środa, 27 października 2021

Chocolate and Love Sea Salt & Caramel 55 % ciemna z Peru i Republiki Dominikany z karmelem i solą morską

Razu pewnego czekało mnie popołudnie skumulowanych męczących wykładów (odrabianie), więc uznałam, że to dobry moment na wykończenie zostawionych na "kiedyś tam". Jeden z wykładowców jednak się wykruszył i zostałam z wolnym kawałem dnia, który był bardzo jasny (mimo że zimowy). Uznałam więc, że szkoda nie skorzystać i wybrałam jakąś nieotwartą do degustacji, bo aż się prosiło porobić zdjęcia. Sama jednak nie bardzo wiedziałam, na co mam ochotę. Jako trochę zmęczona pierwszymi zajęciami, a i psychicznie zmęczona czekaniem na te, które się nie odbyły, chciałam coś niewymagającego, ale na pewno ciemnego. Jako że taka właśnie wyszła Chocolate and Love Orange, a jedną z tych do kończenia była Choceur mleczna z solonym karmelem, pomyślałam o Chocolate and Love właśnie podobnej. I uznałam, że będzie to miły - bo ciemny - przerywnik przed mleczną Miiau z solonym karmelem, za którą też miałam zamiar za jakiś czas się zabrać. Nie ma to jak klucz selekcji, "co zjeść"!

Chocolate and Love 55 % Dark Chocolate & Sea Salt & Caramel to ciemna czekolada o zawartości 55 % kakao z Peru i Republiki Dominikany z karmelem i solą morską.

Po otwarciu poczułam delikatny, ale wyraźnie orzechowy zapach. Był dość mocno palony i otoczony kawową gorzkością. W nią wplotła się goryczka skórki pomarańczowej, która to ogółem, całościowo jako pomarańcza wprowadziła słodycz. Ta częściowo przypominała też słodkie, nieśmiałe kwiaty, ustępujące jednak karmelowi... W zasadzie też delikatnemu i aż podchodzącemu pod toffi z racji biszkoptowo-maślanego podszycia.

Tabliczka była twarda jak kamień / skała, jednak (choć brzmi to jak oksymoron) jednocześnie krucha i porcelanowa. Dodatki dodano dość dziwnie, bo pod postacią małych płatków i kawałków głównie wtopionych przy wierzchu jeśli o karmel chodzi. Sól zaś połyskiwała jako pojedyncze kryształki (chyba; albo cukier, albo - obstawiam to właśnie - jedno i drugie). Wszystko jednak tak, że w zasadzie nie da się zrobić kęsa bez nich.
W ustach czekolada rozpływała się w średnim tempie, maślano tłusto; bezproblemowo. Była zbita, nieco aż śliskawa i bazowo gładka. Chwilami język muskały szybko rozpuszczające się drobniusieńkie kryształki (obstawiam sól i cukier), których było średnio dużo, na mój gust niebezpiecznie sporawo, ale w zasadzie raczej w punkt (obstawiając, że to sól, na cukier nie ma zgody). Powoli, jakby nie chcąc tego robić, odsłaniała kawałki karmelu, którego nie pożałowano.
Zostawiałam karmel na koniec - wtedy chrupał lekko, trzeszczał, skrzypiał jak szkło, by następnie na chwilę nieco zmięknąć na lepiącą się, twardawą masę i zniknąć. Rozpuszczał się ochoczo, więc wyszedł jak najbardziej przystępnie. Na szczęście przy nim nie plątała się już sól.
Całościowo czekolada wydała mi się najeżona dość ryzykownie - jeszcze choćby kilka kawałków / kryształków, a byłaby przeciążona. Tak jednak uznałam, że jeszcze w mojej "dopuszczalności się zmieściła". Karmelu więcej, soli mniej, ale wystarczająco, by się wczuć. Baza mnie nie urzekła, ale dodatki trochę odwracały od niej uwagę, więc ogólnie struktura przystępnie przeciętna.

Od chwili umieszczenia kawałka w ustach rozchodził się po nich smak gorzkiej, czarnej kawy. Na pewno jednak nie siekiery. Gorzkość budowała palony klimat, robiąc to poprzez ziarna kawy. Zebrało się wokół nich sporo dymu i charakterniejsza nutka ziemi. 

Paloność jednak szybko odwróciła od niej uwagę, dosładzając kawę. A zrobiła to poprzez wlanie syropu karmelowego. Karmelowa słodycz pojawiła się jako delikatna, nieśmiała, a dopiero po chwili zaczęła odważnie rosnąć.

