Nie lubię, gdy niezależnie ode mnie kumuluje mi się za wiele słodyczy / czekolad niezbyt w moim guście. Co innego, gdy to mnie najdzie na coś nietypowego czy postanowię sprawdzić, jak coś tam odbiorę po latach lub zechcę wyrobić sobie zdanie. Gdy jednak ma to związek z np. świadomością, że lepiej zjeść, nim data ważności zacznie się zbliżać... To już gorzej. Gdy więc poczułam się zbytnio takimi rzeczami przytłoczona, uznałam, że to świetny czas na porządnie ciemną tabliczkę Cluizela. Zawsze narzekam na to, że ta marka żałuje zawartości kakao, czasem mi za słodko, za miękko... A tu zapowiadało się coś zupełnie innego. W dodatku blend! Jakoś do blendów mam słabość. Często wydają mi się smakowicie ordynarniejsze niż niektóre z najwyższej półki, gdzie każde ziarno ma swoją historię i rodowód (tak, trochę wyolbrzymiam).
Michel Cluizel Grand Noir / Dark 85 % to ciemna czekolada o zawartości 85 % kakao (blend) z Ameryki Środkowej, Afryki i Jawy.
Gdy tylko rozerwałam sreberko poczułam intensywny, mocno (na granicy przesady) palony zapach i słodycz wanilii, który wyszedł "raczej pozytywnie" (uważam ten duet za ryzykowny, bo w tańszych propozycjach łatwo o mdlący efekt - bardzo ważne są proporcje, jakość itp.). Paloność opierała się na gorzkich motywach drzew i skóry, a także... szyszek. Te właśnie, sugerując drzewa iglaste, mieszały się z pewną rześkością czy chłodkiem. Przy wanilii zaznaczyła się niepewna lukrecja... choć równie dobrze mogła to być też trochę owocowa nuta np. czekoladowego miękkiego placka z waniliowo-jabłkowym farszem.
Ciemna, gładka i lśniąca tabliczka przy łamaniu była odpowiednio twarda, ale wydawała się lekko chrupko-krucha, zwłaszcza przy robieniu kęsów. Trzaskała ładnie, sprawiając wrażenie pełnej.
W ustach okazała się istotnie pełna, dość tłusta w sposób gęsty i trochę mazisty, a trochę wciąż zwarty, na pewno nie zbity. Sama w sobie kojarzyła się z miękkim plackiem z gęstym, owocowym nadzieniem.
W smaku od początku była dość gorzka. Przywiodła na myśl gęstą smołę i niedawno rozlany asfalt... Asfaltową drogę z dwóch stron otoczoną gęstym lasem iglastym. Szczególną uwagę zwróciłam na pnie, korę... To tu mocne palenie podyktowało swoje lekko cierpkie warunki. Smak był intensywny, ale nie chamski. Mocne nuty zdawały się rysować na migdałowym tle. Poczułam kawę. Jakby... teoretycznie delikatną, rozpuszczalną, ale w takich proporcjach woda:kawa, że niemal gęstą, albo gęstą od pianki, która się na niej utworzyła. Wszystko to cechowała gęstość, wilgotność.
Kawa, kakao i migdały dobrały sobie z tych gęstych mokrości nieujawniającą się wcześniej maślaność, tworząc obraz kakaowego, miękkiego i dość tłustego placka z owocową, kwaskawą nutą. Niepewnie postawiłabym na jabłka, może z odrobinką kwaskawej żurawiny. Całość jednak była dość gorzka i nie taka wilgotna, bo oprószona solidną ilością kakao.
Owoce, słodkie i w dodatku dosłodzone wanilią, mniej więcej w połowie nieco przybrały na znaczeniu. Dodały rześkości, która następnie schłodziła paloną kompozycję. Przytoczyła lukrecję, a palone nuty kawy, asfaltu i smoły wepchnęła w bardziej niejednoznacznie drzewne, a palono-drzewne, szyszkowo-drzewne, asfaltowo-drzewne klimaty. Znowu zaplątały się tu migdały. Asfalt zaczął przy tym przechodzić w skórę, pomyślałam więc o meblach z drewna i skóry.
Wirowały, przepychały się, aż w końcu udało się na przód wyjść paloności i skórze. Bliżej końca, mimo właśnie wyczuwalnego mocnego palenia kakao, wzrósł chłód. Skóra, lekko osłodzona wanilią, pozwoliła sobie na zasugerowanie delikatnego kwasku i cierpkości... Może nawet lukrecji? Następnie znów odbiła w bardziej smoliste, nieowocowe klimaty.
W posmaku pozostała słodycz wanilii i silna paloność. Cały czas w głowie zalegał maślany placek z nutką owoców, ale na przodzie znalazły się niemal cierpkawe paloności: drzewa, asfalt, skóra i kawa, a także migdały. Wszystko to jakby osuszone przyjemną pylistością kakao.
