Czasem dziwnie jest się zorientować, że marka, która niegdyś była jedną z bardziej poważanych przeze mnie, nagle stała mi się obojętna. A może czułam wręcz niechęć? Było mi z tym dziwnie, tak samo jak dziwnie czułam się scrollując, co ta marka nowego wprowadziła. Mnóstwo różnych opakowań dla jednej czekolady, smakowe tabliczki-trójkąty mające udawać rogi jednorożców... Czuję, że moje drogi z Manufakturą Czekolady się rozeszły. A mimo to, pojedyncze sztuki z ich asortymentu wciąż jakąś nadzieję budziły. Ich biała linia, nazywana właściwie perłową, wyróżnia się tym, że do każdej jej przedstawicielki używają jakieś wyjątkowe, trudno dostępne kakao. To się chwali. Ta na ten przykład była z Blanca Mexico, czyli Criollo (które ogółem stanowi jedynie 5 % światowej produkcji) w dodatku z Meksyku. A kakao stamtąd widzi mi się jako bardzo smakowite. Region wydał mi się nietypowy dla tej linii, bo wszystkie znane mi, które dotąd się pojawiły, były z Nikaragui.
Manufaktura Czekolady Porcelana Blanca Mexico 70 % kakao to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao typu Porcelana z Meksyku.
Po otwarciu poczułam przede wszystkim intensywny zapach orzechowych i maślanych wypieków. Natychmiast do głowy przyszły mi tłuste, a jednocześnie kruche amerykańskie ciasto-placko-tarty typu "pie" z wierzchem z pasków ciasta ułożonych w kratkę, pod którymi kryło się zasłodzone, gęste owocowe wnętrze. Wyraźnie czułam również śmietankę, zapraszającą specyficzny motyw "grzybowo kakaowy" (który można poczuć przy np. mousse'ach, nadzieniach kakaowych). To było zupełnie jak przytulna, dobra piekarnio-cukiernia. Z owoców wydobywała się słodka, acz nie zasładzająca, nieco rozmyta i rześka soczystość jeżyn, ciemnych winogron, może nawet mdławo-słodkich, egzotyczniejszych lychee czy... gruszek nashi? Subtelnie podkreślonych cytrusami? W nich, a także w kremie kakaowym, zdarzyło się przemknąć ziemi.
Twarda tabliczka dziwnie jasnego koloru mlecznej głośno trzaskała z racji wysokiej twardości, odsłaniając bardzo ziarnisty przekrój.
W ustach rozpływała się łatwo, choć bardzo powoli. Potwierdziła się jej ziarnistość, idealnie pasująca do smaku. Kęs stawał się mało tłustym jak dość puszyste, ale wciąż trochę zmrożone lody kremem, kryjącym szorstkawość (np. zatopionych kawałków, cukru, lodu). Chwilami i ją, i "lodowość" opływały jakby soki bardzo wodnistych owoców (wymienionych w zapachu, czyli takich "wodnistych"). Kojarzyło mi się to z ziarnistością wodnistych gruszek.
W smaku powitała mnie bardzo wysoka, aż cukrowo toffi-karmelowa słodycz. Pomyślałam o moussie w takim wariancie... może deserze / torcie z dwuwarstwowym nadzieniem: jednym takim, a drugim... kakaowym? Przejawiającym sporo gorzkości i aż ziemistość.
Ziemistość i jej cierpkość wraz z wysoką, niemal cukrową słodyczą po chwili mignęła ciemnymi owocami (m.in. leśnymi) czy raczej przecukrzoną, acz wciąż soczystą i charakterną masą z nich. Jakby tak próbowano je ratować kropelką cytryny?
Słodycz przecięła mocna gorzkość, po czym wycofała się do gorzkawości… ciepłej, może lekko korzennej. Przyprawy czy raczej jedynie ciepło, motyw wypieku... rysowały się na pszennie ciastowym, coraz bardziej maślanym tle. Po paru chwilach oczami wyobraźni zobaczyłam opisane już ciasta "pie" z zapachu ze lśniącymi wierzchami w kratkę. To także podobne tarty z ogromną ilością orzechowo-maślanych kruszonek. Lśniącymi od natłuszczenia i cukru... Cukrowe było także ich wnętrze. Same jednak sprawiły, że kompozycja była przede wszystkim wypiekowa i bardzo, bardzo maślano-orzechowa. To zdecydowanie takie warianty wypieków dominowały.
Bardzo słodkie wnętrza opisanych wypieków niewątpliwie były owocowe. Przez pewien czas, oprócz tych ciemnoowocowych, przewinęło się trochę musów-przecierów z miękkimi, minimalnie rzężącymi, farfoclowymi kawałkami gruszek (o to skojarzenie już zadbała struktura!) i... jabłek? Może też przyprawionych lekkimi, ciepło-korzennymi przyprawami?