Baza przez to złagodniała. Zagrała jednak orzechami bardzo wyraźnie. Poczułam włoskie, może migdały... zmieniające się w krem dość maślany, jak z jakiegoś jasnego (waniliowo-karmelowego?) ciasta / biszkoptu. Orzechowy wypiek krył też cytrusową nutkę. Czy to skórki pomarańczy kandyzowane czy trochę soku z niej...? Goryczka optowała za skórką, acz płynęła też z mocno przypieczonych brzegów.

Wypiek przypieczony... przejawiał odrobiniusieńkę soli. Ta jakby dziwnie... zruszyła kompozycję (?), dodając dziwnie buzujący element.

I wtedy, w połowie rozpływania się kęsa, pojawiła się wyraźniejsza nutka aż podwędzona, słonawa. Pomógł jej w tym gorzkawy dym. Przecięła co słodsze i łagodniejsze. Podsyciła cytrusowy motyw, ale i maślaność. Skórka skupiła się na kandyzowanym, cukrowym aspekcie po czym pomarańcza jako taka skryła się za kwiatami, również łagodzącymi. Spod nich wypływał jedynie... sok pomarańczowy, może bardziej napój (biorąc pod uwagę wspomnienie "buzowania"?). Soczystość została na stałe, choć była delikatna. Sól została na moment z orzechami, po czym wyłaniać się zaczął dodatek.

Kawałki dawały o sobie znać nutką cukru, który lekko opalał się i zgrywał z maślanością. Umocnił ją, dodał akcent mleka. Pomyślałam o mleczno-maślanych toffi karmelkach. Łagodnych, o dziwo nie przesadnie słodkich.

Splatając się z bazą utworzyły bardzo maślano-karmelową kompozycję, kojarzącą się z takowym orzechowym ciastem z orzechami. Odrobinka soli wywalczyła je i przypomniała o cierpkości, goryczce. Także tej soczyście cytrusowej (trochę "napojowej"?).

Pod koniec orzechy (włoskie?) i kawa wykazały jeszcze odrobinkę gorzkości. Gdy jednak rozgryzałam dodatek już po zniknięciu czekolady, oczywiście to słodkie toffi-karmelki o smaku ciemnego cukru czułam.

W posmaku zostały więc właśnie one, orzechy i kawa jako kontrastowe zestawienie słodziuteńkiej maślaności i lekkiej cierpkości. Czułam też echo iluzorycznie kwaskawej soczystości i poczucie słonawości, nienachalne jednak.

Całość wyszła nieźle. Na pewno na plus forma dodatków, że czekolada nie była tak strasznie nimi najeżona, a i one nie irytowały. Wydaje mi się, że karmel dobrze się rozpuszczał i miękł dzięki temu, na bazie jakiego cukru go zrobiono. Czuję, że za miękkość odpowiadał syrop - na szczęście w tak małej ilości, że w smaku go nie czuć. Kryształki... rozpuszczały się błyskawicznie - czyżby sól zmieszano z cukrem, dzięki czemu nie wyróżniała się tak bardzo? To w sumie nie tak źle, choć wolałabym wmieszanie tego na gładko (acz to naprawdę były pojedyncze kryształki, a nie jak np. "czekolady Modica"). Czekolada była dla mnie za tłusta, ale na szczęście smak wyszedł przyjemnie palono, nie cukrowo. Bezpieczna tabliczka, choć niespecjalnie dla mnie. Gdybym wiedziała, że tak wyjdzie, nie kupiłabym, ale jak już miałam, zjadłam z odrobiną przyjemności. 


ocena: 7/10
kupiłam: Auchan 
cena: 11,99 zł (promocja)
kaloryczność:  547 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: miazga kakaowa, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, kawałki karmelu 10 % (cukier trzcinowy, pełne mleko w proszku, masło, syrop glukozowy), pełny cukier trzcinowy, sól morska, ziarna wanilii

2 komentarze:

  1. Kiedy u mnie odwoływali wykład (czyli 1,5 h + przerwy przed i po), pędziłam jak na złamanie karku do domu, bo miałam względnie blisko. Posiedziałam 30-40 minut u siebie i wracałam. Złote czasy :D Twoje wykłady niewątpliwie online, toteż jeszcze lepiej pod kątem czasu dla siebie. (I nie trzeba jechać tramwajem z tym, o kim pisałyśmy na FB; brr). Palony cukier, sól i mała zawartość kakao, o tak, tabliczka stworzona dla mnie. Ciasto wolę w formie - uwaga, zaskoczę Cię - ciasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z domu na uczelnię mam godzinę drogi, więc ekhem... Nigdy na okienko 1,5 godziny nie wracałam i nie wracam. A tu taak, online.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.