niedziela, 22 marca 2020

A. Morin Panama Dabaiba Noir 63 % ciemna z Panamy

Uwielbiam markę Morin, mimo że wiele jej czekolad uważam za po prostu bardzo smaczne, dobre. To pierwsze czekolady plantacyjne, jakie zaczęłam sobie degustować i miałam okazję dokładnie obserwować, jak ta czekoladziarnia się zmienia. To trochę dziwne, bo czułam, jakby rozwijała się wraz ze mną. To też jedna z nielicznych marek, która autentycznie ulepsza swoje wyroby. Wśród innych zauważam raczej pogorszenie (Menakao), irytujące zmniejszanie gramatur (Domori), wydziwianie, jeśli o formę / pomysły chodzi (Zotter). Gdy pojawiła się perspektywa spróbowania  drugiej propozycji z Panamy, byłam zachwycona, bo i ten region bardzo ostatnio polubiłam. Jeden z pierwszych jedzonych Morinów był właśnie z Panamy, ale 70 % kakao - i miałam go jeszcze w starym opakowaniu. Byłam ciekawa, jak wyjdzie nowa wersja. (Na stronie jednego ze sklepów znalazłam, że to blend criollo i trinitario, ale na stronie Morina jest tylko informacja, że te gatunki rosną w regionie - a czy ta tabliczka jest blendem? Nie wiem.)

A. Morin Panama Dabaiba Noir 63 % to ciemna czekolada o zawartości 63 % kakao z Panamy, z regionu Dabaiba.

Gdy tylko rozerwałam sreberko, dzięki obłędnie czekoladowemu zapachowi, oczami wyobraźni zobaczyłam nasłoneczniony las ciepłego dnia z końca lata, a początku jesieni. Drzewa i mnóstwo orzechów miały lekko prażony wydźwięk, a słodycz wydała mi się w dużej mierze kwiatowa... niczym ukwiecone polanki we wspomnianym lesie. Spoiwo między drzewo-orzechami, a kwiatami stanowił ogrom miodu i wręcz scukrzonych, jasnych suszonych fig. W trakcie jedzenia doniuchałam się lekko chlebowych akcentów, też jednak powiązanych z orzechami.

W dotyku lśniąca tabliczka wydała mi się dość tłustawa; niby konkretna, ale łamiąca się łatwo-krucho, jedynie z pyknięciami. Trochę zdziwiło mnie to, jak wyglądał spód - pierwszy raz w Morinie zobaczyłam coś takiego.
W ustach potwierdziła się tłustość czekolady, ale i wyszła jej soczystość. Rozpływała się z łatwością i przyjemnie, powoli i gładko zalepiając usta gęsto-kremowo, ponieważ kawałek przybierał formę zawiesisto-mazistej masy... Albo aksamitnego budyniu - tłustego, bo zrobionego na mleku.

W smaku od pierwszej chwili zaznaczyła się słodycz i uderzyły rozgrzane słońcem drzewa i prażone orzechy, migdały, niosące lekką gorzkość. Wydały mi się bazą, nawet dość ciężką, lekko osnutą dymem. Epizodycznie opływała je kawa i obsypywały je jej palone ziarna.

Czekolada nie była jednak bardzo gorzka, bo niemal równocześnie rozwijała się słodycz. Najpierw niemal drapiąco miodowa, potem o wiele soczystsza. Pomyślałam o bananach, ale nie tylko.

W tę samą soczystość, jak i opisaną gorzkość wbiły się pomarańcze. Pomarańcze głównie jako owoce, ale i ukwiecone drzewka pomarańczowe. Słodka, dojrzała pomarańcza, która ma jednak gorzką skórkę i włókna. Gdy tak lał się z niej sok, pomyślałam o słodkich nektarynkach / brzoskwiniach. Jako że słodycz rosła i rozchodziła się, od nich było już blisko do miodowo-suszono figowego duetu. Miód zapewnił wyraźniejszy powrót bananów, a kwaskowatość wciąż była jedynie odległą sugestią, nakręcaną suszonymi figami (i bananami?).

Dzięki ogromowi soczystości kompozycja była dość lekka, mimo że podbudowana powagą orzechów. Mniej więcej w połowie wyraźnie przechodziła w kwiaty. Drobne, leśne i białe kwiaty pomarańczy... Z czasem coraz cięższe, zwracające uwagę na ziemię, którą porastały.

