Początkowo niezbyt mnie ta czekolada ciekawiła. Miała inną nazwę, ale jesienią 2019 widniała jako nowość, mimo że chyba tylko ona się zmieniła. Jakoś przestałam się uganiać za alkoholowymi czekoladami, bo mi wiecznie za bardzo zabijają w smaku czekoladę. W dodatku słodsze kompozycje Zottera przeważnie zaczęły być mi za słodkie. Tę jednak i tak kupiłam, bo (co tu dużo mówić?) Zotter potrafi zaskoczyć i często smakują mi jego czekolady, których w ogóle nie posądziłabym, że są w moim typie. Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że przecież wszystkie ciemne z różnymi czerwonymi winami były boskie. Dlaczego mleczna nie miałaby taka być? I kolejne pytanie: dlaczego wcześniej, spróbowanie czegoś tak innego od ciemnych z winami, nie wydało mi się atrakcyjne?! No tak... do tej dodano białe wino, a tego nie lubię. Niestety w składzie zauważyłam też grappę, której również nie lubię.
Wino wszakże dodano nie byle jakie, a z własnej winiarni Zottera ze styryjskiego Vulkanland, który nazwę odziedziczył po starożytnych wulkanach, gdzie obecnie rosną organiczne jasne winogrona. Pola te wchodzą w część Edible Zoo Zottera (region Sennkogel i Eselgraben). Winogrona są "przeciskane" w słynnej akademii Silberberg... Co mi w sumie niewiele mówi, bo nie znam się na wytwarzaniu wina. No, ale dotarło do mnie tyle, że samodzielny Zotter także wino potrafi zrobić.
Dopiero w dzień przed degustacją tej, a dzień po degustacji Pacari Allspice uzłmysłowiłam sobie, że... no, lepszej okazji do porównania tej jakże mylącej przyprawy być nie mogło.
Aczkolwiek, już przy pierwszym kęsie zdałam sobie sprawę z innej rzeczy... otóż czekoladę już jadłam - to Muscat Wine with Grapes, zmienili tylko opakowanie, nazwę i kolejność przypraw w składzie. Najpierw mnie to nieźle zirytowało. I tam było wino Muscat Ottonel, w tym po prostu Muscaris (mieszanka szczepu Solaris i Muskat Biały), ale wyrobu Zottera. Nie sądzę jednak by miało to (zwłaszcza dla mnie) jakieś szczególne znaczenie. Biorąc to wszystko pod uwagę, postanowiłam nie dodawać aktualizacji, a napisać nowy post.
Zotter Wine to mleczna czekolada o zawartości 40 % kakao nadziewana (58%) kremem z białym winem Muscaris na bazie białej i mlecznej czekolady z grappą, przyprawą "allspice" (ziele angielskie / pimento) i cynamonem oraz z nasączonymi w winie rodzynkami (2%).
Po rozchyleniu papierka poczułam wyraziście mleczny, niemal śmietankowy, słodki zapach czekolady, która oprócz całej swej wręczkarmelowej słodyczy i łagodności, zawierała nutkę przypraw korzennych. W niemal białoczekoladowo waniliowo-śmietankowej toni doszukałam się soczystszej nuty jasnych winogron. Oprócz tego wyraźnie czułam alkohol.
Po przełamaniu nasiliła się słodka korzenność (powiedziałabym, że cynamon i goździki) oraz słodko-soczysty alkohol.
Tabliczka przy łamaniu, mimo twardej i grubej warstwy czekolady wydającej lekkie trzaski, była miękkawa ze względu na bardzo plastyczne nadzienie. Nieco się rwało / ciągnęło. Cechowała je rzadkawość i delikatna lepkość. Zatopiono w nim całkiem sporo rodzynek: całych (choć drobnych) i jędrnych, które przy łamaniu wyciągały się i zostawały w jednej części, drobinek, jak również parę mikroskopijnych skórek.
Czekolada w ustach rozpływała się przyjemnie, w tempie umiarkowanym, mięknąc i zalepiając. Była gęsto-kremowa i gładka, odpowiednio tłusta, dzięki czemu pasowała do znacznie szybciej rozpuszczającego się nadzienia.
Je cechowała już tłustość o wiele bardziej śmietankowa, rzadka i silniejsza. Wyciskało się spod czekolady, maziało i otłuszczało usta. Oprócz dodatku owoców było w zasadzie idealnie gładkie. W zasadzie, bo trafiło mi się parę drobinek pieprzu pimento (nie wiem jednak, czy to efekt przez Zottera zamierzony).
Rodzynki to kilka całych sztuk i połówek w odpowiednim rozmiarze, wszystkie przyjemnie jędrne i soczyste wewnątrz, na wierzchu zaś lekko suchsze. Za tym pewnie stało to, iż zostały nasączone alkoholem. W zasadzie nawet te farfoclo-skórki, których tam się parę znalazło, okazały się soczyste. Drobne, pojedyncze skórki po prostu były i biorąc pod uwagę mazistą konsystencję, na dobre wyszły.
