wtorek, 23 stycznia 2018

Ritter Sport Peppermint ciemna 50 % z nadzieniem miętowym

Naprawdę nie mogę zrozumieć, jak można nie lubić połączenia mięty i czekolady. Inną kwestią jest to, że właściwie nie jadłam wielu ogólnodostępnych słodyczy przedstawiających to połączenie. Może dlatego, że i na zbyt wiele nie trafiłam? Jak by nie było, jakiś czas temu naszła mnie taka ochota na czekolady z miętą, że postanowiłam zakupić także kilka zwyklejszych.

Ritter Sport Peppermint to ciemna czekolada o zawartości 50 % kakao z nadzieniem miętowym (40%).

Od razu po otwarciu poczułam silny zapach mięty i ciemnej czekolady, z których dominowała ta pierwsza. Wydała mi się chłodnawa, odrobinkę sztucznawa, ale nawet smakowita, bo wkomponowana w klimat "czekoladek miętowych".

Przy łamaniu tabliczka trzasnęła. Nadzienie dało się oddzielić od czekolady, gdyż było ono zbite, mimo że lepkie i miękkie też. Zachowywało jednak kształt przy odłupywaniu wierzchu.
Czekolada - ku mojemu zaskoczeniu - mimo twardości rozpływała się raczej kremowo (bałam się, że będzie "skorupą" jak w RS Marzipan), tworząc gładkie przejście do nadzienia. Ono w ustach wcale już aż tak zbite się nie wydawało - przybierało bardziej "rozchodzącą się", mazistą formę. Trochę tłustawe i lukrowe.

W kwestii smaku trudno powiedzieć coś o samej czekoladzie oprócz tego, że mimo wyraźnie wyczuwalnego kakao, wyszła bardzo słodko. Cała nasiąkła bowiem nadzieniem do tego stopnia, że miętę czuć nawet, gdy próbuje się kawałek nie dotykający nadzienia (tam, gdzie się łamie). Ogólnie odniosłam więc wrażenie, że czekolada smakowała całkiem nieźle, ale za mało wyraziście w stosunku do nadzienia.

Albo to nadzienie miało za mocny smak. Zdominowało całość bardzo szybko, bo chłodzący motyw czuć od początku, a potem rozkręcała się silna słodycz o właśnie chłodzącym charakterze. Wraz z także po prostu smakiem mięty przełożyła się na skojarzenie z Mentosami (próbowałam jakieś kilkanaście lat temu, więc to właściwie wyobrażenie o nich), czymś takim miętowo-cukierkowo-lukrowym, czyli sztucznawym, ale wciąż spożywczym (a nie pastodozębnym).

Jako jednak, że kakaowa czekolada cały czas plątała się gdzieś w tle, zawracała skojarzenia ku "miętowym czekoladkom" a nie po prostu cukrowo-miętowym cukierkom. I całe szczęście, bo od wszelkich gumo-cukierków itp. trzymam się z daleka.

W posmaku została cukrowa mięta, poczucie ochłodzenia i miętowego odświeżenia w ustach oraz wątłe wspomnienie czekolady. Całość wyszła więc za słodko, bardzo intensywnie, ale w gruncie rzeczy... i tak lepiej, niż się spodziewałam. Jakoś tam zjadłam tę tabliczkę, bo od biedy może być. Na pewno wyszła bardziej czekoladowo niż RS Marzipan (tam była "skorupa" zamiast czekolady), ale - paradoksalnie - mniej czekoladowo od pastylek Goplany (kiedyś je uwielbiałam, ostatnio przypomniałam sobie i, mimo że już takiego zachwytu nie wywołują, to nadal uważam je za bardzo dobre w swojej kategorii; btw malutkie bezsensowne wyliczenie: gdyby były czekoladą 100g, kosztowałyby 2,4 zł - haha)


ocena: 7/10
kupiłam: Lidl
cena: 4,99 zł
kaloryczność: 493 kcal / 100 g
czy znów kupię: nie

Skład: cukier, miazga kakaowa, tłuszcz roślinny (palmowy, kokosowy), tłuszcz kakaowy, syrop glukozowy, stabilizator: syrop sorbitolowy, tłuszcz mleczny, lecytyna sojowa, olejek z mięty pieprzowej

14 komentarzy:

  1. Wydaje mi się, że jak ktoś nie lubi lub nie może miety to nie polubi tego połączenia.. to nie jest połączenie dla każdego :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Miętę w czekoladzie łatwo popsuć, pamiętam jak naciąłem się na Chocolate and Love Mint 67%. Z drugiej strony jest Zotter i Pacari (no właśnie, kiedy recenzja pełnej tabliczki Andean Mint?).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W marcu będzie! :D Jako ukoronowanie, bo najpierw parę gorszych nadziewajek.

