piątek, 6 marca 2020

Lindt Pink Grapefruit ciemna z nadzieniem grejpfrutowym i kremem czekoladowym

Przy Lindt 70 % Edelbitter Mousse Minze pisałam o tym, że kupiłam dwie nowości Lindta, które w Niemczech pojawiły się latem 2019. Obie podpinają się pod serię Creation, której ciemne smaki bardzo lubię, więc liczyłam na wiele. Na tego typu nadziewane naprawdę nie jest łatwo trafić, smaki niebagatelne... Zapowiadało się dobrze. Grejpfrut wydał mi się bezpieczniejszy, więc poszedł na pierwszy ogień. Uważam ten owoc za niedoceniony na rynku czekolad. Chociaż... trochę się obawiałam, że nie wyjdzie tak wyraziście grejpfrutowo - bo to jednak nie nuta, a nadzienie, które można sknocić (oby nie!). Po otwarciu jednak i w trakcie degustacji trafiłam na coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Otóż sama czekolada nie była tak ciemna, jak myślałam... A było mi się bać wnętrza?
Po głowie plątała mi się myśl, że może to jedna z tych tabliczek, które zalecają lekko schłodzić, ale ja i tak nie lubię chłodnego jedzenia, więc chłodzenie i potem wyjmowanie do ocieplania chyba w moim przypadku jest stratą czasu (ale piszę, bo może ktoś będzie chciał sprawdzić).

Lindt Pink Grapefruit to ciemna czekolada z nadzieniem grejpfrutowym (18%) i kremem czekoladowym (26%) oraz alkoholem.
Obstawiam, że zawartość kakao to jakieś 47 %.

Po otwarciu poczułam intensywny, palono-cukrowy zapach czekolady o mocnym wydźwięku tworu deserówkowo-mlecznego. "Deserówkowość" podkreślił zaskakująco silny alkohol. Paloność lekko zalatywała kawą, ale bardzo szybko cytrusy odwracały uwagę od szczegółów czekoladowych. Czułam całą mieszankę, trochę w galaretkowym kontekście, z grejpfrutem jako elementem składowym. Po np. przegryzieniu kostki, cytrusy jako alkoholowo-nalewkowe galaretki uwydatniły się wraz z maślano-mlecznym, wciąż czekoladowym, motywem. Kojarzyło mi się to trochę z nadziewanymi czekoladkami karmelowymi i tworami typu galaretki w czekoladzie / "delicje" (jaffa cakes, bo ten maślany wątek to jakby biszkopt) - wszystko idealizowane.

Ani z zapachu, ani też z wyglądu tabliczka nie wyglądała na zbyt ciemną (kolor miała prawie jak "nibymleczna" Tesco finest Swiss Dark Chocolate with Orange Pieces & Almonds). Łamała się jednak z trzasko-pyknięciami, wykazując się twardością i zwartością.
Nadzienia nie rozwalały się. Okazały się w miarę konkretne i zwarte.
Owocowe to gęsty, tłustawy i lekko mazisty krem, w niczym nieprzypominający lepiącego żelu / dżemu. Zajmował głównie duży środek, wypukłość kostki.
Spód to mieszający się z czekoladą, zwarto-zbity krem. Ciągnął się po całości kostki, ale najwięcej zebrało się go w kantach i po bokach (spodo-łódeczka dla cytrusowego nadzienia).
W ustach czekolada rozpływała się z łatwością, szybko mięknąc i jako gęsty, bardzo tłusty krem zalepiała usta. Odsłaniała tak oba nadzienia. Czekoladowe jawiło się jako jej tłustsza, bardziej maślana, acz wciąż zbita kontynuacja, wprowadzająca lekką pylistość. Owocowe było rzadsze. Nie tłustsze jednak, a plastyczne i soczyste. Niezupełnie gładkie, choć wydawało się lekko śliskawe. Odebrałam je jako nieco grudkowo-przecierowo-plastelinowe.
Całość była leniwie mięknącą - ale jednak - gęsto-kremową, zwartą masą, która zalepia usta i której nie można przypisać zbytniej ciężkości czy ulepkowości. Lekkości też nie.