W ciężkość tę wbiła się gorzka kawa. Podsyciła lekką ziemistość (jawiącą się bardziej jako lesistość). Kawa mieszała się z pomarańczami i słodyczą bananów, miodu, fig. Wszystko to przełożyło się na wyobrażenie jakiegoś bananowo-miodowego chlebka z orzechami. Kawa podkreśliła palone nuty, dym zebrał się w sobie, mignęły przebłyski... wędzenia lub chlebowości.

Takie palono-dymne, cięższe motywy, ale i suszone figi, suszone kwiaty wystąpiły na końcówce. Z kawą wymieszały się migdały i orzechy. Na myśl przyszły mi jej ziarna i pyliste kakao samo w sobie.

Zrobiły to, by pozostać w posmaku jako partner słodyczy: dojrzałych pomarańczy, nektarynek z odrobinką kwasku i bananów z miodem. Towarzyszyło temu lekkie poczucie pyłku kakao.

Wydźwięk ciepłego dnia w przyjaznym lesie, mnóstwo orzechów i drzew obok kawy, podkreślonych lekkim paleniem oraz bezkresna, bogata słodycz miodu i fig, bananów i pomarańczy, nektarynek po prostu nie mogły dać złego efektu. Idealny balans między słodyczą a gorzkością (to jak równe były) przy innych nutach pewnie nie wyszedłby tak zachwycająco. Co więcej, konsystencja nie wydawała się za tłusta, pewnie z racji wydźwięku (jak kremo-budyń).

"Wypiek" (Morin to chlebek, Beskid bardziej naleśniki), figi i namiastka kawy od razu przypomniała mi Beskid Bean-to-Bar Chocolate Panama Bocas del Toro BIO 70 % (który jednak był o wiele bardziej ziemisty), zaś dym, miód, banany i figi, a także np. soczystość nektarynek przywołało Zottera (ten jednak też był bardziej ziemisty i ogółem mocniejszy). Ten Morin nie przypominał ani trochę tych panamskich z wyższą zawartością, a najbardziej przypominał... siebie sprzed lat. Wersja 70 % była jednak bardziej palona, mocno karmelowa, a tym samym wydawała się "słodka z gorzkawymi nutami". Morin 63 % o dziwo wyszedł słodko-gorzko. Mam wrażenie, że jego słodycz wynikała bardziej z nut kakao, a nie sposobu robienia. Obniżenie kakao nie wyszło ze szkodą pewnie dzięki zmianie cukru. Obie były pyszne, podobne, a jednak tak inne, że nie umiem powiedzieć, którą wolę.


ocena: 10/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 19 zł (za 100 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 581 kcal / 100 g
czy kupię znów: możliwe

Skład: kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy

7 komentarzy:

  1. Ten zapach, och. Piękny obrazek. I nawet pasuje tekstura czekolady a la kora drzewa. Krem, budyń, tłusta masa - kolejne plusy. Smaków jak dla mnie za dużo, a dokładniej zbyt wiele książek rozpoczętych, a żadnej nie skończono. Mogłabym tu mieć kwiaty i: drzewo, orzechy, chleb, kawę, miód. Owoce nie pasują. Tak czy owak, chętnie bym jej spróbowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może akurat tu na plus by wyszło, że wyczuwasz zawsze znacznie mnie nut niż ja? I akurat wyczułabyś tyle, że nie byłoby Ci za dużo? Obstawiam, że ta mnogość wynika z mojej wyobraźni co do czekolad i takiego mocnego "szukania", gry w skojarzenia z czekoladą: "to... A może to? Czyżbym wyczuła...?".

      Usuń
    2. Si, zgadzam się, tu moje mniejsze zapędy do szukania skojarzeń mogłyby zaplusować.

      Usuń
  2. Dziwnie mocna jak na te 63%, Morin lubi mocno palić ziarna. 63% to mi ostatnio kojarzy się z mlecznymi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko że tak pali, że to nie jest na szczęście wiodąca nuta. Na pewno też to czysta miazga, a nie jak niektórzy do zawartości liczą też tłuszcz. I jak tu Morina nie uwielbiać?

      Usuń
    2. W dodatku ciągle wprowadza nowości do oferty. szkoda, że Idilio tak rzadko robi coś nowego...

      Usuń
    3. Zgadzam się. Z chęcią bym poodkrywała jakieś ich nowe czyste (nibsy mnie odpychają).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.