wtorek, 26 października 2021

Vivani 75 % Cacao Panama Fine Dark Noir Fondente / Feine Bitter ciemna z Panamy

Kiedy na dobre uzmysłowiłam sobie, że słodycze w większości nie są mi do szczęścia potrzebne, że cieszy mnie z nich jedynie czekolada, która w dodatku ma być porządnie czekoladowa (mam na myśli czyste, a nie te, w których dodatku / nadzienia więcej niż samej czekolady lub gdzie ją zagłuszają), jeszcze dokładniej i ambitniej zaczęłam szukać dobrych w dobrych cenach, czyli takich około 10 zł / 100 g, by nie zbankrutować. Poza tym, te najzacniejsze chciałam mieć czym przeplatać, aby mi nie spowszechniały. Markę Vivani dość dawno jakbym skreśliła przez ich kiepską np. 92 %. Białe czy  z dodatkami też mi nie leżały, ale w czasach gdy jeszcze lubiłam kawowe dwukolorowe czekolady (2015 r.), Cappuccino uznałam za najlepszą z tego typu, a Ecuador 70 % Chili wspominam bardzo dobrze. Potem naszła mnie myśl, że przecież znam więcej marek, których propozycje zbyt kombinowane i np. o zbyt wysokiej zawartości kakao sztucznie podbitej (uważam, że z kakao trzeba umieć się obejść, a przy wysokiej zawartości łatwo się wyłożyć). Choćby Lindt, którego 70 % czy 85 % są pyszne, albo Zotter z boskimi czystymi ciemnymi (od niskich do 100 % zawartości), ale już często zbyt mało czekoladowymi, zbyt wymyślnymi innymi. Właśnie dlatego postanowiłam Vivani dać jeszcze szansę, sięgając po prostą tabliczkę. Trafiłam na jakieś zmiany, bo takiego opakowania wcześniej nie widziałam (pamiętałam za to takie z czarnymi pasami po bokach). Mało tego! Pisząc wstęp i skład do tego wpisu, dostrzegłam cukier kokosowy, a więc jeden z raczej lubianych przeze mnie zamienników białego w czekoladach (rządzi trzcinowy).

Vivani Fine Dark Noir Fondente / Feine Bitter 75 % Cacao Panama to ciemna czekolada o zawartości 75 % kakao z Panamy

Po otwarciu poczułam intensywny zapach orzechów, kawy i melasy, połączonych soczystością wielkich rodzynek Jumbo. Dosłownie widziałam wielkie suszone owoce Thompson / królewskie o ciemnej, bursztynowo-czarnej barwie. Orzechy swoistą świeżo-mięsistą soczystością połączyły je z melasą... co z kolei zaobfitowało w nuty żywiczne, miodowe, karmelowe, ale na "po prostu karmel" za soczyste. Mówi, melasęi żywice podszyła wyraźna i charakterna ziemia. Niemal ostra? A jednocześnie chłodna, rześka dzięki słodkiej soczystości. Splot kawy i ziemi sugerował surowość. 

Przy łamaniu tabliczka trzaskała, choć przez cienkość nie głośno. Była jednak twarda i jakby zwarta.
W ustach rozpływała się raczej gładko, maziście-tłustawo. "Raczej", bo pewne domniemanie chropowatości wisiało w powietrzu. Robiła to w średnim tempie, bardzo chętnie. Dla mnie nieco za szybko, co spowodowała prawdopodobnie cienkość tabliczki. Krył się w niej wodnisty element, przez co skojarzyła mi się z... miąższem kokosa. Gęstą, tłustą miazgą z białych części oraz z wodą kokosową. To trochę słodzikowy efekt, ale wtłoczony w czekoladową jakby niepełną kremowość.

W smaku od początku czułam lekką gorzkość o kawowo-ziemistym zabarwieniu. Rozeszła się po ustach, i mimo wyczuwalnego motywu palenia / dymu, mocno palona mi się nie wydała. Sprawiała wrażenie wręcz nieco chłodnej. Pomyślałam o ziemistej paczuli (roślina, która ponoć pachnie ziemią).

Z dosłownie sekundowym opóźnieniem uderzyła słodycz jako splot karmelu i rodzynek. Te były ciemnozłote, może nawet niemal czarne, dosłownie z ociupińką soczystego kwasku (czy bardziej rześkości). Karmel sam w sobie zaserwował paloność i... zahaczył o korzenność. Do głowy przyszły mi twarde, karmelowo-korzenne, mocno wypieczone (aż ciemnawe) ciastka. Zrobiło się ostrzej, nieco goryczkowato, a jednocześnie cały czas było soczyście-roślinnie. Pomyślałam więc o ciemnych miodach: wrzosowym, gryczanym. Pojawiła się melasa.

Mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa od tej roślinnie-ziemistej nuty wymknęły się orzechy i uderzyły z pełną mocą. Świeże, młode i soczyste laskowe, ale też... prosto z jakiś melasowych ciastek. Ciastek... którym nadały sprężystej soczystości? Albo ciasto-batona... Surowego i korzennego? Soczystość była wszechobecna, więc pomyślałam o takowych rodzynkowo-orzechowych, korzenno-kawowych raw barach. Bardzo wilgotnych! Przypomniałam sobie kremy Basia Basia. Najpierw Chałwoladę, ale jakby zrobioną z orzechów (a nie sezamu). Wciąż pobrzmiewały też soczyste surowe batony, ale z czasem... gdy goryczka wzrosła znów myślałam raczej o melasowych, dość tłustych ciastkach kawowych z rodzynkami i orzechami.

Orzechami niemal słodkawymi. Do laskowych dołączyły nerkowce. Zahaczyły też o kokosa (tym razem basiowy krem z orzechów nerkowca z kokosem i solą), a następnie o maślaność. Smak zrobił się mdławy za kumulacją słodyczy, gorzkość przeszła w gorzkawość. 

W słodyczy i soczystości jednak wciąż tętniło życie. Wzrosła aż do przesady, faszerując mnie już nie tylko żywicznymi rodzynkami, miodem i korzennie ostrą melasą, ale też suszonymi, aż miodowymi figami. Nakręcały skojarzenie z wilgotną raw barową masą oraz masą na ciastka "cookie dough" w jakimś zdrowszym wydaniu... Rodzynki przejawiały odrobinkę kwasku. Miody i figi były jednak podszyte lekką cierpkością. Pikanteria... już nie tyle korzenna... Bardziej słodzikowa?

Ostrawość stała się chłodno-rześka, wilgotna... jak z ciemnego lasu. Poprzez orzechy i roślinne nuty wróciła ziemia nieco ostra w żywicznie-korzenny sposób. Poczułam trochę dymu i lekki, cytrusowo-rodzynkowy kwasek.

W posmaku została kawa, nasączająca cierpką ziemię z obecnym już w niej kwaskiem owoców... i swoim, ziemi, ale jednak... cytrusowym? Soczyście-rześkim, związanym też... ze słodyczą? Nieco szczypnęła w końcówkę języka jak słodko-ostry anyż. Dziwnie, w jakby zamglony, przygłuszony sposób. Pomyślałam o maślano tłustych ciastkach i wodzie kokosowej, rozbijających gorzkość.

Czekolada zachwyciła mnie mimo trochę zbyt tłusto-wodnistej konsystencji i nut nieco odbiegających od tego, co lubię. Za słodka, chwilami niestety jedynie gorzkawa, a nie gorzka, a jednak... intrygująca w swej soczystości, wilgoci i charakterku. Gdyby tak była nieco mniej słodka i tłusta...

Bardzo podobne nuty orzechów, ziemi i kawy czułam w słodkiej figowo-miodowo Morin Panama Dabaiba Noir 63 %, której jednak nie brak wytrawności. 
Orzechy, pieczoność, kawa i słodycz fig oraz pewien przymglony element pasował do Beskid Panama Bocas del Toro BIO 70 %, jednak jakby ją tak zmieszać z wersją z ksylitolem.
To normalnie wypisz-wymaluj orzechy, ziemia, kawa i miodowe figi z Zottera Labooko Panama 72 % (2018) albo 2019-20, w której nawet drobniejsze wątki, takie jak nerkowcowo-maślane były podobne, acz Zottery wyszły głębiej i mniej słodko dzięki bukietowi owoców.
Vivani odebrałam jako "z za intensywnym cukrem", trochę przesłodzoną jak Surovital Klasyczna Gorzka 70 %, Cukier kokosowy to miły zamiennik białego, ale utwierdziłam się, że ma zbyt przywódczy charakter w stosunku do tylko 70 % kakao. Trzcinowy bardziej się podporządkowuje. Niemniej... kiedy wspominam, jak żadna była Panama 92% (recenzja z 2018), patrzę, że marka zmieniła opakowania, trafiłam na pozytywne opinie ich ciemnych, dzięki (przez?) tej, zamówiłam kolejne czyste ciemne.


ocena: 8/10
kupiłam: Allegro
cena: 12,19 zł (za 80 g)
kaloryczność: 610 kcal / 100 g
czy znów kupię: może tanio i stacjonarnie bym mogła kiedyś tam

Skład: miazga kakaowa, cukier kokosowy 23%, tłuszcz kakaowy

2 komentarze:

  1. Przepiękny zapach... którego ja i tak bym nie odnotowała :P Mam zero danych na temat paczuli. Albo nie, jest jedna dana - to składnik perfum. Smaki odpowiadające nutom aromatu super. Korzenność mniam, w sam raz na październik i listopad. Anyż da się przeboleć wśród innych nut, ale gdyby był sam - zgroza. Cytrusowy wątek do wywalenia. Konsystencja to znak zapytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paczula to roślina, która pachnie ziemią. Ja mam jako kadzidło i odbieram ją bardziej jako nieco bardziej ziemistą czerwoną herbatę. Fajne to, ale prawdziwa jest znacznie delikatniesza niż ziemistość zapachów, w których jest wypisana jako nuta.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.