piątek, 27 kwietnia 2018

Wedel Mleczna Truskawkowa z nadzieniem mlecznym

Nie lubię być do czegoś głupio uprzedzona, ale też np. nie funkcjonuje u mnie coś takiego jak "smak dzieciństwa". Dzisiejsza recenzja jest o dość kontrowersyjnej czekoladzie. Z tego co wiem, to właśnie "smak z dzieciństwa" wielu osób, jednak w moim przypadku... byłby to raczej koszmar z dzieciństwa. Mała ja nienawidziłam truskawkowych słodyczy, a i nie lubiłam mlecznego Wedla (zawsze kojarzył mi się "piankowo", z również nielubianymi ptasimi mleczkami itp.), od tej czekolady trzymałam się więc jak najdalej, przez co obecnie już nawet straciłam pewność, czy kiedykolwiek ją jadłam. Obecnie truskawkowe słodycz traktuję jak wszystkie inne, a Wedel jest mi obojętny (jadłam kilka okropnych rzeczy, ale trafiłam i na smacznego CzekoWafla, chałwę piernikową). Byłam ciekawa, jak odbiorę tę czekoladę po zjedzeniu naprawdę wielu prawdziwych, jak i tych zwykłych czekolad, "na świeżo i na chłodno", bez emocji. Świadomość posiadania truskawkowego nadziewanego Lindta i chęć porównania tylko mi dopingowały, niczym wyjątkowo słodziaśnie-różowiaste cheerleaderki.


E. Wedel Mleczna Truskawkowa to czekolada mleczna z nadzieniem truskawkowym i mlecznym.
Zawiera min. 29% składników kakaowych, 14% mlecznych i 1,3% soku truskawkowego.

Gdy tylko otworzyłam opakowanie, pomyślałam, że naprawdę nie lubię dostawać czekolad - ludzie ich nie szanują, a mnie takie połamane irytują. Jak się jednak okazało, tabliczka Wedla do łamania była jakaś dziwna. Niby miękko-tłusta, ale po bokach gruba i taka "źle się łamiąca" (nie po wyznaczonych liniach).  Okropna, niewygodna tabliczka z kostkami-gigantami, które trudno ugryźć, a na raz się nie da... Zły początek.

Jednak bardziej niż wygląd, uderzył mnie zapach. Jego moc chyba najlepiej opisze sytuacja, że natychmiast usłyszałam pytanie Mamy z pokoju obok "mogę już wziąć?". Czekała bowiem na swoją część, aż porobię zdjęcia. Tak, strasznie silny zapach był wszędzie. To truskawka maksymalnie podkręcona. Mnóstwo w tym słodyczy, czekolada daleko w tle. Wyraźnie chemiczno-marmoladowe, ale tragiczne jeszcze nie było.

Czekolada okazała się bardzo tłusta i proszkowa do granic możliwości w negatywnym sensie.
Nadzienie także było tłusto-proszkowe, ale chyba nieco gładsze. Jedno i drugie strasznie oblepiało gębę.
Część owocowa to gęsty, klejący dżem o niegładkiej, jakby zgrudkowanej żelatyną strukturze. Kostki w ustach szybko się rozwalały, marmolada rozpływała się, a reszta męczyła mnie jeszcze chwilę (o wiele za długą!).

Czekolada smakowała cukrem i mlekiem w dziwnym kontekście, który od lat kojarzy mi się z jakimiś piankami itp.

Skojarzenie to podbijało białe nadzienie. To w zasadzie zbitka mleka w proszku i cukru, w dodatku z posmakiem margaryny. Nasiąkło nieco dżemorem i kojarzyło mi się nie tylko z piankami, ale i z cukrem pudrem.

Nadzienie owocowe było przede wszystkim słodkie i truskawkowe w sztuczny sposób. To kojarzyło mi się niemal słodzikowo, tak chłodząco-chemicznie. Miało w sobie element "czerwonej marmolady", a więc w zasadzie nie wiadomo czego, ale ewidentnie dżemowo-marmoladowego i cukierkowego. Pojawiał się także kwasek, może nie przyjemny, ale przy tym wszystkim też nie potworny. Sztuczność strasznie dawała się we znaki. Najgorszy był niecodziennie mocny, straszliwy i napastliwy posmak.

Irytującemu posmakowi chemii w ustach wtórowała cukrowość i jakieś... mało mleczne mleko.