      Usuń
  3. To chyba jedyna Ritter Sport, której nie chcę spróbować ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. A my nie możemy zrozumieć jak można lubić to połączenie xD xD xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To takie połączenie dla "niektórych" kubków smakowych xD

      Usuń
  5. Podobnie jak Ty uwielbiam połączenie mięty i czekolady, ale rozumiem czemu wiele osób go unika. Po prostu w wielu tańszych słodyczach masa miętowa przypomina smakiem i konsystencją pastę do zębów. Pamiętam, że Ritter Sport Pepermint smakował mi (i nie miał nic wspólnego z pastą do zębów), więc chętnie wrócę do tej tabliczki. Zdziwiłam się, że pastylki Goplany wypadły lepiej od niej i chyba ich również poszukam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ja jednak i tak nie rozumiem, bo jednak RS nie jest jakiś z wyższej półki, a tańsze słodycze... no nie wiem, w cenie 1 zł za 100 g to wszystko będzie raczej paskudne.
      Tak, te pastylki są naprawdę dobre, ale ważne, żeby były świeże (kupując na wagę trzeba uważać).

      Usuń
  6. Jestem ciekawa, jak odebrałabym ją teraz, kiedy już w pewnym stopniu oswoiłam się z połączeniem mięty i czekolady. Czasem odnoszę wrażenie, że podpisywanie się pod starymi recenzjami jest bez sensu. Gust się zmienia, a rzeczy, które kiedyś mnie jarały, dziś pozostawiają obojętną. I na odwrót.

    PS Wstęp: "jak można nie lubię połączenia mięty i czekolady".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale z ciemną czekoladą i solą nie oswoiłaś się, jak trzeba! :P
      A wiesz... to zależy. Według mnie np. stosunek do pewnych czekolad u mnie nie zmieniłby się teraz ani trochę. Nuty smakowe (te główne, najwyrazistsze, nie pomniejsze skojarzenia), też są jakoby aktualne. Jednak nic, tak jak recenzje, nie pokazuje tak dobrze właśnie zmiany gustu, co właśnie jest fajne. Ja tam piszę głównie właśnie dla siebie, więc z tym podpisywaniem się to... też tak masz?

      PS Haha, dzięki za czujność. Już poprawiłam.

      Usuń
  7. Pierwsze zdanie Twojego komentarza się rozmazało. Musiałaś przejechać palcem tuż po napisaniu. Nie zobaczę tego, co tam jest. Trudno.

    Tak, ja też piszę w dużej mierze dla siebie. Żeby pamiętać (notatek w pamiętniku po kilku latach nie sposób znaleźć na szybko). Publikuję moje opinie, bo wiem, że przy okazji przydadzą się komuś innemu. Gdyby tak nie było, nie recenzowałabym produktów, które są na rynku od lat i każdy je zna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A sól Ci w oko!

      Haha, znalazłam mój "słodyczowy zeszyt" z liceum - nie do ogarnięcia. O taak, to prawda. Też masz taki paniczny lęk, który czasem Cię napada, że np. padnie jakiś serwer i wywali bloga czy coś? Znajoma mi kiedyś opowiadała, jak to miała forum na jakimś socjum pl i zamknęli cały serwis, a jej praca poszła na marne i ja tak czasami się boję, że coś się z tymi recenzjami stanie. :> Dochodzę do wniosku, że dziwadło ze mnie, tak ogólnie.

      Usuń
    2. Firmy hostingowe muszą się zabezpieczać, inaczej nikt by im nie zaufał. Coś złego zdarzyć może się zawsze, ale... nie, nie boję się. Nie wierzę, że mi się to przytrafi.

      Usuń
    3. Znaczy, ja też się tego nie boję, kieruję się logiką, ale czasem mnie to tak dziwnie niezależnie ode mnie nachodzi i to jest dziwne. Jak byłam mała, nachodził mnie taki dziwny lęk czasami, jak miałam przejść koło piwnicy, że będzie tam stał pijak. Wiedziałam, że nie będzie, ale lęk nagle, na sekundę lub dwie, się pojawiał, haha.

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.