Po tym, jak trafiłam na wyjątkowo liche sreberko Duffy's, tabliczkę zapakowaną jedynie w papier (Philippine South Cotabato 70 %), dobrze pamiętałam cudowne, wręcz pudełeczkowe i przyjemne w dotyku kartoniki dawnych, a i konsystencja samej czekolady wydała mi się nieco odstająca od cudownych dawnych, uznałam, że czym prędzej sięgnę po ostatnią posiadaną (aczkolwiek w opakowaniu jak i wszystkie inne - "pudełeczkowym"). Albo by sprawdzić, czy w istocie marka obniżyła jakość, albo... by odegnać od siebie czarne myśli. Liczyłam, że tamta była jedynie "wypadkiem przy pracy", a nie nową jakością, acz w dzisiejszych czasach jestem bardzo podejrzliwa i sceptyczna. Wyjątkowo pesymistyczna nawet jak na mnie, urodzoną pesymistkę. Mam też nieśmiałą teorię, że Duffy's nie dopracowuje opakowań limitkom, ale to tylko luźna myśl. Dzisiaj prezentowaną także wzięłam za takową, bo z kakao z tego kraju w stałej ofercie jest Nicaragua Juno 70 %. Niemniej, podobna co dziś opublikowana, już była (ja się na nią nie załapałam) w niemal identycznym opakowaniu (ale innego koloru) jako Nicaliso. Opis ze środka głosi, że i tym razem to te ziarna (od kooperatywy Xoco) użyto, więc nie wiem, po co mieszanie nazw.
W każdym razie, choć lubię mieć zawsze w zanadrzu jakąś Duffy's niczym asa w rękawie, tak tym razem wolałam wiedzieć, jak się sprawy mają.
Duffy's Nicaragua Amarillo 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao Nicaliso z Nikaragui.
Gdy tylko rozerwałam złotko, poczułam wyrazisty zapach skóry (natychmiast pomyślałam o drogich meblach i ubraniach z czarnej skóry), orzechów i słodu. Niemal natychmiastowo trochę złagodziły je kwiaty (kwiaty? może liście?). Ich charakter podkreślił jednak dym, ale dodał im również słodyczy. Ta reprezentowała karmel, słodki i trochę palony, prosto z czegoś karmelizowanego. Słodycz jednocześnie pozwoliła nutom zachować swoistą soczystość. Dopomogły tu liczne owocowe niuanse. Drogę otwierała im nuta wina, potem pojawiały się owoce wędzone, by pasowały do konwencji. Dopiero z czasem do nosa docierało, że sporo tam także malin i jeżyn, podsyconych kwaśnością świeżych czerwonych porzeczek.
Przy łamaniu tabliczka głośno trzaskała z racji konkretnej, masywnej twardości. Wydała mi się pełna i zbita; bardzo porządna. Przekrój wyglądał na ziarniście-zbity, ale bez kryształków.
W ustach rozpływała się powoli, ale z ochotą, popisując się błogą aksamitnością. Miękła, upuszczała trochę gęstych, lepkawych smug. Były tłustawe i soczyste jednocześnie, przez co skojarzyły mi się z... konfiturami-powidłami z wtopioną czekoladą / nugatem. Jakby tak zrobić z nich krem / dżem czekoladowy, pozostawiający może jedynie domniemanie pylistości.
Pierwsza w ustach rozbrzmiała słodycz karmelu. Mignął mi karmelizowany słód i ogólnie "karmelizowanie", nie tyle karmel sam w sobie. Wyszedł palony, ale delikatnie, ogólnie nienachalnie, choć słodycz szybko rosła.
W tle mignęły mi słodziutkie owoce: maliny dojrzałe jak to tylko możliwe i takowe przerabiane na jakiś mleczny, delikatny krem (koloru jasnoróżowego). Doszukałam się niemal pudrowej sugestii. Może to jakieś mleko malinowe? Wydało mi się otoczone, otulone delikatnymi kwiatami o jasnych, aksamitnych płatkach.
Po paru chwilach jednak wkroczyła skóra i gorzkość. Gorzkość skóry, specyficzny motyw skórzanych mebli i ubrań... wydały mi się nieco przesiąknięte dymem.
Dym otoczył również orzechy, dokładając je do karmelizowania. Goryczka i słodycz splotły się dzięki nim. Orzechy reprezentowały motyw lekko palono-prażony, drzewny, słodowy. Słód właśnie wydał mi się chwilowo kwaskawy, kiedy to trafił na owoce w tle. Zaczął coś z nimi na tyłach kręcić, dokładając im charakteru.
W połowie rozpływania się kęsa pomyślałam jednak o prażonych fistaszkach i nerkowcach. Może z odrobinką soli...? Pewna łagodna mleczność, maślaność zasugerowała krem... masło orzechowe! Z mieszanki, niejednoznaczne, naturalne. W mojej głowie powstał też obraz jesiennych drzew o złotych liściach wirujących na wietrze i... opadających na ziemię, pośród zalegające już, wilgotne sterty. To też drewno... zawilgocone.