Całość wyszła więc przeraźliwie proszkowo. To proszek rozrobiony w tłustości, który zalepia i dręczy cukrowością. Sztuczność czuć od otwarcia do (w moim przypadku) zapicia herbatą i umycia zębów.
Czekolada ma według mnie złe proporcje. Za dużo w niej białego czegoś, chemii, a za mało truskawek. Gdyby sama czekolada była lepsza, też mogłoby być jej więcej w miejsce bieli. Muszę przyznać, że to twór zjadliwy - dla rzetelnego napisania recenzji zjadłam 3 kostki i czułam niesmak i chemię, zacukrzenie, ale nie traumę. Biorąc pod uwagę cenę, uważam, że czekolada jest po prostu poniżej przeciętności, a nie że to jakieś najgorsze zło na świecie.
Mamie smakowała bardziej, ale też się dziwiła, że ta truskawka była aż tak sztuczna.


 ocena: 3/10
kupiłam: dostałam
cena: -
kaloryczność: 499 kcal / 100 g
czy kupię znów: nie

Skład: czekolada mleczna 50% (cukier, tłuszcz kakaowy, mleko pełne w proszku, miazga kakaowa, serwatka w proszku, tłuszcz mleczny, emulgatory: lecytyna sojowa, E476; aromat), cukier, tłuszcz roślinny (palmowy), zagęszczony przecier jabłkowy, wsad truskawkowy (syrop glukozowo-fruktozowy, cukier, skrobia modyfikowana, koncentrat soku truskawkowego, kwas cytrynowy, stabilizator: pektyny; aromat, barwnik: koszenila), mleko pełne w proszku, serwatka w proszku, substancja utrzymująca wilgoć (sorbitole), spirytus 0,3%, aromat, lecytyna sojowa, koncentrat czarnego bzu, kwas cytrynowy

40 komentarzy:

  1. Nie ma się co dziwić, że truskawka sztuczna, skoro prawie w ogóle nie ma jej w składzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale mogli zrobić delikatny posmak, a nie... Już jadłam i Lindta wspomnianego we wstępie i w jego składzie też dużo truskawek nie było, ale smak truskawki był łagodny, a nie taki atakujący jak jaskiniowiec maczugą.

      Usuń
  2. Mnie jakoś nigdy nie ciągnęło do czekolad z nadzieniem. Jakoś mi nie podchodzą.

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie funkcjonują smaki dzieciństwa i co prawda nie przepadłam za truskawkowymi smakami w słodyczach, bo ciekawsze były dla mnie czekoladowe i orzechowe, ale z braku laku i to zjadłam ;) Teraz nie będę się wypierać i lubię truskawkoweoweowe pochodne, więc jestem przekonana, że i ten Wedel by mi baaardzo posmakował ^^ Ba! Pewnie wpierdzieliłabym całą na raz xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie z kolei nigdy nie funkcjonowało "z braku laku", bo jak nie przepadałam, to nie jadłam.
      O tak, mógłby Ci posmakować, choć czy aż tak bardzo? Nie wiem.
      Swoją drogą, nie wyobrażam sobie zostawić pysznej czekolady "na potem". Standardowe tabliczki opierniczam i już (i mam jeszcze kategorię "czekolady do zagryzania, czyli smaczne, które znam i którymi zagryzam paskudy, jak nadal chcę coś z słodyczy). A Ty? Masz podobnie?

      Usuń
    2. Eee... u mnie jak miałam chęć na słodkie to nawet alkoholowe cukierki szły z choinki co ich nie znosiłam ;D Cóż... moje zapotrzebowanie na cukier było trochę większe niż rówieśników xD

      Myślę, że mogłabym być zachwycona bo chyba ją nawet jadłam i wspominam ją naprawdę błogo i frywolnie :D

      Niestety nie mam tak. Jem datami, ale zdarzają się zachcianki i się wyłamuje z produktami, niestety w przypadku czekolad za rzadko to się zdarza ;)

      Usuń
    3. Ale nie rozumiem, co do tego mają daty, bo ja też jem datami raczej, choć w moim przypadku są dłuuugie (np. mam dużo czekolad do 2019-2020), więc i swoboda większa. Chodzi mi jednak o to, że np. otwierasz dziś Wedla truskawkowego i okazał się boski, więc go dziś zjadasz, czy np. otwierasz go dziś, ale jest tak pyszny, że zostawiasz trochę na jutro itd. Bo już kwestia planowania to jest indywidualna: można przecież na czekoladę planować dzień, można dwa. A pytam, bo raz i drugi trafiłam na czyjąś opinię, że "baton był tak pyszny, że aż zostawiłam trochę na kolejny dzień" - u mnie by to za nic, nigdy nie przeszło. :P

