Z jednej strony bardzo się cieszyłam, że moja przygoda z czekoladami Beskid nie skończyła się, ale z drugiej trochę obawiałam się ze względu na to, co mi zostało. Miałam dwie nowości: jedną o znacznie wyższej zawartości kakao oraz mleczną i ostatnią z pierwszej przesyłki - z dodatkiem. Uwielbiam herbatę, a już w ogóle kocham herbaciane nuty w czystych ciemnych, ale tu bałam się, że wyjdzie za delikatnie. Swoją drogą, ostatnio kilka razy spotkałam się z mocnym przekonaniem o tym, że obecnie młodzi ludzie nie piją ciepłych herbat. Zaskoczyło mnie to. Ja je uwielbiam. Jak to jest u Was?
Beskid Bean-to-Bar Czekolada ciemna 73 % z herbatą Earl Grey to ciemna czekolada o zawartości 73 % kakao (blend) z herbatą Earl Grey.
Gdy tylko otworzyłam opakowanie, poczułam wyrazisty zapach suszonej herbaty liściastej (przy czym byłam w stanie określić, że to "herbata czarna, prawdopodobnie earl grey") oraz samą czekoladę. Na nią złożyły się gorzkie orzechy z ziołową nutą, nasuwającą skojarzenie ze starym parkiem pełnym suchych gałęzi. Słodycz splatała to wszystko. To tak, jakby zalać suche fusy, które zwiększają objętość, a napar nabiera koloru - to działo się ze słodyczą, która herbatę sobą doprawiała. Od subtelnego, palonego karmelu po (zwłaszcza już w trakcie jedzenia) paloną, słodziutką krówkę. Aż w pewnym momencie skojarzyło mi się to z "cioteczkowym przyjęciem herbacianym" (znanym mi tylko z filmów itp.).
Bardzo twarda tabliczka trzaskała głośno, jakby wcale nie chciała się łamać - zupełnie jak żywe, niestare gałązki.
W ustach rozpływała się powoli, dość kremowo, choć chwilami sprawiała wrażenie opornej. Długo zachowywała kształt i formę. Mimo że gęsta i pełna, doszukałam się w niej lekkiej wodnistości (co w sumie do smaku nawet pasowało). Była raczej gładka (bez żadnych fusów) i średnio tłusta. Ogół wydał mi się jak najbardziej przystępny.
Od pierwszej chwili czułam lekką goryczkę. W pierwszej chwili trudno mi było sprecyzować, ale już po chwili ułożyła się w orzechy i zioła; nuty dość suchawe. Drugie odbiły w kierunku ziołowo-herbacianej cierpkości i... suszonej skórki pomarańczy?
Zioła z czasem coraz bardziej zmieniały się w herbaciane tony. Złagodniały więc trochę i przybrały bardziej zawilgoconą postać. W tle pałętała się skórka pomarańczy czy ogólnie lekko goryczkowato-cytrusowy motyw. Dołączył tu karmel, początkowo palony, ale prędko podnoszący słodycz. Oczami wyobraźni zobaczyłam "tea party" z delikatnymi filiżankami z naparem niesiekierą oraz czekoladkami z karmelem, krówkami typu angielskiego (fudge), ale też gęstymi polskimi oraz pomarańczami: kandyzowanymi i karmelizowanymi.
Żeby jednak zbytnio nie zasłodzić, odezwało się wyrazistsze kakao, już jakoś w połowie. Paloność i suchawość podkreśliły przyprawy korzenne, a dla równowagi pojawił się lekki kwasek. Przy całej słodyczy wydał mi się lekko twarogowy albo jak bardzo słodkich, ale z kwaskawą nutką, suszonych owoców. Herbata... z suszkowatej stała się herbatą z cytryną, gdyż (jak by nie patrzeć) na znaczeniu nie traciła. Oczami wyobraźni widziałam ten plaster z grubą skórą, jeszcze taki niepodzióbany łyżeczką, ale już upuszczający sok. Doszukałam się lekko twarogowej nutki. Czyżby podano do tej herbaty sernik (ze skórką pomarańczy?)? Przyprawiony wręcz ostro-korzennie? Wszystko to ponownie podporządkowało się goryczce ziół, z którymi czarna herbata zawiązała spółkę.
Końcówka była bardziej gorzka, herbaciana i już nieznacznie słodka "przełamaną" słodyczą suszonych owoców (pomarańczy i... daktyli? rodzynek?). Wydała mi się lekko orzechowo-drzewna, co podkreśliły przyprawy korzenne.
One, a więc orzechy i przyprawy korzenne, wraz z cierpką goryczką (niemal ściągającą) mocnej herbaty pozostały w posmaku. Owoce - głównie cytrusy - wycofały się, ale nie zniknęły zupełnie, a ostały się jako swoista rześkość.
Czekolada bardzo mi smakowała. Zaskoczyło mnie, jak mocno koniec końców wyszła herbata i jak wyraźnie smakowała. Jako osoba uwielbiająca herbatę, ale nie będąca żadną tam degustatorką (preferuję Tesco finest darjeeling i czarnego Liptona, a z innych to czerwone i zielone "aby mocne") czułam się usatysfakcjonowana. Odważny początek, chwila wytchnienia, coś delikatniejszego, sporo pasujących do herbaty owoców, a potem znów pełna moc - podobał mi się taki rozwój wydarzeń. Także to, jak orzechowo-ziołowe, korzenne i lekko owocowe (cytryna, suszone owoce) kakao dopasowało się, tworząc z early greyem jednoznaczny przekaz. W ogóle w ciemno obstawiałabym, że aromatyzowano ją jakoś pomarańczą! (Earl Grey to właśnie herbata aromatyzowana olejkiem bergamotowym). W ciemno powiedziałabym, że to bliska krewna Beskid Republika Dominikany Hispaniola BIO 70 %, tylko że z dodatkiem.
