, że markę idealizujesz, zapominając nawet o produktach, które jadłaś i recenzowałaś, które sama uznałaś za słabe. :>

      Usuń
    2. A pisząc myślałam o takich starociach, co kiedyś wszyscy wokół mnie jadali, mi się nie podobały, jakieś Big Milka (takie jak te znalazłam na szybko: https://www.frisco.pl/pid,42413/n,algida-big-milk-mini-mix-lody-milk-bambi-toffi-(6-szt)/stn,product). To jakieś Bambi ("polewa o smaku czekoladowym", Toffi etc. były. Potem jeszcze jakieś kolorowe, różowe... no, co jak co, ale czekoladą tego nie nazwę.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.