W smaku czekolada rzeczywiście była mocno palona, w pierwszej chwili wręcz palono-kawowa. Przesadna cukrowość uderzyła szybko, ale do pary z przyjemną cierpkością i sugestią goryczki. Z czasem przybierała na maślaności, ogółem była więc łagodna i niespecjalnie "ciemnoczekoladowa", acz kontrastowo do wnętrza cierpkawa (kojarzyła się z jeszcze bardziej maślaną serią Excellence 47-49%). Odrobinę przesiąkła wnętrzem: pierwsze ujawniały się cytrusy, potem alkohol.

Część owocowa przemykała do czekolady za sprawą cierpko-goryczkowatych, galaretkowatych cytrusów i alkoholu. Wskazałabym pomarańcze, likier pomarańczowy, a dopiero potem kwaśną cytrynę i grejpfrutowe nuty. Alkohol podkreślał charakterek tych owoców. Gdy nadzienie to bardziej się wyłoniło, wyraźnie czułam goryczkowate, soczyste grejpfruty. Były jednak wtoczone w dużą ilość cukru, alkoholu i kwaśnego soku cytrynowego. Dało to efekt cytrusowego likieru. Mniej więcej w połowie cytrynowo-grejpfrutowy duet dominował w sposób nienapastliwy. Na chwilę zaskakująco wybijała się soczystość.
Owocowy krem, poprzez słodycz i maślaność, wprowadził do wszystkiego również lekko mleczny smak.

Nadzienie czekoladowe dodatkowo wzmocniło maślaność i mimo że smakowało intensywnie czekoladowo... była to czekolada rozmyta, niejednoznaczna. Ni ciemna, ni mleczna... zbliżona do cukrowego wierzchu. Czułam cierpkość kakao, niewątpliwie zwielokrotnioną cytrusami, którymi przesiąkło.

Czekoladowa część dochodziła do reszty leniwie, owocową cechowała dynamiczność.
Całość pod koniec robiła się maślano-czekoladowa, dość mleczna, do bólu przesłodzona, ale z charakterem grejpfrutów i alkoholu oraz wyłaniającą się kwaśnością cytryny.

Po zjedzeniu został cierpkawo grejpfrutowy, choć czułam ogromne przesłodzenie i cytrynową kwaśność jednocześnie. Nieco rozgrzewający gardło efekt alkoholu był wyraźny, jednak czekoladowość na tym nie ucierpiała. Miałam też wrażenie lekkiej tłustości na ustach.

Nie mogę powiedzieć, by tabliczka zupełnie mi nie smakowała. Dobre, raczej ogólniecytrusowe, acz i z wyczuwalnym grejpfrutem, nadzienie zawierało odpowiednią ilość alkoholu, co kompozycji dodało powagi i poprawiło odbiór cukrowości. Ta bez alkoholu i kwaśności /cierpkości owoców byłaby nie do przejścia. I tak jednak przesłodzenie czułam już przy pierwszej kostce. Mimo wszystko wyszło tak, że nie miałam nic przeciwko, by zasłodzić się jeszcze trochę. Niestety czułam ogromny niedosyt w kwestii samej ciemnej czekolady. To taka... rozmyto-złagodzona i zacukrzona i tłusto-maślana "jakaś tam czekolada". Czekoladowy krem zlał się z nią i w smaku, i strukturze, co nie wyszło najlepiej.
Szkoda, że jak już udało się wnętrze (mimo że też idealne nie było), góra zawiodła.
Konsystencję, oprócz za tłustej czekolady, za to szczerze mogę pochwalić, mimo że nie była w moim stylu. Zwarte to i konkretne, ale nie nazbyt ciężkie, bo jednocześnie maziste i mięknące. Gęste kremy i kremowa czekolada rozpływały się powoli, razem zalepiały, zachowując w tym harmonię.
Na dłuższą metę przeszkadzała mi jej miękkość i tłustość, a także brak ciemnoczekoladowości, że zjadłam połowę, a resztę oddałam Mamie. Zachwyciło ją alkoholowe-cytrusowe nadzienie, całość w sumie jej smakowała, tylko utyskiwała, że czekolada "trochę za mało mleczna". Nic jej więc nie mówiłam, aż zjadła. Dopiero gdy jej wtedy powiedziałam, że to ciemna, stwierdziła, że rzeczywiście jakąś lekką goryczkę czuła, ale "całość nie była gorzka".