      Usuń
    4. Wybacz, ale źle Cię zrozumiałam być może dlatego, że nawet jak jest coś dla mnie pyszne to jak jest w ilości większej niż tylko dla jednej osoby np. czekolada, to nigdy praktycznie nie zjadam jej sama ;) Nawet jak jest obłędna, ale rzeczywiście czasem wyjątki od reguły się zdarzały ^^ Ponadto ja jem w większości plebejskie słodycze, a ich daty nie są tak odporne na czas jak w przypadku Twoich czekolad, więc przez większość słodyczy pędzę jak szalona i nie mogę sobie pozwalać na smakowanie ich tygodniami :D Baton jest jednoporcjowy, więc nie wyobrażam go sobie zostawić na drugi dzień, ale na przykład ciastka po odebraniu dla siebie jakiejś tam porcji od razu z marszu wydaje ;) Mam nadzieję, że coś Ci to rozjaśniło ;)

      Usuń
    5. A, no to tak. O to mi chodziło. :D W sensie no właśnie, w kwestii ciastek: zostawiasz sobie porcję ("dla jednej osoby" - w tym przypadku dla Ciebie, bo wiadomo że jak mają i po 200 g to nikt by chyba nie przeżarł) i ją zjadasz, a nie, że np. miałabyś sobie "jedno na potem zostawić". Czyli tak jak myślałam, coś do recenzji = zjedzenie tego i spokój? Lubię tak, a nie po kostce czy po ciastku przez kilka dni. I wiadomo, że u mnie "1 tabliczka czekolady 1 dnia" to też trochę inaczej, bo te moje zazwyczaj mają po 70 gramów.

      Usuń
    6. spokój na wieki wieków ;) Choć czasem przyznam się bez bicia, że zostawiam sobie sztukę np. ciastka, albo pasek czekolady bo polubiłam obserwować jak się zmienia ich tekstura pod wpływem ciepła w owsiance! Taka profanacja :D To pojedyncze przypadki, ale się nie wyprę. Owsiankę jem 3-4 razy w tygodniu, no chyba, że nie mam na Uczelnię tak jak teraz to niemal codziennie :)

      Usuń
    7. Ale to takie... zostawianie celowe, do czegoś, bo przecież całej czekolady do owsianki nie wrzucisz.
      Oj... wiem, że wiesz, ale i tak muszę napisać, ja bym tak nigdy nie zrobiła! U mnie owsianka dzień w dzień i... zawsze jest to po prostu mleko + płatki. "Czysta nuda", jak to kiedyś koleżanka jedna podsumowała, ale w takim razie jestem nudziarą i dobrze mi z tym.

      Usuń
    8. grunt, że Tobie z tym dobrze, tak Ci smakuje, sprawdza się, więc innych opinię zachowaj gdzieś ;) U mnie owsianka to zawsze z dodatkiem jakiegoś warzywa, albo owocu ,,wgotowanego". Całą jesień, zimę i teraz jem z marchewką, ale tylko czekać jak pojawi się np. cukinia ;) Bez nich wydaje mi się zbyt uboga, ale to moje odczucie. Zresztą wtedy zwiększa się objętość, a ja zbytnio uwielbiam długo jeść i to już też nie jest normalne xD

      Usuń
    9. Szczerze to zawsze opinię innych mam gdzieś. W sensie, że nic na mnie nie wpływa.

      Owsianka z warzywem? To mi się trochę dzikie wydaje. Kiedyś próbowałam z dynią i spoko była, chociaż nie w moim stylu. To takie "mogę zjeść, bo smaczne, ale wolę po swojemu".

      Właśnie ja też uwielbiam długo wszystko jeść! I to tak wydłużam czasami specjalnie nienaturalnie... Zdarza mi się np. jedząc owsiankę dłuuugo przeżuwać, a miskę w tym czasie przykrywać gazetą, by jeszcze wolniej stygła.
      Ej, Ty mi kiedyś na instagramie komentarz napisałaś, że Ty gdybyś miała coś długo jeść, to zniosłabyś jajko. :P Myślałam więc, że nie lubisz długo jeść. U mnie to jest jeszcze kwestia tego, że lubię jeść bardzo długo, ale nie lubię jeść bardzo dużo objętościowo, w sensie nie lubię się za bardzo zapchać, ale to nie wiem, na ile lubienie / nielubienie, a sprawa bardziej fizyczna.

