sobota, 9 października 2021

(Słodki Przystanek) Beskid Earl Grey Ecuador National Arriba Flavoured 75 % ciemna z Ekwadoru z bergamotką; stylizowana na herbatę Earl Grey

Jak już kupuję czekolady z dodatkami, to celuję w powszechnie dostępne, nie do degustacji, bo... szkoda i dobrego kakao na dodatki tak na logikę, i żałuję pieniędzy na słodycze, w których czekolada-kakao nie są centrum. W tych z dodatkami zachodzi ryzyko, że przyćmią one to, co dla mnie najważniejsze, a więc kakao, czekoladę. Beskidy jednak ciekawią mnie pawie wszystkie, więc sięgam też po te nieczyste (jakkolwiek to brzmi). Jadłam już Beskid 73 % z herbatą Earl Grey, ale pod koniec 2020 roku dowiedziałam się od producenta, że wraz z nowymi opakowaniami i podniesieniem zawartości kakao, zaczęli też używać innych ziaren i zmienili metodę palenia ogółem. A gdy chodzi o samą herbacianą propozycję, to skupili się na wydobyciu herbacianych nut z kakao, do tabliczki zaś dodają tylko olejek z bergamotki. Warto dodać, że tradycyjny Earl Grey swój charakterystyczny aromat zawdzięcza właśnie olejkowi ze skórki bergamotki. A swoją drogą, Beskid herbaty w ofercie także ma. 

Beskid Bean-to-Bar Chocolate Earl Grey Ecuador National Arriba Flavoured 75 % Dark to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao National Arriba z Ekwadoru, z plantacji Zolita z olejkiem bergamotkowym; stylizowana na herbatę Earl Grey.

Po otwarciu folii dosłownie uderzyła mnie naturalna woń herbaty, wyraźnie earl greya. Oczami wyobraźni widziałam ciemny, mocny napar i jego liście, patyczki. To jakby zaparzająca się czarna herbata liściasta, roztaczająca dopiero motyw pomarańczy. Była w tym wszystkim gorzkość, soczystość, i jedynie subtelna słodycz. Pomyślałam o suszonej pomarańczy i ziołach. W tle zagrała lekka ziemistość.

Tabliczka była twarda jak kamień; odgryzanie kawałka przyprawiało o ból zębów, a trzask brzmiał jak wystrzał z armaty.
W ustach rozpływała się powoli i kremowo, acz nieco wodniście. Była gęsto-zbita i choć nie można odmówić jej tłustości, nie odebrałam jej jako tłustej. Chwilami za to wyłapywałam lekką proszkowść / ziarnistość.

Gdy tylko kawałek wylądował w ustach, poczułam wyrazistą gorzkość pod parasolem słodyczy. Był to delikatny, rześko-muskający parasol z płatków kwiatów, nieco roślinny. 

Po chwili rozeszła się gorzkość czarnej herbaty i ziół, może też nieco suchych, prażonych orzechów. Czy to one były goryczkowate? Odnotowałam ziemistość, roślinne fusiato-drzewne nuty. Pomyślałam o korzeniach gęsto porastających czarną, wilgotną glebę. Cały czas były wyczuwalne, choć przez pewien czas jedynie jako tło. Nagle, w ich cierpkości pojawiła się goryczkowata skórka pomarańczy...

...Kandyzowana? Słodycz rosła, jakby otulając zasadnicze, gorzkawe nuty. Wydała mi się kwiatowo-pomarańczowa, lekka, ale w pewnym momencie... palono-karmelowa. Taka wspięła się na szczyt. Niby słodka i delikatna, acz o szlachetnym charakterze. Znacząco złagodziła gorzką bazę, a sama zaprosiła słodkie, dojrzałe pomarańcze (którym zdarzyło się zahaczyć o olejkowość) i mandarynki.

Wszystko to rozchodziło się wręcz beztrosko, a ja nagle oczami wyobraźni zobaczyłam delikatną herbatę nalewaną do filiżanek. Czekolada pokazała się z delikatniejszej strony, zahaczając o słodziutkość. Czułam w niej mnóstwo róż, oczami wyobraźni widziałam suszone płatki, róże koloru herbacianego... Słodkie, a podszyte cierpkością. Gdy słodycz osiągnęła szczyt, poczułam maślano-orzechowy splot, i gdy tylko pomyślałam, jak słodko-łagodnie się zrobiło...