Odlegle skojarzyła mi się z Ambiente Truffle Chocolate Negro Sabor Naranja i z nadziewaną wersją Tesco finest with Orange Pieces & Almonds. To też trochę jak... tabliczka o smaku idealizowanych delicji? Nie było jednak letniego, obiecanego orzeźwienia. Propozycja dość poważna, nie lekka. Zastanawiam się dlatego, czy mousse nie byłby lepszą opcją. Gdyby dali taki cudowny, jak w J.D. Gross Summer Mousse au Chocolat Blackberry to tak, ale gdyby miał to być ten tłusty z Lindtów Mousse to chyba lepiej już ten krem (wyszło prawie tak samo).


 ocena: 6/10
kupiłam: Allegro
cena: 15,90 zł
kaloryczność: 526 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz kakaowy, masło klarowane, laktoza, syrop glukozowy, sok z koncentratu czerwonego grejpfruta (2%), pełne mleko w proszku, cukier inwertowany, odtłuszczone mleko w proszku, mleko skondensowane, koncentrat soku z cytryny, syrop cukru inwertowanego, alkohol, emulgator: lecytyna sojowa, aromat (wanilina), naturalny aromat grejpfruta i cytryny, olejek limonkowy

4 komentarze:

  1. Po spojrzeniu na opakowanie byłam pewna, że jest z grejpfrutem i - o zgrozo - wódą. Zdarza mi się trafiać na tabliczki mleczne w kolorze ciemnych i na odwrót. Gorzej, że na zdjęciach wyglądają inaczej niż w rl i podczas przerabiania zdjęć czuję się jak ślepa kretynka. I znów ta kawa, ach. Kocham grejpfruty, zwłaszcza czerwone, ale do słodyczy mi nie pasują. Wolę i kocham cytryny. (Wiem, że tu czuć ogólną cytrusowość, acz nie wiadomo, czy miałabym takie same odczucia). Za to drink z sokiem grejpfrutowym jest super. Miękkości i tłustości to moje klimaty, niemniej znów nie pasują mi do alkoholowych grejpfrutów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście z wódą się kojarzy jakoś tak. Uh, Mama uważa, że te jakieś cukier chyba od Mieszko Vodka to "fajny pomysł" (ale nie pamiętam, czy je kiedyś w końcu kupiła, czy nie).

      Mocno przerabiasz zdjęcia? Mój telefon o dziwo całkiem dobrze chwyta naturalny kolor, gdy robię zdjęcia w godzinach 8:00-12:00 w kuchni. Jakoś tam mam w jednym miejscu wtedy światło doskonałe, haha. Nie cierpię, jak na zdjęciach kolor jest inny, niż w rzeczywistości, a oczywiście zdarzyło mi się i to. Wolę jednak gdy to telefon wariuje, niż czekolada. :>

      Patrz, ile tu jest różnych cytrusów w składzie - miałabyś pewnie.
      Też kocham grejpfruty! Ale nie jem (obieranie... leniwy ze mnie dziad + francuski piesek, bo nie chciałabym jeść suchego jak pustynia, a kilka razy w przeszłości właśnie takie kupiłam).

      Tak w rzeczywistości drinków jako drinków nie lubię żadnych. Tak jak likierów nie cierpię, ale jako nuta? Uwielbiam.

      Otóż to - już coś fajne niby... ale z czymś innym się gryzie. Wkurza mnie, jak coś ma potencjał, ALE. To tak, jak czasami w czystych ciemnych czekoladach o tym, czy 9, czy 10 często decyduje właśnie to, czy nuty do siebie pasują. Np. kocham wiśnie i banany, to może być fajne połączenie, ale jak wyjdzie tak, że czuję cierpkie, niedojrzałe banany, jakiś zbyt słodziutkie wiśnie, to jest dziwnie. Słodko-kwaśne wiśnie, normalne banany - spoczko. Niby szczegóły, a jakie istotne!

      Usuń
    2. Jem słodycze koło 23:00, więc robię zdjęcia wtedy. Na naturalne światło jest już NIECO za późno :P

      Usuń
    3. To rzeczywiście. Ja to lubię zdjęcia wcześniej porobić, by wiedzieć, co mnie czeka, szkielet notatek, recenzji i potem pół dnia sobie mogę o danej czekoladzie myśleć. :P
      Czekaj, słodycze są Twoim ostatnim posiłkiem? Ja uwielbiam kończyć dzień swoimi owsiankami, bo one mnie tak fajnie smakowo "neutralizują", haha. Potem i odbiór wszystkiego zbliżony (znaczy, tak czuję, bo po nocy to wiadomo i tak).

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.