środa, 13 października 2021

Duffy's Nicaragua Amarillo 72 % ciemna z Nikaragui

Po tym, jak trafiłam na wyjątkowo liche sreberko Duffy's, tabliczkę zapakowaną jedynie w papier (Philippine South Cotabato 70 %), dobrze pamiętałam cudowne, wręcz pudełeczkowe i przyjemne w dotyku kartoniki dawnych, a i konsystencja samej czekolady wydała mi się nieco odstająca od cudownych dawnych, uznałam, że czym prędzej sięgnę po ostatnią posiadaną (aczkolwiek w opakowaniu jak i wszystkie inne - "pudełeczkowym"). Albo by sprawdzić, czy w istocie marka obniżyła jakość, albo... by odegnać od siebie czarne myśli. Liczyłam, że tamta była jedynie "wypadkiem przy pracy", a nie nową jakością, acz w dzisiejszych czasach jestem bardzo podejrzliwa i sceptyczna. Wyjątkowo pesymistyczna nawet jak na mnie, urodzoną pesymistkę. Mam też nieśmiałą teorię, że Duffy's nie dopracowuje opakowań limitkom, ale to tylko luźna myśl. Dzisiaj prezentowaną także wzięłam za takową, bo z kakao z tego kraju w stałej ofercie jest Nicaragua Juno 70 %. Niemniej, podobna co dziś opublikowana, już była (ja się na nią nie załapałam) w niemal identycznym opakowaniu (ale innego koloru) jako Nicaliso. Opis ze środka głosi, że i tym razem to te ziarna (od kooperatywy Xoco) użyto, więc nie wiem, po co mieszanie nazw. 
W każdym razie, choć lubię mieć zawsze w zanadrzu jakąś Duffy's niczym asa w rękawie, tak tym razem wolałam wiedzieć, jak się sprawy mają.

Duffy's Nicaragua Amarillo 72 % to ciemna czekolada o zawartości 72 % kakao Nicaliso z Nikaragui.

Gdy tylko rozerwałam złotko, poczułam wyrazisty zapach skóry (natychmiast pomyślałam o drogich meblach i ubraniach z czarnej skóry), orzechów i słodu. Niemal natychmiastowo trochę złagodziły je kwiaty (kwiaty? może liście?). Ich charakter podkreślił jednak dym, ale dodał im również słodyczy. Ta reprezentowała karmel, słodki i trochę palony, prosto z czegoś karmelizowanego. Słodycz jednocześnie pozwoliła nutom zachować swoistą soczystość. Dopomogły tu liczne owocowe niuanse. Drogę otwierała im nuta wina, potem pojawiały się owoce wędzone, by pasowały do konwencji. Dopiero z czasem do nosa docierało, że sporo tam także malin i jeżyn, podsyconych kwaśnością świeżych czerwonych porzeczek.

Przy łamaniu tabliczka głośno trzaskała z racji konkretnej, masywnej twardości. Wydała mi się pełna i zbita; bardzo porządna. Przekrój wyglądał na ziarniście-zbity, ale bez kryształków.
W ustach rozpływała się powoli, ale z ochotą, popisując się błogą aksamitnością. Miękła, upuszczała trochę gęstych, lepkawych smug. Były tłustawe i soczyste jednocześnie, przez co skojarzyły mi się z... konfiturami-powidłami z wtopioną czekoladą / nugatem. Jakby tak zrobić z nich krem / dżem czekoladowy, pozostawiający może jedynie domniemanie pylistości.

Pierwsza w ustach rozbrzmiała słodycz karmelu. Mignął mi karmelizowany słód i ogólnie "karmelizowanie", nie tyle karmel sam w sobie. Wyszedł palony, ale delikatnie, ogólnie nienachalnie, choć słodycz szybko rosła.

W tle mignęły mi słodziutkie owoce: maliny dojrzałe jak to tylko możliwe i takowe przerabiane na jakiś mleczny, delikatny krem (koloru jasnoróżowego). Doszukałam się niemal pudrowej sugestii. Może to jakieś mleko malinowe? Wydało mi się otoczone, otulone delikatnymi kwiatami o jasnych, aksamitnych płatkach.

Po paru chwilach jednak wkroczyła skóra i gorzkość. Gorzkość skóry, specyficzny motyw skórzanych mebli i ubrań... wydały mi się nieco przesiąknięte dymem.

Dym otoczył również orzechy, dokładając je do karmelizowania. Goryczka i słodycz splotły się dzięki nim. Orzechy reprezentowały motyw lekko palono-prażony, drzewny, słodowy. Słód właśnie wydał mi się chwilowo kwaskawy, kiedy to trafił na owoce w tle. Zaczął coś z nimi na tyłach kręcić, dokładając im charakteru.
W połowie rozpływania się kęsa pomyślałam jednak o prażonych fistaszkach i nerkowcach. Może z odrobinką soli...? Pewna łagodna mleczność, maślaność zasugerowała krem... masło orzechowe! Z mieszanki, niejednoznaczne, naturalne. W mojej głowie powstał też obraz jesiennych drzew o złotych liściach wirujących na wietrze i... opadających na ziemię, pośród zalegające już, wilgotne sterty. To też drewno... zawilgocone.

