poniedziałek, 2 marca 2020

(Słodki Przystanek) Beskid Bean-to-Bar Chocolate Czekolada ciemna 73 % z miętą pieprzową

Przy przypominającej śmietankowe lody kakaowe z nutą mięty Lindt 70 % Edelbitter Mousse Minze pomyślałam sobie, że nie rozumiem producentów, którzy na lato wydają mnóstwo limitowanych białych czekolad (patrz: linia letnich Lindtów 2019 na Niemcy). To jedno. Od razu przypomniały mi się też miętowe czekolady w opakowaniach z choinkami (np. Tesco finest) i to, że na większość miętowych czekolad trafiam zimą. I wtedy je kupuję, a jem latem. Przecież... No tak, mięta chłodzi, ale co to ma wspólnego z zimą? Lepiej taką zjeść latem. A ciężkie białe? Z latem ni jak mi się nie kojarzą. A jednak sama publikuję zimą, prawda? No tak, tylko że taki mały szczegół: jadłam ją latem właśnie - tak btw fajna kolejka postów, co?

Beskid Bean-to-Bar Chocolate Czekolada ciemna 73 % z miętą pieprzową to ciemna czekolada o zawartości 73 % kakao (blend) z miętą pieprzową.

Zaraz po rozchyleniu papierka poczułam jakby mocno i długo, głęboko palony zapach kojarzący się z ciężkim, lepiszczym ciastem czekoladowym i rześką, lekko chłodzącą miętę w wydaniu... wręcz miętówkowym. Tylko nie wiem, czy bardziej jak słodkie, twarde cukierki (nie ziołowe, a takie wyidealizowane sklejające się landrynki-miętusy), czy jak słodkawa herbata. Wszystko łączyła bowiem delikatna ziołowość.

Ciemna tabliczka w dotyku wydała mi się gęsta, być może tłustawa. Przy łamaniu odznaczała się twardością kamienia, wydając zdrowe, pełne trzasko-huki. Przekrój zasugerował gęstość.
Także w ustach czekolada gęsta była. Rozpływała się powoli i dość opornie. Znacząco tłusto, pozostawiała maziste, ale nie zalepiające smugi. Nie miękła zbytnio, zachowując gładką zwartość.

Już w chwili robienia pierwszego kęsa poczułam słodycz. Była znacząca, ale nie przesadzona.

Mięta uderzyła w kolejnych sekundach. Wyszła słodko, najpierw chwilowo odrobinę jakby mentolowo-cukierkowo, a potem głównie jako herbata / napar z takiej... świeższej. Tchnęła życie, chłodek i orzeźwienie, po czym zaczęła słabnąć, pobrzmiewając jako echo.

Ujawniła smak mocno czekoladowego, lepiszczego ciasta. Wprowadziło paloną nutę i subtelną gorzkość.
Gorzkość zajęła się miętą, a przy ciachu wzrosła słodycz. Otworzyło to drogę masłu... albo raczej maślanemu zakalcowi. Z ciastem dał torfowo-truflowy efekt. Do głowy przyszły mi jakieś "dziadkowe cukierki" czekoladowe i twarde miętówki. Za nimi kręciła się nieuchwytna kawa i nibsy... Podkreśliły paloność i słodycz, które wymieszały się z maślaną nutą. Pojawiły się daktyle i karmel, szybko zmieniający się w palono-zakalcowe toffi. Czyżbym czuła muliste, maślano-daktylowe ciasto czekoladowe z toffi-zakalcem?

Paloną słodycz i torfowość mniej więcej w połowie epizodycznie podszczypywał lekki kwasek... albo raczej kwasko-cierpkość. Wydała mi się lekko owocowa, acz pochodząca od mięty i zwykłego, prostego (acz smakowitego) kakao. Jakby jakieś jagódki wdeptane w cytrynowo-nibsowy torf i podkwaszone daktyle.

