czwartek, 21 października 2021

A. Morin Venezuela Chuao Noir 70 % ciemna z Wenezueli

Lubię mieć "marki stałe", czyli takie, których czekolady jem właściwie regularnie od lat. Mimo że często jedną na dłuższy okres czasu, wiem, że prędzej czy później na pewno po kolejną sięgnę. Bardzo ucieszyłam się, kiedy uzmysłowiłam sobie, że mam Morina z Wenezueli, bo raz, że właśnie miałam na jakiegoś ochotę, a dwa... Wenezueli coś ogólnie dawno nie jadłam. Venezuela Porcelana Noir 100 % bardzo mi smakowała, ale że właśnie setki to niezupełnie mój typ, o wiele bardziej wolę 70-95 %, to na myśl o takim Morinie od razu się uśmiechałam.

A.Morin Venezuela Chuao noir 70 % to ciemna czekolada o zawartości 70 % kakao z Wenezueli z regionu wioski Chuao.

Po rozerwaniu sreberka poczułam zapach asfaltu, ziemi i gliny, a w wyobraźni przeniosłam się do starożytnego zakładu, gdzie rzemieślnik wyrabiał ceramikę z gęstej, brązowej masy. Znalazło się tam też mnóstwo drzew z pewnym cieplejszym (prażonym?) motywem, kojarzący się z drewnem przeznaczonym do wędzenia i po prostu drzewami, migdałami, odrobiną orzechów. Zdecydowanie było to żywe, zawilgocone, bo otoczone, opływane i dosłownie zatapiane soczystymi owocami czerwonymi. Przodowały truskawki, ale jakby podfermentowane (i właśnie w ten sposób słodkie), w tle wirowały wiśnie.
Wszystko to przyozdobiła lekka słodycz karmelu.

Niezwykle twardą tabliczkę łamałam z trudem. Przypominała grubą dechę z drewna, która trzaskała głośno, ujawniając ziarnisty przekrój. 
W ustach rozpływała się bardzo powoli i gęsto-kremowo, zachowując jednak zbitość. Tłustość maślana wydawała się naturalnie przełamana iluzorycznym, chropowatym elementem i lekką soczystością. Ta na koniec lekko ściągała.

Od pierwszych sekund po ustach rozchodziła się leniwie słodycz. Był to złocisty, leciutko palony i jakby dziwnie roślinnie-syropowy, może jasnomiodowy karmel nieśmiały, przymglony. Pomyślałam o takim... z syropu z agawy (znam go tylko z tahini z agawą Primaviki)? Z czasem zaczął nabierać wyrazistości, a ja wyobraziłam sobie szklisty taki... jak robi się w cukierniach ozdoby ("kratki", "siatki" itp.) na różne ciastka... wyglądające niczym cienkie gałązki /pajęczyny.

I poprzez paloną, prażoną nutkę weszły rozgrzewane słońcem drzewa. Przejęły roślinność, tym razem jednak wyrazistą i wytrawną. Zahaczyła o ziemię, jako rośliny i korzenie ją porastające. Drewno dodało kompozycji charakteru i powagi, kumulujących się. Poczułam aż podwędzone ciepło niczym drewno do wędzenia. Paloność w tym otoczeniu miało się w najlepsze. Czy ja poczułam... drewno wiśniowe...?

Nagle uderzyły soczyste, słodkie, dojrzałe wiśnie. Drzewa zdawały się zapraszać czerwone, słodkie owoce mniej więcej w połowie rozpływania się kęsa. Zaraz przybyły truskawki o soczystej słodyczy owoców jędrnych i dojrzałych, ale pojawiły się też takie, które wyszły dziwnie poważnie... słodko, ale jak wino albo nieco przejrzałe, miękkie już owoce. Soczystość rosła za sprawą kwaskawo-cierpkich wiśni, co w połączeniu przełożyło się na nieoczywisty splot. Wskazałabym czereśnie, może nieco egzotyczniejszą acerolę (nie jadłam, ale ponoć smakuje jak czereśnia - a do głowy przyszła mi przez egzotyczny klimat). 

Z drzewami i ich gorzkością owoce wciąż się lekko wiązały... pomogła tu drobna grejpfrutowa nutka. Znów poczułam wątek gliny, rozgrzanego asfaltu... Tylko że opływanego soczystością. Soczystość owoców wydała mi się podkręcona... Trochę niespecjalnie kwaśnymi cytrusami (pomelo? grejpfrut?), ale też... lekką pikanterią? Słodycz rosła, więc te zmieniły się w owocowe desery na bazie śmietanki, może śmietanki i masła (przyozdobione opisanym karmelem).

Owoce mignęły jakimiś ciemniejszymi, wmieszanymi w ziemię i roślinność. Trudno było jednak wśród nich coś uchwycić, bo z czasem, bliżej końca drzewa umocniły kompozycję. Drewno do wędzenia, wędzenie... czyżbym wyłapała śliwki? Trochę kompotowo-ostrzejsza, korzenna nuta się w nich zaplątała. Mignęły orzechy, pojawiły się wyraziste, prażone migdały. Migdały... karmelizowane? Ewentualnie w towarzystwie ozdób ze złocistego karmelu.

Po zjedzeniu został prażony, ciepły posmak, a nawet swoista pikanteria (pomyślałam o lukrecji). Czułam migdały oraz karmelowo-owocowy deser. Było słodko, a jednocześnie wytrawnie. Soczyście, ale nie kwaśno. Utrzymywał się bardzo długo, zwłaszcza pikanteria, która po dłuższym czasie i przejedzeniu większej ilości kojarzyła się z rozgrzanym asfaltem.

Czekolada zachwyciła mnie. Wiśnie i truskawki, a więc moje ulubione owoce letnie, cudownie zmieszały się z drzewami. Bezkresna soczystość i odrobinka korzenności obłędnie się zgrały w dość ciepłym klimacie.
Prażenie, migdały i wiśnie może do pewnego stopnia rzeczywiście przypominają Venezuela Porcelana Noir 100 %, ale podlinkowany to głównie żółte owoce (i kawa). Dzisiejsza to czerwone.
Wiśnie, karmel, cynamon przypomniały mi Pralus Venezuela Trinitario 75 %, który jednak był bardziej orzechowy niż drzewny.


ocena: 10/10
cena: 39 zł (za 100 g; cena półkowa)
kaloryczność: 591 kcal / 100 g
czy kupię znów: tak

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

2 komentarze:

  1. Przez opis aromatu mam ochotę rzucić się do podręcznika szkolnego i działu ze starożytnością :P Z drugiej strony obecnie mogłabym go uznać za biedny informacyjnie, więc wolałabym dobrą książkę, byle popularnonaukową, nie naukową. Kojarzę te kruche pajęczynowe ozdoby, ale raczej nigdy nie jadłam. Sztosowo się prezentują. Smaki niespecjalnie kuszą, ale i nie są złe. Może wyłączając lukrecję. Nie czuję się zainteresowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chrupnęłam raz - paskudztwo. W sensie... no, to karmel palony po prostu, ale jedzenie karmelu osobno nie jest fajne (wg mnie). Mnie w zasadzie z wyglądu się nie podobają raczej. Acz dopuszczam, że mogłoby coś z nimi powstać, co w miarę ładnie by się prezentowało.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.