W smaku sama czekolada przywitała mnie silną słodyczą o wydźwięku delikatnego karmelu i mnóstwem naturalnego mleka. Wraz z nutką kakao, kojarzyło mi się to przyjemnie orzechowo-siankowo. Podkarmelizowanie.
Mleczność i karmelowość wzrosły wraz z odsłaniającym się nadzieniem. Przebiło się za sprawą dość mocnego alkoholu, który zaszczypał leciutko w język i rozgrzał gardło. Otworzył drogę cynamonowi. Ten wydał mi się w pewnym momencie wręcz ostro-goryczkowaty. Kompozycja zrobiła się bardzo korzenna; przysięgłabym, że czuję goździki i gałkę muszkatołową. Goryczka przewijała się, coś zasugerowało mi pieprz. Raz i drugi (gdy trafiłam na drobinki), pojawiła się ostrość.
Słodycz nie wystraszyła się, zacnie się temu wszystkiemu podporządkowała, choć dość prędko rosła do poziomu lekkiej przesady. Odebrałam ją jako trochę białoczekoladową. Sporo w niej śmietankowo-maślanych akcentów podkreślonych wanilią, które nakręcały się ze słodko korzennym bukietem i alkoholem. Od razu pomyślałam o czekoladkach Kinder w wersji dla dorosłych. Tu odnalazło swe miejsce wino. Ewidentnie mniej więcej w połowie poczułam białe, niemulące wino. Zaraz jednak doszła do niego też nuta zielonych winogron i ewidentnie winogronowy alkohol. W pewnym momencie wszystko to odebrałam jak przesłodzony, acz mocny likier winogronowy.
Rodzynki poniekąd słodycz przełamały swą soczystością, ale uwypukliły też słodycz i... w pewnym sensie smak wina i grappy. Wydały mi się dość winogronowe jak na rodzynki. Niektóre z nich ewidentnie były podalkoholowione.
Bliżej końca alkohol wydał mi się trochę tłumić poszczególne nuty, ale białej i mlecznej czekolady nie zagłuszył. Zrobiło się bardzo słodko za ich sprawą, a jednocześnie trochę zbyt alkoholowo (nieprzejrzyście).
I właśnie silna, rozgrzewająca, korzennie-karmelowa słodycz pozostała w posmaku wraz z otłuszczeniem / zalepieniem ust i poczuciem alkoholowości, takiej wręcz cukrowej.
We wstępie napisałam, że zirytowałam się, że już jadłam tę czekoladę. Tak, gdy tylko zrobiłam pierwszy kęs, do głowy przyszły mi te alkoholowe kinderki i już wiedziałam, że znam ją. Wprawdzie nie miałam zamiaru do niej wracać, ale trudno. Nowa wydała mi się jednak bardziej ogólnie korzenna niż cynamonowa - a po Pacari Allspice wiem, że to właśnie te "pimento" (ziele angielskie).
Ocenę pozostawiam tę samą, ale niezbyt mnie ta czekolada cieszyła. Owszem, smaczna, ale od razu zaklasyfikowałam ją jako "smaczna, żeby zjeść raz" - a nie wracać. Za miękkie, maziste to dla mnie... za słodko-alkoholowe. Wolałabym gęstsze, bardziej zwarte nadzienie, to pewne. Czekolada nie jest też dokładnie taka sama, bo wino się zmieniło, ale to taka kompozycja, że nie wiem, czy ktokolwiek w jego kwestii wyczuje różnice.
ocena: 9/10
Skład: surowy cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, pełne mleko w proszku, miazga kakaowa, białe wino Muscaris (zawiera siarczany), syrop ryżowy, masło, grappa, odtłuszczone mleko w proszku, rodzynki, słodka serwatka w proszku, pełny cukier trzcinowy, lecytyna sojowa, sproszkowana wanilia, sól, cynamon, ziele angielskie / pieprz / papryka pimento (allspice)
Zapach zajebisty. Konsystencja też, acz minus pieprze (tu bardziej dokucza mi myśl o smaku). Smak czekolady mlecznej, achhh <3 I z nadzieniem ponownie: niemal ideał. Niemal, bo pieprzone pieprze. Kinderki z winem, achhh.
OdpowiedzUsuńBez przesady, tam tyle tego pieprzu było, że... pewnie szłoby kogoś nabrać, że to nuty czegokolwiek innego. Jak normalnie jesz niektóre pieprzne wafle, to by Ci to jakoś specjalnie tu na pewno nie przeszkadzało. Nie przy korzenności, alkoholu i słodyczy w takim wydaniu.
Usuń