      Usuń
    10. Dzwine? To co ja mam powiedzieć na Twoje nietypowe połączenia na kanapkach i wybierane potrawy jak masz okazję coś degustować? Albo te czekolady z dodatkami- to jest dla mnie abstrakcyjne :D Zależy od osoby i punktu widzenia ;)

      Spróbuj zatem kiedyś z ciekawości z warzywem, albo raz z jedną ciemną kostką jakiejś swojej czekolady. Jak Ci nie posmakuje, to przynajmniej daje Ci gwarancję, że będziesz jadła dłużej niż kiedykolwiek i wybije Ci to z głowy na wieki xD
      To źle się zrozumiałyśmy ;) Nienawidzę długo recenzować i kontemplować produkt, bo aż zaczyna mi z uszu mózg parować hahaha :D A jeść długo bez zobowiązań kocham! Również nienaturalnie długo przedłużam te posiłki co mogę, bo na przykład jak spieszy mi się na Uczelnię to nie pozwalam sobie na odwalanie takich rytuałów :D

      Usuń
    11. Na kanapkach mam stałe połączenie i bardzo rzadko robię wyjątki (tylko tyle, co wrzucam na instragama). xD Choć nie ukrywam, że to raczej góry, a nie kanapki (ale zawsze te same wierzchy!). E, no ale właśnie... na insta wrzucam tylko te ciekawe rzeczy, a pomyśl, że jak nic nie wrzucam, to moje posiłki wyglądają bardzo schematycznie (lubię tak).

      Mówię Ci, że z dynią próbowałam i dlatego do innych warzyw w owsiance mnie nie ciągnie. Raz i z czekoladą próbowałam - okropieństwo! Czekolada topi się i nie jest czekoladą, a jakąś gęstwiną, gamołką, wierzch robi się od niej słodki, a potem mleku i płatkom jakoś smak ucieka... Dziwnie niewyraziste. Oj nie, nie. Nie smakowało mi. I właśnie takie coś zjadłam szybko, bo nie chciałam z tym dłużej siedzieć. :>

      Aaa... A ja kocham i długo degustować czekolady (jak to takie bogactwo smaków, to mi się nie dziw!) i długo jeść bez zobowiązań. Też na śniadanie wstaję bardzo wcześnie od lat, by zjeść je na spokojnie coś oglądając. Zawsze wolę wyjść z domu wcześniej, niż się spieszyć.

      Pięknie się różnimy.

      Usuń
    12. Piękne podsumowanie! ;)

      Nie jestem schematyczna w jedzeniu, ale w życiu... Jestem zaprogramowana jak robot i brakuje mi spontaniczności. Niby tak lubię i czuję się bezpiecznie, z drugiej strony serce mi zaciska kiedy widzę ile na tym tracę...

      Hahahaha, biednaś Ty! :D A ja tak lubię, widzisz jaki... Gamoł ze mnie?! ^^

      Kobieto... Ja wstaję o 6, a kładę się spać ostatnio o 1... Mam teraz zacząć wstawać o 5? xD A ja czasem nawet i tak nie prześpię tego co zwykle bo z tym snem to mam różne przejścia... Nie pamiętam kiedy ostatnio przespałam 6 godzin ^^"

      Usuń
    13. Fajniusi gamoł. :D

      Ja wstaję po 5 i chodzę spać przed 1. Też mało sypiam, ale w sumie nie chciałabym spać więcej. Zawsze mam tyle rzeczy do zrobienia, że...

      Usuń
    14. Znam, nie musisz dopowiadać. Bardzo mi miło, że w końcu ktoś mnie rozumie :D

      <3

      Usuń
    15. Właśnie wiem, że znasz.

