czwartek, 16 lipca 2020

Lion Pop Choc

Mama wprost uwielbia chrupać wszelkie kulki i draże. Od kolorowych Mimi, Monti z orzechami, przez rodzynki i orzechy w czekoladzie po... różne drobne dziwności. Liony zawsze jakoś dobrze nam się kojarzyły, ale gdy przez babcię zaczęłam mieć ich serdecznie dość, zniknęły z naszego domu. Gdy zdziwiona zobaczyłam te kulki, pomyślałam, że to jakieś dziwo. Potem jednak sobie pomyślałam, że skoro np. Lion Peanut był niezjadliwy przez słodycz, może wersja mini miała jednak jakiś sens? Czytając opis zdziwiłam się jeszcze bardziej. Otóż małe wafelki pozbawiono karmelu. Mało tego! "Polewa kakaowa", która pojawia się w opisie klasyka, w tym przypadku zmieniła się w "czekoladę mleczną". Nie wiedziałam jeszcze, czy się cieszyć. Przyglądając się nieufnie opakowaniu, dalej się dziwiłam. Otóż w przekroju jednej kulki na obrazku wyglądało, że dwie warstwy kremu miały kolor brązowawy, a jedna złoto-beżowy. I mimo że nie podoba mi się taka drobnica, postanowiłam spróbować, skoro KitKat Pop Choc na blogu były. A przy okazji dowiedziałam się (albo raczej przypomniałam, bo wiedziałam, że są, ale na śmierć zapomniałam), że są też płatki śniadaniowe Lion i... płatki-poduszki Lion. Mama kupując chyba myślała, że to one. Ja wiem tylko tyle, że takich produktów wcale bym się bała. Jednak te małe wafelki aż tak mnie nie przerażały. Nawet trochę zaciekawiły.

Lion Pop Choc to "chrupiące wafelki w mlecznej czekoladzie (61%) z chrupkami ryżowymi (5,2%)" w formie małych kulek; produkowane przez Nestle.

Po otwarciu poczułam dziwny zapach, kojarzący się z mączno-wegańskimi produktami zbożowymi i karmelowo przearomatyzowaną polewą. Na pewno nie karmelowy, a jakby udawanego, sztucznego karmelu, z nutą masło-margaryny i cukru, choć ta ostatnia była zaskakująco niska (jak na cukrowego batona). W pierwszych sekundach nie umiałam stwierdzić, czy dziwność przechyla się na plus, czy na minus, ale robiąc zdjęcia doszłam do wniosku, że to nie zapach, a przearomatyzowany smród. Mamie w pierwszej chwili skojarzyło się to z kokosem, "ale takim niefajnym, sztucznym" - a ja pod tym stwierdzeniem mogę podpisać się obiema rękami. Pisząc recenzję przypomniałam sobie, że znałam już taki zapach: to były kulki Nakd Fruit & Nut Nibbles Salted Caramel.

Nie umiem osądzić, czy wafelki wyglądają ładnie. Wiem jednak, że czując ich... zapach, kropki na nich (czyli przebijające kulki ryżowe) mnie odrzucały.
Na dotyk wydawało się, że polewa na kulkach zaraz zacznie się topić, ale nie. Było jej dość sporo i kryła malutkie, twardo-chrupiące, świeże kulki zbożowe.
W przekroju zobaczyłam dużo jasnego kremu (wszystkie warstwy miały ten sam kolor), którym przełożone były lekkie warstwy waflowe. Całość była spójna, nie rozwalała się, a nieźle chrupała. Pod względem struktury byłoby ok, gdyby nie miękko-ulepkowata, rozpływająca się niby opornie, ale dość szybko, tłusto i na nic, polewa (czekolada? nope). Była nieco proszkowa w negatywnym kontekście. Nie pomogły jej świeży, lekkie, bardzo napowietrzone chrupki, które zacnie chrupały i nie wlepiały się w zęby, ani lekki, świeży i delikatny wafelek.
Przełożono go straszliwie tłustym i jeszcze straszniej proszkowo-ziarnistym, chrzęszczącym od cukru kremem. Znikał miękko i raczej prędko, na wodę.

W smaku sama polewa reprezentowała cukrowo-mleczny smak taniej czekolady z wyczuwalnym kakao i mnóstwem aromatu. Myślałam o niej jako o sztucznej czekoladzie: tandetnej i nieprzyjemnej, zalatującej margaryną. Czułam w niej też sztuczny, chemiczny pseudo karmel.

