Ta czekolada miała zakończyć główną część odkrywania nowości Zottera, jakie weszły jesienią 2020. Nie specjalnie, bo najpierw przeglądając ofertę chyba ją przeoczyłam, potem jakoś nie było, taka tam nie dla mnie się wydawała, ale... w końcu doszły mnie słuchy, że jest niesmaczna, a wczytawszy się w to, czym jest, stając przed perspektywą "brać czy nie" (za darmo), doszłam do wniosku, że z (niezdrowej) ciekawości spróbuję, cóż to.
Kiedyś już ją chyba widziałam - po przeczytaniu opisu potwierdziło się. To odnowiona The "Bergl not Ibiza", której nie jadłam (i która chyba nawet nie była w Polsce dostępna). Nie ukrywam, że opakowanie tej, którą otrzymałam, bardzo mi się podobało i w sumie nawet nie potrafię powiedzieć, dlaczego.
Po rozchyleniu papierka poczułam słodki zapach maślanej, białej czekolady o wyraźnie waniliowej słodyczy oraz woń porzeczek. Kiedy wąchałam wierzch, zdecydowanie dominowała niemal neutralna maślaność, mieszająca się z motywami mleczno-śmietankowym i roślinnym. Spód (co nie dziwi, z racji tego, jak wyglądał) wykazywał soczystość porzeczek (głównie czarnych), ale i innych owoców: śliwek podrasowanych alkoholem i jakby jeżyn. Po przełamaniu owocowość nasiliła się, ale... obok nich przy maśle pojawiła się grzybowa nuta, nasilająca roślinność. Kojarzyła się z wegańskimi produktami, acz i odrobinkę kakao wplotła do bukietu.
Tabliczka była twarda i dość krucha, choć nie trzaskała. Na dotyk i oko sprawiała wrażenie trochę pyliście-tłustej; tylko ciemny krem od razu przedstawił się jako wilgotn...awy. Był gładki i zwarty, ale także plastyczny i wilgotny. Przeciwieństwo zwartego, gęstego, ale sztywnego nugatu o wysokiej tłustości, który odebrałam jako zbity i oleisty. Ten był wypełniony drobinkami konopi.
W ustach czekolada biała rozpływała się w tempie umiarkowanym w sposób tłusto-pylisty i kremowy. Miękła i robiła się bardzo tłusto mleczna. Warstwy nieco opornej owocowej czekolady podbiły proszkowość, acz całościowo pod białą spójnie się podpięły, by zaraz razem z nią odsłonić kremy.
Konopny rozpływał się... dziwnie. Zarówno z oporem, jak i raczej szybko. Otóż opływał ślisko-oleistymi falami, zachowując twardawą zwartość. Robił to w miarę równo czasowo z czekoladami, ale się z nimi nie mieszał. Przejawiał wodnistość i pylistą proszkowość; wypuszczał z siebie drobinki konopi. Te wydały mi się nieokreślone, jak... sprężyste, gumkowe (myślę o "wiórko-kulkach" jakie zostawiają gumki-myszki do ścierania) orzeszki.
Z kremem czekoladowym już sprawa wyglądała łatwiej, bo miękł prędko i trochę wyciskał się spod czekolad, by złączyć się z nimi w tłusto-kremowej miękkości. Także on był maślano-mlecznie, aż śliskawo tłusty i dość gładki. Rozpływał się nieco szybciej od konopnego.
Całość mocno się trzymała. O ile kremy w miarę łatwo rozdzielić, tak oddzielenie czekolad graniczy z cudem.
Przy odgryzaniu kawałka od razu czuć białą czekoladę i motyw alkoholu, jednak w ustach oczywiście to od niej wszystko się zaczyna.
W smaku biała czekolada przywitała mnie silną słodyczą wanilii i pełnym, maślano-mlecznym smakiem.
Nagle przełamała ją cierpkość ciemnych owoców, które zaraz obudowały się słodyczą. Słodka i mocno owocowa okazała się czekolada porzeczkowa, zaraz upuszczając też lekki kwasek. Przodowały w niej porzeczki czarne, acz w całości wyszła ogólnie leśnoowocowo, po czym połączyła białą czekoladę i kremy. Odezwały się mniej więcej równocześnie w połowie rozpływania się kęsa, ale ciemne dynamiczniej i głośniej egzekwowało swoją pozycję.
Czekoladowo-śliwkowe odezwało się szybciej, przez chwilę wydało się mieć mocniejszy smak, ale to chwilowe. Wchodziło poprzez niemal cukrowy, mocny alkohol i cierpkość owoców, którą podkręciła czekolada owocowa. W kremie czuć motyw wędzono-suszonych węgierek, których soczystość i kwasek rosły wraz ze słodyczą. Mocny alkohol nie stłumił smaku, który na moment ułożył się w truflową śliwkę w czekoladzie o przyjemnej cierpkości i gorzkości. Mimo iż charakterne, śliwki były jedynie alkoholowego pochodzenia, przez co w całości z czasem się gubiły. Alkohol aż lekko rozgrzał gardło i język. Łącząc się z białą czekoladą sprawił, że drapanie w gardle czułam już w połowie rozpływania się kęsa i zaklasyfikowałam je jako głównie cukrowe. Potem już jego smak rozmywał się na rzecz reszty.