Z czasem wszelkie łagodniejsze, mleczno-maślane wątki zostały wmieszane w orzechy. Słód i skóra z kolei podrasowały owoce. Oto maliny zmieniły się w wiśnie i czerwone wino. Wyobraziłam sobie leżakujące w drewnianych beczkach. Teraz to ono kontrolowało słodkie maliny i kwiaty, mieszając je w swych nutach. Odnotowałam przy nim wędzoną goryczkę owoców. Pomyślałam o niemal czarnych, pomarszczonych skórkach... i wciąż o skórze ubraniowo-meblowej. Kwaśność czerwonych owoców świetnie sobie z tym radziła, dodając lekkości i soczystości. Słodkie maliny w dużej mierze uległy kwaśnym wiśniom i czerwonym porzeczkom.
Słodowo-skórzany splot wydał mi się nagle aż nieco ziemisty. Z owoców poczułam też jeżyny i ich cierpkość, ale znów: splotło się to nierozerwalnie ze słodyczą. Jeżyny, wędzone śliwki... stały się gęstymi i lepkimi dżemami... czekoladowymi? Cierpkość kakao, słodu i orzechów nie odstępowała owoców ani na krok. Zupełnie jakby te przemielone, podduszone owoce zmieszać z roztopioną czekoladą.
Bliżej końca dżemy / kremy wydały mi się nieco kwiatowe. Wciąż dosłodzone-karmelizowane, ale lżej... Zamiast na drzewa coraz bardziej zwracałam uwagę na liście. Pomyślałam o jesiennych kwiatach, a potem też o orzechach w formie łagodniejszej... Też może z nutką karmelu, ale pod koniec na pewno jako krem / masło orzechowe? Z nerkowców?
W posmaku zostały właśnie delikatne orzechy, ale też cierpkość słodu, skóry i dymu. Wszystkie dziwnie złagodzone, karmelizowane i otulone nutą kwiatów z pudrowym echem. Gorzkość była raczej niska, choć... była i wiązała się z owocami (wędzeniem? czekoladowym dżemem?). Odrobinka kwasku rozgoniła potencjalną tłustość. Należała do czerwonych owoców w formie słodkich, delikatnych kremów i delikatnego wina.
Bardzo podobało mi się "splecenie nut ze słodyczą", np. "orzechy, słody karmelizowane", a nie "orzechy, słód i karmel" i "słodko-cierpko-goryczkowate owoce", nie zaś "owoce i słodkie, i cierpkie, i goryczkowate". Dzięki temu wszystko było spójne. Mimo wielu owoców, czekolada wcale nie wyszła tak owocowo, jak można by się spodziewać, a należycie poważnie i gorzko. Owoce kojarzące się z kwaśnością (czerwone porzeczki, maliny) wyszły tu w formie "na słodko" (choć z kwaskiem). Orzechy niby też były "ukremowione", ale na masło orzechowe, a temu charakteru nie brak. Bardzo polubiłam jej skórzany, męski charakter. Duffy's pokazała, że potrafi!
Pamiętałam owocową cierpkość Duffy's Nicaragua Juno 70 %, która do jeżyn i wiśni dodała jogurt grecki. Dzisiaj opisywana wyszła poważniej, bo skórzano-orzechowo, nie zaś ziemiście, maślanie, śmietankowo jak podlinkowana. Obie były bardzo słodkie, ale dzisiaj opisywana chyba bardziej "słodyczą ukryta", bo podlinkowana to odważny miód i figi.
Obie smakowały zupełnie inaczej, a jednak punkty wspólne się znalazły.
Palona, karmelowa, fistaszkowa i podobnie owocowa (czerwone plus śliwki), śmietankowa w łagodzący sposób była pyszna A. Morin Nicaragua Nicalizo Noir 70 %.
Dym i "karmel nie sam w sobie" (w przypadku podlinkowanego zwęglono-karmelizowany kokos), "tonowanie nut" (w przypadku Duffy's kwiaty i kremowość, Palusa kokosowość) wydały mi się podobne co w Pralus Nicaragua 75 %, jednak podlinkowana była charakterniejsza, pikantna.
ocena: 10/10
kupiłam: duffyschocolate.co.uk
cena: £6.95 (za 60 g)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym, gdyby była dostępna w Polsce
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa
Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa
Szata graficzna kojarzy mi się z "podręcznikiem" studenckim (książką popularnonaukową lub naukową) z zakresu historii kultury i cywilizacji. Bomba :) Zapach, nawet skóry - dla Ciebie meblowy - poprowadził mnie właśnie w tym kierunku. Dawne plemiona, może już pierwsze osady, gdzie wyspecjalizowani członkowie społeczności zajmowali się garbowaniem skóry upolowanych zwierząt. Dym - wiadomo, wierny towarzysz ognisk. Kwiaty, karmel, słodycz okolicznych łąk i niezbyt głębokich lasów. Twardość tabliczki odpowiadająca twardości prehistorycznych narzędzi ręcznych. Orzechy to już głębsze zakamarki lasu, gdzie kwiaty się nie rozwijają, ewentualnie występują tylko gatunki cieniolubne.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ma coś z okładki, oczywiście tytułu takiego, który czyta się z ochotą.
UsuńW zacnym kierunku skojarzeniowym poszłaś. Mnie przyszedł teraz do głowy gabinet archeologa, który właśnie wrócił z odkrywania pozostałości po Twoich plemionach.