W posmaku pozostała mięta jak z naparu ze świeżej i mocno wypieczone czekoladowe ciasto maślane z toffi-zakalcowym wnętrzem. Czułam również miętowy chłodek, a przez gorzkawość i poważniejsze nuty, także kwasek wydał mi się nieco mentolowo-owocowy (daktyle? cytrusy?). Po paru sekundach kwasek odebrałam raczej jako cierpkość mięty i kakao. Posmak bowiem pozostawał bardzo długo i nie był monotonny.

Czekolada bez dwóch zdań bardzo mi smakowała i skojarzyła się z tabliczkową wersją batona Dobra Kaloria Mięta & Kakaowiec. Wyszła czysto i wyraziście w kwestii mięty i kakao, ale przystępnie i nienachalnie. Napar ze świeżej mięty, lekka ziołowość i torfowe, gorzko-palone tony z odrobiną kwasku zostały złączone maślaną słodyczą, co przełożyło się na genialną harmonię. Palenie mocne, ale nie przesadzone; słodycz to samo. Pewne nuty wydały mi się ukryte bądź przemodelowane. Wydaje mi się, że gdyby nie mięta, byłoby bardziej kawowo niż herbaciano (to neutralne stwierdzenie). W kwestii niemal nieobecnych owoców - na pewno podkręciły rześkość mięty, i tak już silną i przyjemną. Podobało mi się, że mięta wyszła jako element składowy, nie zabiła nut kakao.
Zastrzeżenia mam jedynie w kwestii maślanej nuty i konsystencji (dość tłusto-zbitej). Chyba obyło by się bez tłuszczu kakaowego (acz na skład patrząc i tak musi go być niewiele).


ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 15,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakaowca, cukier trzcinowy nierafinowany, tłuszcz kakaowy, mięta suszona (0,4%)

2 komentarze:

  1. Uważasz białą czekoladę za ciężką? To bardzo ciekawe. Pod jakim względem? Tłuszczu i cukru? Ja właśnie ciemne czekolady mam za ciężkie i nie pasują mi do lata. Jak odmienne może być postrzeganie tych samych rzeczy. Coś pięknego <3

    Ostatnio przypomniałaś mi o miętusach. Zapomniałam, że istnieją. Aromat tej tabliczki wydaje się cudny. Podczas czytania o rozpływaniu zdałam sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy - ależ mam dziś sprawny umysł :P - mianowicie że Ty nie gryziesz czekolady ja kanapki (jak ja), więc masz tylko połowiczne rozeznanie. Wcale nierzadko trafiam na czekolady - przede wszystkim ciemne - które rozpuszczają się fajnie, za to kiedy gryziesz rządek jak kanapkę czy owoc, odkrywają margarynowość lub plastelinowość.

    I miętówki, i trufle (Odry), i kawa (sypana gorzka, pełna fusów) kojarzą mi się z dziadkiem. Całokształt mi się podoba. Jadłabym.

    PS Podlinkuj Lindta i D.K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, białe są według mnie ciężkie przez tłustość i słodycz, przytłaczają mnie. Jak takie mdląco słodkie, ciężkie perfumy. Wiesz, o co chodzi?
      Tak, ciężkie też są ciężkawe, ale inaczej, pozytywnie. Według mnie przynajmniej. Ciężkość dzielę jak wszystko na pożądaną i negatywną, jak i wszystko (np. słodycz, miękkość, kwaśność).

      Ważne, że mózg działa! Haha. O to prawda, nigdy ich nie gryzę, jak Ty. To by wyjaśniało, że wiele czekolad odbieramy tak inaczej! Wiesz, że gryząc po prostu nie da się pewnych nut czuć? Często to piszą na opakowaniach ciemnych (tych moich, więc nie możesz tego wiedzieć - informuję) czekolad. Bo... czekolad się nie gryzie jak kanapki. Tak ogółem, ale nie mówię Ci rzecz jasna, jak masz jeść. Znaczy, moje motto to: jedz, jak lubisz (o, pisałam Ci o tym na FB ostatnio akurat).
      A o miętusach sama sobie przypomniałam (bo wcześniej nie pamiętałam przez długi okres czasu, haha).

      O, jak miło.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.