Krem jeszcze tę taniość, tandetę i perfumowość podkreślił, bo i on tak smakował. Na fali margaryny i ogólnej smakowej tłuszczowości wypłynął smak cukrowo-sztuczny. Rzeczywiście karmelowy, ale... właśnie sztuczny. Taki pseudo karmel, zacukrzony do bólu, raczej niepalony, a osadzony w tłuszczu.

Wafelki niewiele wnosiły, nie smakowały niczym szczególnym, a chrupki dodały jedynie lekko zbożowego motywu. Skupiając się, wygryzając je, doszukałam się nawet odrobinki soli, ale w tym wszystkim tonęła. Wprawdzie trochę przełamało to słodycz, ale nie odpychającą taniość i sztuczność.

Chrupiąc całość czuć przesadzoną cukrowość, sztuczny i tani czekoladowy smak i tłuszczowo-karmelowawy akcent.

W zasadzie już wąchając zupełnie straciłam apetyt. Spróbowawszy stwierdziłam, że trzeba mi było posłuchać swego nosa. Wmusiłam w siebie trzy sztuki: jedną rozdłubując i szczegółowo badając wszystkie części, jedną dość szybko chrupiąc, a jednej pozwoliłam rozpływać się w ustach. Ostatni sposób przyprawia o traumę.
Mama zgodziła się, że to okropne zlepki z cukru, margaryny i sztucznego karmelowego posmaku. Doszłyśmy do wniosku, że chyba mimo wszystko polewa była podlejsza od środka, ale trudno w tych kulkach wybierać najgorszą część. W ogóle to nie wiem, co to miało być... nie dali karmelu jak w batonie, a naaromatyzowali...?
Potem jeszcze jakiś okres czasu debatowałyśmy nad tym, jak można coś tak niespożywczego, obrzydliwego wypuścić na rynek...


ocena: 1/10
kupiłam: Mama kupiła
cena: około 5 zł (za 140g; bo trafiła na promocję?)
kaloryczność: 522 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: cukier, mąka pszenna, odtłuszczone mleko w proszku, tłuszcz kakaowy, tłuszcze roślinne (palmowy, shea), miazga kakaowa, chrupki ryżowe 5,2% (mąka ryżowa, cukier, gluten pszenny, olej palmowy, słód pszenny, sól), tłuszcz mleczny, preparat serwatkowy w proszku, substancje glazurujące (guma arabska, szelak), emulgator (lecytyny), aromat, substancja spulchniająca (węglany sodu)

3 komentarze:

  1. Ach, powiem Ci że u mojej babci też zawsze były liony i po pewnym czasie można było mieć ich dość :D a płatki Lion bardzo lubię choć wiem że mają też sporo przeciwników :D dla mnie są bardzo smaczne, ale poduszki Lion i granola - zwłaszcza granola, to jest cudo! - są jeszcze smaczniejsze niz same płatki ^^
    To ciekawe że w tych kulkach jest niby mleczna czekolada, a odebrałyście ją gorzej niż wydawałoby się podlejszą polewę w batonach Lion :D ciekawa jestem czy to klasyczna czekolada Nestle czy jednak jakiś jeszcze inny twór... Bo smakowo wydaje się że to coś innego skoro nawet Mamie nie smakowało :/
    Krem w wafelkach niestety często wychodzi proszkowato i tłusto, ale te w Lionie w sumie mi smakują - może i tu nie byłoby tak źle? A z kolei te kuleczki prześwitujące przez polewę baardzo mi się podobają :D
    W sumie mogłabym spróbować z ciekawości, ale boję się trochę po Twojej recenzji. W sumie spodziewałam się że Tobie raczej nie posmakują, ale Mamie? Chyba jednak się na te kulki nie skusze :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytam wstęp i myślę: ojj, Kingu, zbłądziłaś! Tak się dać podejść sile amożejednakowości, echh. Nawet ja - dawna miłośniczka Lionów i nieustająca plebejskich cudów - wiem, że każdy lionoprodukt bez wyjątku to... Ze dwa tygodnie temu jadłam nowy baton i też się podnieciłam, że nie polewa, a czekolada. Szkoda, że na różnicy w opisie się skończyło :') Co do Twoich dylematów: wg mnie wafelki są piękne (jak Lila Stars <3), ale nie zamierzam ich kupić przez najbliższe... pomyślmy... nigdy lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zważ na to, że Liona klasycznego jadłam tyle lat temu, że... A potem jakoś w ogóle ich nie kojarzyłam, żadnych limitek itp. (tylko Penaut w górach, ale to też tak inaczej). Nie, nie ma usprawiedliwień. Głupia ja i naiwna! I mało życiem nie przypłaciłam!

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.