ocena: 9/10
kupiłam: Słodki Przystanek (dostałam)
cena: 15,90 zł (za 50 g; ja dostałam)
kaloryczność: nie podana
czy kupię znów: mogłabym kiedyś do niej wrócić (np. dostać)
Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, herbata earl grey (0,7%)
Skład: ziarno kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, herbata earl grey (0,7%)
Że niby młodzi ludzie nie piją ciepłej herbaty?? U mnie to bzdura, ja piję codziennie co najmniej jeden ogromny kubek na wieczór ^^ najbardziej lubię czarną, z marek moja ulubiona to Lipton, ale bardzo smakowała mi też Remsey z Biedronki. Ta Remsey oprócz czarnej ma też cudowną herbatkę o smaku grzańca, jeśli kiedyś ją spotkasz (bo niestety nie jest w stałej ofercie) to polecam gorąco ^^
OdpowiedzUsuńWięc jak można się domyślić uwielbiam herbatę, ale mówię o czarnej. Innych kolorów nie za bardzo :p zielonej wręcz nie lubię.
Cieszę się zatem że tutaj w czekoladzie jest Earl Grey, taka herbata bardzo mi smakuje ^^ miło, że wyraźnie ją czuć. Jestem bardzo, bardzo ciekawa jak wyszłaby taka czekolada , herbatą, bo szczerze? Trochę to połączenie mi się gryzie. Może to dlatego że kiedyś piłam herbatę z ziarnem kakao z Lidla i byla tak paskudna, że po kilku łykach wylalam ją do zlewu :p
Z czarnych moja najukochańsza to Darjeeling z Tesco finest (https://ezakupy.tesco.pl/groceries/pl-PL/products/2005100241398), ale że mi Tesco zamknęli, to zapasy oszczędzam i... głównie Liptona piję. Remsey nie lubię, ale Mama jak najbardziej.
UsuńNie, nie, na herbatę grzańca się nie skuszę. Swego czasu miałam fazę na te Loyda i tyle ich piłam, że już myśleć nawet o tego typu herbatach nie mogę, haha.
Ja uwielbiam i zieloną, i czerwoną. Ta ostatnia jest taka... ziemiście-mulista, że dosłownie wyobrażam sobie, jak nią plujesz. :P
Ej, ale też nie można porównać ziarna kakao do całej czekolady... Mnie to połączenie wydaje się bardzo zacne, ale akurat ja to wszelkie ziołowe, właśnie także herbaciane nuty w czekoladach uwielbiam.
PS Po Twoim komentarzu przyszło mi do głowy, że ciekawe, jak by wyszła czekolada nadziana herbacianym... kremem?
Wspominałam Ci o mojej niemiłości do herbat (i kaw) z fusami. Pałęta się to przy zębach, okropność. Nieużywanie sitek w XXI wieku to barbarzyństwo :'D Niemniej aromat piękny. Mam ochotę spacerować po lesie, bo właśnie tam trzaskają pod butami liczne suche gałązki. Z kolei park kojarzy mi się z lasem ujarzmionym, mniej lub bardziej zadbanym i ugładzonym, w którym panuje nieurodzaj suchych gałązek. Korzenie, pomarańcze, kakao - to mi przypomina kompozycję jesienną. Bardzo przyjemną, więc nie pogardziłabym tabliczką.
OdpowiedzUsuńJa nie używam sitek, bo nie widzę sensu. Przecież fusy zostają na dnie. Kolejny powód, że musimy się spotkać. Pokażę Ci. Moje ciężkie, wielkie liściory nie wypływają na wierzch.
UsuńTo masz szczęście, że w niej fusisków wstrętnych nie ma. Swoją drogą, parę razy widziałam herbaciane czekolady z okienkami - właśnie z fusami. Tego to za nic bym nie chciała i nie rozumiem, jak ktoś mógłby to uznać za dobry pomysł. Czy to aby zrobić, czy kupić.
Mnie również przeświadczenie, że młodzi ludzie nie piją ciepłej herbaty wydaje się dziwne. Sama nie wyobrażam sobie wypić do śniadania czegokolwiek innego niż kubka dobrej herbaty. Piję ją na gorąco niezależnie od tego, czy na dworze jest -10 czy ponad 30 stopni. Czarna herbata pasuje mi do ciemnej czekolady znacznie bardziej niż zielona, więc zrecenzowaną przez Ciebie tabliczkę chętnie przygarnęłabym. Wydaje mi się, że widziałam jakieś czekolady Beskid Bean-to-bar w Auchan, więc wkrótce się tam wybiorę. Pewnie wrócę także z jakąś nową herbatą, bo po przeczytaniu tej recenzji naszła mnie ochota na klasycznego Earl Greya a aktualnie nie mam żadnego w szafce.
OdpowiedzUsuńTo tak jak ja zawsze piję ciepłą kawę - w upalny dzień kawa z lodem czy wystygła nie wydaje się fajna. Ale... ja ogólnie nie lubię takich kontrastów, np. idealna temperatura dla mnie na jedzenie lodów to nie wyższa niż te jakieś 20-22 stopnie na polu.
UsuńBeskid w Auchan?! Ja nigdy nie widziałam, ale jak bym stacjonarnie je znalazła, na pewno do kilku z chęcią bym wróciła.
Klasyki nigdy dość!
Rozmawiałam z producentem i niemożliwym jest, byś je tam widziała, bo nie współpracują z siecią Auchan. Szkoda.
Usuń