Całość wyszła prosto w przekazie, wyraziście i niechamsko. Zdecydowane, konkretne i "ciemne" nuty nie przełożyły się na zbytnią ciężkość, a słodycz trzymała się niskiego poziomu. Zdecydowanie był to popis dobrej gorzkości kawy, asfaltu, drzew i migdałów z ciekawie modelującym wszystko kakao w przystępnym wydaniu. Ciekawe były skojarzenia z plackiem, gdy chodzi i o smak, i strukturę. Może nie takie mocno w moim guście, ale czekolada była smaczna, to nie podlega dyskusji. Podobnie nie wiem, czy jestem przekonana do tak mocnego palenia... nie, że było za mocne, ale czy tutaj pasowało? Sama nie wiem.
Skojarzyła mi się z nieco bardziej uładzoną wersją (dla "wysublimowanych kubeczków smakowych") Pralus Djakarta Criollo - Trinitario 75 %.
ocena: 8/10
kupiłam: Sekrety Czekolady
cena: 18 zł (za 70g; dostałam zniżkę)
kaloryczność: 600,2 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie
Skład: kakao, cukier tłuszcz kakaowy, wanilia burbońska.
To ciekawe, Cluizel był zwykle raczej łagodny. Muszę spróbować tej nowości.
OdpowiedzUsuńWłaśnie! Słodki, tłusty, łagodny... miła niespodzianka. W końcu blend - te rzadko są łagodne.
Usuń"Nie lubię, gdy niezależnie ode mnie kumuluje mi się za wiele słodyczy" - i u mnie chwilowo kropka. Nie wspominałam Ci chyba, że do końca wakacji nie dokupuję ani jednego produktu. Zajmuję się wyjadaniem, żeby wreszcie móc jeść na bieżąco i świeże rzeczy. Marzę o kupowaniu nowości co miesiąc i wyjadaniem ich wtedy, a nie po roku. Wierzę, że mi się uda. To jeden z powodów, dla których poczułam wzruszenie, kiedy odebrałam paczkę. Trochę się bałam, że będzie w niej mnóstwo pysznych, ale przytłaczających rzeczy. A tu nie. Bo mnie znasz. Ech. Po protu... <3
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, czym jest czekoladowy placek z waniliowo-jabłkowym farszem, ale brzmi kozacko. Pewnie masz na myśli placek-ciasto, niemniej ja wolę wyobrażać sobie placek-placek, taki z patelni. Pełna to moje treściwa i pożywna? Ładne określenie. Asfalt lubię wąchać, podobnie jak lakier i farbę :P (Napiszę Ci coś na FB, jak będziesz chciała, a pewnie będziesz :D).
Mnie się wydaje i konkretna, i ciężka. W mojej skali ofc, a ja jestem lvl amator. Spróbowałabym jednak, bo choć brzmi jak wyzwanie, zdaje się to wyzwaniem wartym podjęcia.
Właśnie ja jakiś miesiąc temu już wszystko tak wyjadłam / ogarnęłam, że mam luz. Oczywiście około stu czekolad też, ale że większość ma daty rozłożone na lata 2021-2022, nie są problemem. Właściwie i wcześniej już jak wisiały nade mną z "krótkim terminem" (moje rozumienie: krótki = 4 miesiące do ostatecznego dnia), to mnie męczyło. Bez tego jest cudownie, więc chcę, byś i Ty do tego doszła. Nie mówiłaś mi tego, ale po tym zawaleniu domyślałam się. W ogóle cierpię, jak pomyślę, że musisz jeść coś choćby na granicy nieświeżości. Zasługujesz na słodycze pierwszej klasy i pierwszej świeżości! Znamy się jak dwa stare, łyse koniec, czy jak to tam się mówi. <3 Ewentualnie koń i jednorożec - może być?
UsuńJa też nie mam pojęcia, ale wymyśliłam to sobie. Babcia robiła mi kiedyś takie duże "placki żółte" na całą patelnię, puszyste, pulchne. Takie grube polskie naleśniki - podawała mi je z cukrem pudrem lub dżemem. Przy tej czekoladzie wyobraziłam sobie taki placek zwinięty i nadziany masą z jabłek, posłodzonych wanilią. O, teraz doczytałam. Placek-ciasto? To jest dla mnie dość obce. Chyba nie jest to miękkie? W takim razie... wyobraziłaś sobie, co trzeba! Pewnie, że z patelni! (Ach te odpisywanie, czytając zamiast najpierw przeczytać, a potem odpisać - też tak masz?).
Chcę, pisz na FB!
Tobie może i konkretna, i ciężka, ale czekolady Cluizela ogólnie są w pewien sposób... przystępne, tłuste... takie dość Twoje. Tylko z kolei ich słodycz powala, a że i przeważnie kakao mają DO 70 %, nie kręcą mnie (za słodko, a kakao wciąż za mało).