Z czasem wszelkie łagodniejsze, mleczno-maślane wątki zostały wmieszane w orzechy. Słód i skóra z kolei podrasowały owoce. Oto maliny zmieniły się w wiśnie i czerwone wino. Wyobraziłam sobie leżakujące w drewnianych beczkach. Teraz to ono kontrolowało słodkie maliny i kwiaty, mieszając je w swych nutach. Odnotowałam przy nim wędzoną goryczkę owoców. Pomyślałam o niemal czarnych, pomarszczonych skórkach... i wciąż o skórze ubraniowo-meblowej. Kwaśność czerwonych owoców świetnie sobie z tym radziła, dodając lekkości i soczystości. Słodkie maliny w dużej mierze uległy kwaśnym wiśniom i czerwonym porzeczkom.

Słodowo-skórzany splot wydał mi się nagle aż nieco ziemisty. Z owoców poczułam też jeżyny i ich cierpkość, ale znów: splotło się to nierozerwalnie ze słodyczą. Jeżyny, wędzone śliwki... stały się gęstymi i lepkimi dżemami... czekoladowymi? Cierpkość kakao, słodu i orzechów nie odstępowała owoców ani na krok. Zupełnie jakby te przemielone, podduszone owoce zmieszać z roztopioną czekoladą.

Bliżej końca dżemy / kremy wydały mi się nieco kwiatowe. Wciąż dosłodzone-karmelizowane, ale lżej... Zamiast na drzewa coraz bardziej zwracałam uwagę na liście. Pomyślałam o jesiennych kwiatach, a potem też o orzechach w formie łagodniejszej... Też może z nutką karmelu, ale pod koniec na pewno jako krem / masło orzechowe? Z nerkowców?

W posmaku zostały właśnie delikatne orzechy, ale też cierpkość słodu, skóry i dymu. Wszystkie dziwnie złagodzone, karmelizowane i otulone nutą kwiatów z pudrowym echem. Gorzkość była raczej niska, choć... była i wiązała się z owocami (wędzeniem? czekoladowym dżemem?). Odrobinka kwasku rozgoniła potencjalną tłustość. Należała do czerwonych owoców w formie słodkich, delikatnych kremów i delikatnego wina.

Bardzo podobało mi się "splecenie nut ze słodyczą", np. "orzechy, słody karmelizowane", a nie "orzechy, słód i karmel" i "słodko-cierpko-goryczkowate owoce", nie zaś "owoce i słodkie, i cierpkie, i goryczkowate". Dzięki temu wszystko było spójne. Mimo wielu owoców, czekolada wcale nie wyszła tak owocowo, jak można by się spodziewać, a należycie poważnie i gorzko. Owoce kojarzące się z kwaśnością (czerwone porzeczki, maliny) wyszły tu w formie "na słodko" (choć z kwaskiem). Orzechy niby też były "ukremowione", ale na masło orzechowe, a temu charakteru nie brak. Bardzo polubiłam jej skórzany, męski charakter. Duffy's pokazała, że potrafi!

Pamiętałam owocową cierpkość Duffy's Nicaragua Juno 70 %, która do jeżyn i wiśni dodała jogurt grecki. Dzisiaj opisywana wyszła poważniej, bo skórzano-orzechowo, nie zaś ziemiście, maślanie, śmietankowo jak podlinkowana. Obie były bardzo słodkie, ale dzisiaj opisywana chyba bardziej "słodyczą ukryta", bo podlinkowana to odważny miód i figi. 
Obie smakowały zupełnie inaczej, a jednak punkty wspólne się znalazły.
Palona, karmelowa, fistaszkowa i podobnie owocowa (czerwone plus śliwki), śmietankowa w łagodzący sposób była pyszna A. Morin Nicaragua Nicalizo Noir 70 %.
Dym i "karmel nie sam w sobie" (w przypadku podlinkowanego zwęglono-karmelizowany kokos), "tonowanie nut" (w przypadku Duffy's kwiaty i kremowość, Palusa kokosowość) wydały mi się podobne co w Pralus Nicaragua 75 %, jednak podlinkowana była charakterniejsza, pikantna.


ocena: 10/10
cena: £6.95  (za 60 g)
kaloryczność: 600 kcal / 100 g
czy znów kupię: mogłabym, gdyby była dostępna w Polsce

Skład: ziarna kakao, cukier trzcinowy, tłuszcz kakaowy, lecytyna słonecznikowa

2 komentarze:

  1. Szata graficzna kojarzy mi się z "podręcznikiem" studenckim (książką popularnonaukową lub naukową) z zakresu historii kultury i cywilizacji. Bomba :) Zapach, nawet skóry - dla Ciebie meblowy - poprowadził mnie właśnie w tym kierunku. Dawne plemiona, może już pierwsze osady, gdzie wyspecjalizowani członkowie społeczności zajmowali się garbowaniem skóry upolowanych zwierząt. Dym - wiadomo, wierny towarzysz ognisk. Kwiaty, karmel, słodycz okolicznych łąk i niezbyt głębokich lasów. Twardość tabliczki odpowiadająca twardości prehistorycznych narzędzi ręcznych. Orzechy to już głębsze zakamarki lasu, gdzie kwiaty się nie rozwijają, ewentualnie występują tylko gatunki cieniolubne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście ma coś z okładki, oczywiście tytułu takiego, który czyta się z ochotą.

      W zacnym kierunku skojarzeniowym poszłaś. Mnie przyszedł teraz do głowy gabinet archeologa, który właśnie wrócił z odkrywania pozostałości po Twoich plemionach.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.