czwartek, 19 marca 2020

(Słodki Przystanek) Beskid Bean-to-Bar Chocolate Peru 98 % ciemna z liśćmi stewii

W dniu, w którym zjadłam Meiji 55 % Brilliant Milk z peruwiańskiego kakao ostatecznie podjęłam decyzję, że następnego sięgnę wreszcie po dzisiaj prezentowaną. Nie powiem, że trochę o niej myślałam i były to myśli... różne. Otóż setki nie są moim ulubionym typem czekolad, a wiadomo, że 98 % to już do 100 % blisko. Ciekawiło mnie jednak Peru w wydaniu tej zacnej marki, a po - wysokoprocentowej, ale jednak mlecznej, miałam ochotę na coś bardzo ciemnego. No i ostatnio przyszło mi się zmierzać (jeszcze parę w zanadrzu miałam) z czekoladami słodzonymi różnymi słodzidłami. Tu akurat miała być stewia... No i właśnie: słodzików nie cierpię, choć w pewnych sytuacjach mogę stolerować (gdy chodzi o naturalne). Prawie setka ze słodzikiem? Brzmiało ryzykownie, tym bardziej że podlinkowana tabliczka miała lekko słodzikowe zapędy - uwierzę, że peruwiańskie kakao może nim pobrzmiewać. Mimo wszystko jednak... liście stewii mnie ciekawiły. O takiej formie w ogóle nie słyszałam. W ogóle świadomie stewii nie próbowałam.

Beskid Bean-to-Bar Chocolate Peru 98 % Satipo 71 % to ciemna czekolada o zawartości 98 % kakao z Peru z regionu Satipo, bez cukru, a słodzona liśćmi sterwii.

Nie musiałam zbliżać nosa do tabliczki, by dotarł do mnie mocny, choć leniwy, zapach ziemi i węgla... wygasłego już ogniska, w którym to zostało mnóstwo czarnego, zwęglonego drewna i... przy którym ostała się pewna niemal mięsna, odymiona... soczystość? Albo odymiona odzież / meble skórzane. Z czasem w soczystości odkryłam też niejasne owoce: śliwki i jeżyny. Esencjonalne i w sumie mało słodkie, zmieszane z dziwną słodkością odbiegającą hen daleko. W trakcie degustacji wydało mi się to "dziwnie kwiatowe", może trochę jak goryczkowate, suszone (?) pomarańcze.

Tabliczka była niemal kamiennie twarda, łamała się z trzasko-hukiem, niespecjalnie po liniach podziału.
W ustach rozpływała się łatwo i gładko, mimo że raczej powoli, skąpo. Cały czas pozostawała zwarta i zbita, jedynie opływała wodniście-tłustawymi smugami. Jak zimne masło polane odrobiną wody? Odebrałam ją jako ciężką i tłustą. Nie podobała mi się jej struktura, acz nie mogę powiedzieć, by była wyjątkowo tragiczna.

W smaku już w trakcie robienia kęsa i przez chwilę na początku czułam niemal pikantną, zaskakująco silną słodycz i gliniastą ziemistość.

Połączyło się to w gorzki motyw ziół - zawilgoconych i... coraz bardziej ostrawych? Nagle usta wypełnił aptecznie-tabletkowy smak, słodycz zaś zrobiła się dziwnie chłodna, słodzikowa i jak z naparu... Naparu aptecznego oczywiście. Do tabletek dołączył jakby pleśniowy akcent. Pojawiła się sugestia cierpkości i dziwnej słodyczy rozgryzanych tabletek, w oddali zawisła wizja kwasku. Całość miała wydźwięk szpitalno-odpychający.

A jednak, jakoś w połowie rozpływania się kęsa, poprawił się. Zestawiony został z gliniastą ziemistością, zalaną całkiem wyraźnym smakiem kawy, w której to doszukałam się kaszowato-gliniastych, "gęstych" drobnych śliwek i jeżyn (ze wskazaniem na słodko-mdławy, miękki rdzeń). Oscylowała między nimi zapleśniałość, a motyw tabletek nie odpuszczał. Pomyślałam o takich o owocowym smaku... pomarańczowym? Zdecydowanie było to coś cytrusowego, bo rozszedł się kwasek.

Ziołowa tabletkowość pod koniec zrobiła się goryczką bardziej suszono-wędzoną, w co wpisały się pomarańcze, niby soczyste, ale i suszone. Do gorzkości, tej bardziej kawowo-ziemistej, dołączył węgiel i niezbyt smaczny, ostrawy słodzik. Pod koniec robiło się aptecznie i słodko.

Po wszystkim został posmak węglowo-ziołowy, dość gorzki, ale i z kwaskawo-cierpką ostrością słodziku, aptecznością. Na ustach czułam tłuszcz, a w ustach mrowienie aptecznej ostrości (?).

Całość smakowała tak, że chwilami wydawało mi się, iż mogę do niej przywyknąć. Chwilami nawet wyciągałam jakąś smakowitą nutę, ale... chwilami ta słodzikowa ostrość i apteczność były po prostu okropne. Nie była to siekiera, ale coś wgryzająco się irytującego. Słodycz zaskoczyła mnie tym, jak silna była, ale mam wrażenie, że przez stewię samo kakao nie miało szans odpowiednio się zaprezentować. Wyszło jak w jakiejś 80%tce.
Mam wrażenie, że Peru mimo wszystko nieźle poradziło sobie ze słodzikiem i że nie jest to zła czekolada - osobom unikającym cukru, jedzącym czekolady prozdrowotnie może odpowiadać, ale zdecydowanie nie dla mnie. Ponoć stewia jest jeszcze słodsza niż cukier - i mam wrażenie, że przy takiej zawartości kakao to bezsens ją dodawać... Tak malutko to właśnie cukier by nie zaszkodził, a jednak ona... no nie. To chyba najgorsza czekolada tej marki, bo nawet Panama Bocas del Toro BIO 71 % z ksylitolem nie była tak irytująco słodzikowa.

Zottery z Peru 96% i 100 % też były gorzko-dymne, ale bardziej ziemiście-siarkowe i kawowe, cytrusowe, a jednocześnie cudownie karmelowe i... o tak, to było to.


ocena: 5/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 15,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: nie

Skład: ziarna kakaowca, liście stewii

2 komentarze:

  1. "Prawie setka ze słodzikiem? Brzmiało ryzykownie" - dla mnie to i tak mało powiedziane :D Śmierć na miejscu. Dogasające ognisko skojarzyło mi się z omawianymi przez nas niedawno pieczonymi ziemniakami. Jestem mniej wyrozumiała dla konsystencji. Mnie się wydaje tragiczna (po Twoim opisie). Zioła i szpital są na czasie (#koronawirus, hłe, hłe). Zupełnie nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To była wodnista wersja ciemnych Zotterów. Na pewno odebrałabyś to o wiele gorzej niż smak i niż ja.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.