Cytrusy w drugiej połowie rozpływania się kęsa zagrzmiały soczystością i lekkim kwaskiem. Bergamotkowo earl greyowy motyw szybko przemodelował je na bardziej suszono-skórkowe, wciąż goryczkowate motywy. Dosłownie poczułam się, jakbym piła herbatę Earl Grey. Kontynuowała ziołowość z początku, ale i wydobyła więcej tych fusiastych, patyczkowo-liściastych motywów. Gorzkość szybko wzrosła, tym razem od herbaty wchodząc w dosadną ziemistość. Cytrusowo-herbaciana nuta wyraźnie ją ożywiła.

Ziemistość porzuciła kwiatowo-herbacianą przykrywkę i wypłynęła wyraźniej pod koniec. Wydała mi się aż surowa w wydźwięku; fusiastymi nutami zahaczyła o kawę i jej zawilgocone fusy.

Akurat, by w posmaku pozostawić na długo ziemistość, czarną herbatę i intensywny motyw goryczkowatych skórek cytrusów. Zeszło się  to z wyraźnym earl greyem, a zredukowana, nienachalna słodycz przybrała kwiatowy wydźwięk.

Kwiaty, ziemia, cytrusy - cuda Ekwadoru idealnie zestawione z intensywną herbatą Earl Grey (której - przypominam - nie dodano). Nic się nie kłóciło, a współgrało idealnie. Czekolada bardzo, bardzo mi smakowała. Nawet bardziej niż dawna. Dzisiaj opisywana wyszła bardziej earl greyowo, a i więcej w niej ziemi niż słodyczy (dawna słodyczą zahaczyła aż o krówkę).
Zdecydowanie bliżej jej do charakternej czystej Beskid Ekwador National Arriba Hazienda Zolita 70 %, choć we wspomnianej większy udział miały żółte owoce i róże; owoce i kwiaty dzisiaj prezentowanej zostały przemodelowane na earl greya, a ta wyszła poważniej. To najlepsza herbaciana czekolada, jaką jadłam.


ocena: 10/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 16,90 zł (za 60 g; ja dostałam)
kaloryczność: 560 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy nierafinowany, olejek z bergamotki

4 komentarze:

  1. Nie przepadam za mocną herbatą. Jest nie tyle gorzka, co... hmm, powodująca takie dziwne uczucie w garle, trochę jak kiwi, tylko inne (no to wytłumaczyłam :D). Należę do osób, które zalewają torebkę tyle razy, aż woda jest już tylko żółtawa. Natomiast ogóle lubię tę herbatę, a ciemną czeko zaprezentowanej marki chętnie bym z nią zjadła. Ogólnie wpieniają mnie cytrusy w Twoich odczuciach, ale dziś pomarańcze pasują. Pasowałyby również goździki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie ściągnięcie w gardle? Rzadko mam do czynienia z mocnymi herbatami, które idą w coś takiego. Dotyczy to raczej torebkowych, za którymi i tak nie przepadam. Uznałam, że coś musi być w tym, że torebka też upuszcza swój... wkład. Podobnie mam z kaszami i ryżem - za nic nie ugotowałabym ich w torebce.

      A ja nie rozumiem, co też masz do cytrusów...

      Usuń
    2. Nie wiem, czym jest ściąganie. Czasem o nim piszesz, ale ściąganie kojarzy mi się z ciągnięciem wysuszonej skóry na ciele. Niestety to uczucie w gardle umiem opisać tylko dźwiękiem. Byłoby to coś w rodzaju "khiii". Trudno przełożyć dźwięk na litery.

      Usuń
    3. Hm... Kiedyś, jak byłam mała, wypiłam herbatę babci zanim tam sobie rozcieńczyła wodą, ale to była fusiasta. Liściory prawie na całą szklankę, a w gardle oprócz ściągnięcia miałam wrażenie, jakby namacalna warstwa herbaty tam została. To może coś takiego?
      Jeśli o moje ściąganie chodzi to czasami niedojrzały banan, kaki potrafią ściągnąć (w ustach to takie ogólne poczucie), czasem nabiał (przeważnie kiepski, odtłuszczony) i niektóre cytrusy. Wino cierpko-taninowe też ma taki ściągający efekt. Chyba że piszemy o tym samym, a różnie opisujemy, bo to... dziwne uczucie / zjawisko.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.