Maślaność czekolad podchwyciło nadzienie konopne. Odezwało się też lekką pudrową słodyczą, która jednak była niska, uwypuklając dodatkowo wytrawność masła. Oleista goryczka miała w sobie sporo roślinnie-mdławego smaku, który skojarzył mi się z sianem i grzybami. Wyobraziłam sobie uduszone w maśle pieczarki... może ze śmietanką... śmietaną? Zrobiło się trochę mdło orzechowo. Z czasem słodycz i w nim nieco wzrosła za sprawą całości, acz krem konopny zdecydowanie był jedynie słodkawy. Jego słodycz odebrałam jako w pewien sposób mydlaną i... gryzącą? Czułam w nim złudną pikanterię i przygłuszoną ostrą ziołowość. Tym mieszało się z alkoholem z drugiego kremu. Bliżej końca, gdy nadzienie ciemne znacząco się już rozpuściło albo gdy spróbowałam nugatu osobno, biło po kubkach smakowych grzybową oleistością (?). Ciamkane na koniec drobinki zaś kojarzyły się z sianem.
Pod koniec wszelkie smaki weszły w tłuszczowość, maślaność i "mdło-kartonowe rośliny". Słodycz była silna, ale jakby przymglona, rozmyta w smaku. Waniliowość czekolady uciekła. Alkohol czułam jako rozgrzanie z lekkim motywem owoców ciemnych. Soczysta, charakterna śliwka zmieszała się z porzeczkami, jednak - biedne - zostały stłamszone ciężko-mdłym otoczeniem i poszły w słodziaśną pudrowość.
Po zjedzeniu zostało poczucie lekkiego przesłodzenia oraz gryzienie alkoholu i oleju. Czułam niesmaczny, odpychający motyw roślinnie-oleistego nugatu. Było też echo pudrowej, owocowej słodyczy kontrastowo gryzące się ze śliwkowo-truflowym alkoholem jakby likierowym. Dłużej utrzymywał się "alkohol po prostu" i dziwnie gryzący, roślinny motyw.
Całość mi nie smakowała, ale na pewno nie była zła. Po prostu za dużo napchano w jedną tabliczkę - spokojnie można by* robić z tego dwie. Smaki nie współgrały, a wszystko jakby sobie przeszkadzało, bo końcowo... przemieszały się w jedno, nie wiadomo co. Czekolada porzeczkowa i nadzienie czekoladowo-śliwkowe z brandy wprawdzie wyszły fajnie, ale niestety jasne części je stłumiły niemal zupełnie, przez co i one na niewiele się zdały. Gdyby tak tabliczka ograniczyła się do nich... a to nie. Do smacznej białej czekolady Zottera absolutnie nie mam zarzutów, ale wyszła nieprzyjemnie ze wspomnianymi (dziwnie przesłodziła je) i wytrawnym, sianowo-maślano-grzybowym nugatem. To było maślane i ciężkie, mimo soczystości. Kontrastowe, niepasujące.
Po jakiejś 1/3 resztę oddałam Mamie, bo czekolada całościowo nie miała ani jednego elementu, który sprawiłby, bym widziała sens jedzenia jej. A jednocześnie... po prostu była, czym być miała. Obstawiam, że bardzo nie lubię konopnych rzeczy (tak jak i biała czekolada - nawet najlepsza - nie kręci mnie). Ocenę musiałam aż przedyskutować z Mamą (ja wahałam się, czy 6 nie będzie zbyt krzywdząca)... Jej opinia była dość ciekawa. Zrobiła gryza i wykrzyknęła: "O Jezus Maria, jakie to ohydne!", a potem pozwoliła kęsowi się rozpuszczać. Gryz, kolejny... I tak zjadła całość, by stwierdzić: "Ale to było dziwne... Właściwie nie wiem, po co to zjadłam, nie wiem, co ja właściwie zjadłam, nie wiem, co w niej czułam. Takie... masło, ale nie negatywnie, a neutralnie. I jakaś goryczka. Czekolady dziwnie połączone, ten krem z alkoholem chyba najlepszy, a ten - konopny, tak? - dziwny, nie umiem o nim nic powiedzieć. Nie smaczny, ale też nie niesmaczny. Całość taka bardzo namieszana, za dużo w niej wszystkiego. Na pewno tłusta. Aż nie można złapać czegoś, dla czego chciałoby się ją jeść, ale nie jest zła.".
*I w zasadzie... Nie "można by", a "robi się" dwie różne. Krem to ten z Plum Brandy, ale w wersji poskąpionej. Konopny nugat z kolei kojarzę z Hemp Bonbon. Pojedynczo wyraźniej czuć zalety, a taka "łączona" to... kumulacja wad (właściwie wadek? jak obiektywnie spojrzeć).
ocena: 7/10
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, olej konopny, miazga kakaowa, mleko, pełne mleko w proszku, odtłuszczone mleko w proszku, skrobia kukurydziana, śliwkowa brandy, suszone czarne porzeczki, napój ryżowy w proszku (ryż, olej słonecznikowy, sól), słodka serwatka w proszku, olej słonecznikowy, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sól, sproszkowana wanilia, chili "Bird's eye", cynamon
Początkowo pomyślałam, że fajna, acz ostatecznie się zgadzam - za dużo wszystkiego, a każda rzecz z innej bajki smakowej. Przeszkodą jest zestawienie kwaśnych owoców, słodkiej białej czekolady i gorzkawych konopi. I jeszcze alkohol na dokładkę. Za to wygląda zachęcająco.
OdpowiedzUsuń