Jeśli zdarzy się, że nie wykończyłam jeszcze wszystkich czekolad danej marki z wcześniejszych zakupów, a już zaopatrzyłam się w kolejne, mam tak, że wolę wyjeść te "leżakujące" dłużej. Tej kazałam czekać dość długo, ale z tego "pierwszego zamówienia" z czystych została już tylko ona. A ciekawiła mnie, a kusiła... Kakao, z którego ją zrobiono, postrzegałam jako intrygujące z kilku powodów. Po pierwsze: z Jamajki jadłam tylko jedną tabliczkę - i był to Morin Jamaique Marvia 63 %, którym zasłodziłam się z dziką przyjemnością (a to się często nie zdarza). Co więcej, Morin to marka, do której żywię chyba największy sentyment (pierwsze zamówione ciemne plantacyjne; aczkolwiek nie oznacza to, że to moja marka numer jeden - takiej nie mam). Dalej! Tamta zawierała aż o 11 % mniej kakao. I wreszcie: ziarna GR zostały wypolerowane. Kompletnie nie wiedziałam, jak wpłynie to na smak, ale byłam ciekawa. I mimochodem dodam, że to edycja specjalna.
Georgia Ramon Special Edition Jamaica 74 % First Grade Polished Trinitario Cacao Beans to ciemna czekolada o zawartości 74 % kakao trinitario (wypolerowanego) z Jamajki, ze stanów: Clarendon (na południu wyspy) i St Mary (na północy).
Przy otwieraniu poczułam zapach "złagodzonych", nieco pudrowych owoców oraz prażenia. Po chwili jednak, gdy wydobyłam tabliczkę, okazało się, iż to leniwie rozchodzący się, poważniejszy, a więc i gorzkawy motyw skóry / skórzanej odzieży, wywodzący się z prażenia dominuje. Owoce wysunęły duet granat-malina z domieszką kwiatów w wydaniu mlecznego shake'a.
Bardzo ciemna, połyskująca tabliczka z wyglądu wydała mi się gładka, także w przekroju, który ujrzałam po tym, jak trzasnęła głośno i w pełny sposób. Cechowała ją twardość.
W ustach również wydawała się twarda, długo zachowywała kształt. Miękła i rozpływała się jakby tylko z wierzchu, pozostając gęstą i zbitą. Jakby opływała lepiącymi falami, ujawniającymi jej silną chropowatość.
Przy robieniu pierwszego kęsa poczułam błogą słodycz delikatnego, palonego karmelu, która wydała mi się lekko przyprawiona w bliżej nieokreślony sposób i bardzo nieśmiała.
Zaraz po niej leniwie nadciągnęła gorzkość migdałów, nieco stęchłych jak się po chwili okazało. Zaczęły dominować, zmieniając się w skórzaną odzież i meble skórzano-drewniane. Mnóstwo skóry kryło lekko stęchło-zakurzony wątek, w którym ujawniła się też gorzkawa, jakaś orzechowa kasza na mleku lub kakaowe płatki z mlekiem.
Po kaszy zrobiło się nieco mlecznie, co "oczyściło" przyprawy. Otóż karmel został przyprawiony wanilią (oczami wyobraźni zobaczyłam też kwiaty wanilii), może czymś słodko-gorzko korzennym. Podkreśliło to prażenie intensywne, ale bardzo odległe. Pomyślałam o goździkach i gałce muszkatołowej.
Zza mleczności próbowała przebić się owocowa soczystość. Tym samym została nakręcona lekka rześkość. Było w tym coś egzotycznego; powiedziałabym, że to splot żółtych i czerwonych, słodkich owoców. Bliżej końca chyba wyłapałam nieśmiałe morele i granaty (razem z goryczką pestek).
Prażono-zakurzony wątek i palona słodycz na koniec zmieniły migdały, przyprawy i kaszę w... gofry. Takie mocno wypieczone, miejscami chrupiące... kojarzące się też trochę z waflami duńskimi, trzaskającymi jak... drewno. Albo kakaowe chrupko-płatki do mleka? Były to gofry ciemne... być może od kakao? Czułam dziwną, znajomą nutę jakby niekakaowego, słodkiego kakao, którą dopiero po dłuższym czasie byłam w stanie określić jako karob.
W posmaku pozostała gorzkość, w dużej mierze skóry, acz nieco dosłodzona w palony sposób. Na myśl przyszło mi gorzkawe, zimne mleko i kurz, ale też bardziej karobowo-orzechowe akcenty.
Oprócz tego, w ustach pozostało poczucie lekkiej pylistości kakao / karobu.
Całość smakowała mi w zdystansowany sposób, jeśli można tak powiedzieć. Była intrygująco wciągająca, ale niektórych jej nut nie mogę nazwać w pełni smakowitymi. Zakrawały o "tak obrzydliwe, że aż smaczne", więc wyszła trochę ryzykownie. To jednak przystępny, choć mocny, leniwiec, a nie bomba-siekiera. Eksplozji nie było, czuć za to wyraźną gorzkość - może nie mocną-mocną, ale wyodrębnioną. Należała do skóry, kurzu, drzew, orzechów i zbożowego jedzenia (kasze, płatki, gofry itp.), zespojona była z prażenio-pieczeniem. Przyprawy i karmel też się z nią za jego sprawą wiązały. Wanilia i gorzkie przyprawy dziwnie doprawiły mleczny akcent. Karob - zdziwiłam się, że także producent o nim napisał - wytworzył się jakby z mieszanki słodyczy, kakao i kurzu. I właśnie dziwna wydała mi się też słodycz - jakby złączona na stałe z gorzkością, a co za tym idzie, dość znacząca. Zaskoczyło mnie również to, jak mało owoców czułam - prawie wcale. Wymieniane to takie niejednoznaczne prawie tylko sugestie, że nie wiem, czy nie wyobrażone. Czyżby to polerowanie ją tak z owoców wypolerowało?
Wszystkim tym i bardzo, i nie bardzo przypominała Morina. Drzewa, orzechowo-kakaowy smak, wyidealizowany krem czekoladowy, patyczek do lodów i kadzidełka - to u Morina, a tu... karob, kasze, kakaowe gofry i wafle, drzewa... To ma podobny wydźwięk. A jeszcze korzenne przyprawy (chociaż inne), ogrom wanilii - podobne jak nic! Morin był jednak słodszy w miodowy i owocowy sposób (dużą rolę odegrały daktyle). O tak, bardzo owocowy. I właśnie: granat; ale również bukiet wielu, wielu innych, w tym np. wyraźna brzoskwinia (odpowiednik moreli z GR?). Morin po prostu bardzo, bardzo mi smakował, a dzięki zawarciu wielu moich ulubionych owoców, zmieszaniu ich z nieowocowymi nutami, stał się jedną z moich ulubionych czekolad. GR siała za dużo niepewności, zarówno gdy chodzi o niejednoznaczność, jak i (głównie): "smaczne-niesmaczne?".
ocena: 9/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 21 zł (za 50 g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 543 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: miazga kakaowa, surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy
Przez skóry, kwiaty, mleka, kasze i "ciepłe" nuty czekolada kojarzy mi się z hippisami :D Trochę to niespójne z Jamajką, ale cóż poradzić? W sumie zjadłabym.
OdpowiedzUsuńOj, zupełnie takie skojarzenie mi do głowy nie przyszło, ale... Może i coś w nim jest?
Usuń