Orzechowo-maślano-ciastowe wątki mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa wyszły na pierwszy plan. Zebrało się wokół tego sporo śmietanki, dodatkowo kompozycję łagodzącej. Wydała mi się aż mleczna i… maślano-tłuszczowa? Bardzo maślane, delikatniusie orzechy też się tu znalazły. Może makadamia? Wciąż jednak także gorzkość była wyczuwalna (z tym, że subtelna).
Z czasem śmietanka odbiła w kierunku bardziej... chłodnym? Sernikowym? Śmietankowo-kwaskawym? Zarejestrowałam cytrusową nutkę, która nagle wydobyła maksimum owoców z ciastowych czeluści. Zacukrzone masy z ciemnych owoców zmieniły się w owoce świeże, soczystsze i wciąż bardzo słodkie, ale także cierpkie. Niemal czarne winogrona i jeżyny przejawiały lekki kwasek i winną, charakterną słodycz. Nieco dosadniej zagrała ciepła ostrawość przypraw korzennych. Wzmocniła się przy nich nutka ziemi, po czym znów dały się skusić słodyczy.
Pod koniec ponownie zrobiły się bardziej winem / syropem; niejednoznacznym... a słodkim... z owoców ciemnych, leśnych? Goryczka bardzo im kibicowała. Powidła śliwkowe... mignęły i umknęły. Za chwilę poczułam słodkie jeżyny, niejednoznaczne jagódki...? Mieszały się z zacukrzoną śmietanką i popisały się kwasko-cierpkością na koniec.
Akurat, by w posmaku pozostawić cierpkawość kakaowo-leśnoowocową, lekko ziemistą, jakby nieco doprawioną korzennymi przyprawami i mocnym motywem pieczenia. W nim przodowała orzechowa maślaność; wręcz tłuszczowość orzechowa... orzechów makadamia? Czułam także znaczącą słodycz, może nieco przesadzoną, choć nie narzucającą się za bardzo.
Całość w zasadzie mi smakowała, ale... częściowo. Sporo nut, jakby punkt kulminacyjny o tej mocnej maślaności (i nawet maślane orzechy, ciasta typu "pie") niezbyt mi odpowiadało, ale partie ziemistości, pieczenia i owoców już bardziej. Na plus dynamika i obrazowość, a także, że... to w zasadzie bardzo spójna w wydźwięku kompozycja. Wolałabym jednak, gdyby charakterniejsze nuty mialy większy udział.
Ciemne owoce (acz głównie śliwki) i cytrusy, sporo syropów (i likierów w przypadku podlinkowanej) czułam również w Theobroma Cacao Store Mexico 70%, też wyglądającej i przejawiającej aż mleczność. W niej też pojawiła się korzenność, ale znacznie charakterniejsza. Mimo toffi (i miodu) Theobroma to ogrom owoców, wyraziste i charakterne orzechy, zaś Manufaktura to w dużej mierze... ciepła, maślana łagodność.
Słodko-korzenna i też mało owocowa była GR Mexico 76 % Soconusco Criollo, jednak ta jednocześnie była dziwnie kontrastowo wytrawna, złagodzona właśnie wytrawnie, co się gryzło.
ocena: 8/10
Składniki: prażone ziarno kakao, cukier, tłuszcz kakaowy
Smutna rzecz rozstanie z lubianą marką. Mnie się ostatnio sporo takich rozstań przydarzyło w związku z odejściem od plebsu. // Nigdy nie jadłam pie. Ba! nigdy nie jadłam tarty. Oba twory przede mną. Wyobrażenie deseru warstwowego toffi-karmelowo-kakaowego yummm. Lśnienie od natłuszczenia i cukru gorzej, ale mam nadzieję wyrobić sobie lepsze zdanie o pie względem Twojego. Powidła ostatnio jadłam takie, że bardziej w nich czułam wiśnie niż śliwki (a były tylko śliwki), fajna sprawa. Mnie całość się podoba. Nawet procenty kakao się zgadzają.
OdpowiedzUsuńAni pie, ani tarty do mnie nie przemawiają, przy czym tart po prostu bardzo nie lubię. A jednak poszczególne nuty jako nuty czekolady przejdą.
UsuńPie wydaje się bardziej Twoje, niż moje, ale... ja wiem? Czy takie bardzo Twoje?
O, co do powideł - ostatnio kupiłam jakieś 100% z owoców ciekawe łączone, bo z wiśni i jabłek, a nie ze śliwek. Jestem ich ciekawa. I naszła mnie myśl - zauważyłaś, że nie ma raczej dżemów ze śliwek? Główni powidła. A przecież co dżem, co powidła to odnosi się do sposobu robienia (znawcą nie jestem, wiem tylko ogół: dżem to duszony, ale lekko, a powidła aż palone, poprzypalane, mogą być przesmażone).