      Usuń
  4. Mleczny Wedel nigdy mi nie smakował... był jakiś taki "mdły", nijaki i bez wyrazu.
    Truskawkową Wedel Dziadzio zawsze kupował na Święta. Pamiętam ją jako smaczną do czasu, kiedy będąc w gimnazjum po długiej przerwie jej niejedzenia, spróbowałam (dostałam w prezencie). Nie wiedziałam, czy mam przełknąć, czy nią pluć :P Cukier, cukrem poganiał i jeszcze do kompletu margaryna. Dosłownie jakbym jadła margarynę z kostki z cukrem. A fe.... I wspomnienia z dzieciństwa legły w gruzach.... Ale rzeczywiście intensywnego zapachu nie można jej odmówić ;)
    Od tamtego czasu jej nie jadłam ale wówczas najprawdopodobniej dałabym jej 2/6 i to nie wiem czy nie lekko naciągane ;)

    PS Również nie lubię ptasiego mleczka i nigdy mi nie smakowało ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyplułaś w końcu? xD
      Ja miałam wrażenie, że tu chemia nawet cukier i margarynę z czasem zagłuszyła, ale... Tragedia. A z wystawieniem ocen coraz częściej mam problemy, bo w sumie trudno z tej półki pewnie znaleźć coś lepszego. Bo co: Baron? Alpen Gold? Ja jednak szukać zamiaru nie mam, bo jeszcze wykituję.

      Usuń
    2. Jakoś przełknęłam, chociaż i tak nie wiem, czy wyplucie coś by dało, kiedy czekolada zaczęła się rozpuszczać i rozchodzić po podniebieniu. Ale po przełknięciu myślałam, że samo wyjdzie xD
      Ja już nie pamiętam.... było to dawno - teraz to dla mnie taki "koszmarek". Baron? Alpen Gold? W przypadku tej tabliczki nie wiem, czy to nie jedno i to samo...
      A co do Alpen Gold - od kilku lat nadzienie w truskawkowej czekoladzie to taki dżemik, ale wcześniej to był taki zbity "twór" jak np. w Alpinelli. Nie wiem, czy pamiętasz. Wtedy były jeszcze w innych opakowaniach - czekolady tej marki nigdy mi nie smakowały

      Usuń
    3. Nie pamiętam, bo ani Alpen Gold, ani Alpinelli nadziewanych nigdy żadnych czekolad nie jadłam.

      Usuń
    4. Ja również nie jadłam Alpinelli - szukałam starego opakowania z Alpen Gold aby pokazać, ale nie znalazłam. Jednak jeśli wpiszesz nazwę tej drugiej to wyskoczy tak jak kiedyś wyglądały czekolady z Alpen.

      Usuń
    5. Rzeczywiście. O, dzięki Tobie i temu, że musiałam wygooglować odkryłam, że Alpinella należy do Terravity, a nie, jak błędnie myślałam, do Millano-Baron. Po Yummy mam uraz do takich "tanich niewiadomych", bo wszędzie boję się zaczajających na mnie Baronów. Nigdy więcej! xD

      Usuń
    6. Teraz sobie przypomniałaś? :)
      Z kolei ja myślałam, ze Alpinella to podróba Alpen Gold :P
      A czekolady Ewy Wachowicz? To chyba Baron? :D

      Usuń
    7. Nie, nie przypomniałam sobie, bo nie jadłam, więc pojęcia nie mam, jak to ten ich zbity twór wyglądał. Alpinellę widziałam tylko tyle, co w sklepach na półkach.
      O tych pierwsze słyszę. Wygooglowałam - Amelia? Nie wiem, co to i nie chcę wiedzieć, ale kiedyś Mama narzekała na jakieś chusteczki czy papier toaletowy Amelia... pewnie ta czekolada podobnie do d... xD

      Usuń
    8. Amelia to najprawdopodobniej Baron, wiec masz odpowiedź xD

      Usuń
  5. My zawsze lubiłyśmy takie nadziewane czekolady ale najbardziej to smak wiśniowy :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiśniowa od Wedel pojawiła się później :) Kiedy byłam mała jeszcze jej nie było ;)

      Usuń
    2. Ja nie, więc i strasznie mało takich w ogóle jadłam. Wiśnia brzmi jednak bardziej kusząco niż truskawka. :>

      Usuń
    3. Wiśni nie jadłam - w późniejszych czasach jadła moja siostra i bardzo polubiła :) To jest gorzka wiśniowa (tak na prawdę deserowa bo zawartość masy kakaowej wynosi 50%)

      Usuń
    4. Chociaż przed chwilą wujek google pokazał, że jest również mleczna wiśniowa, czego nie wiedziałam i chyba nigdy na oczy nie widziałam :P

      Usuń
    5. Ciemną wiśniową ostatnio moja Mama kupiła jako akt desperacji, bo nie mogła nigdzie znaleźć wiśni w alkoholu i czekoladzie mlecznej, ale w końcu przemyślała sprawę, że to było bez sensu, skoro nie lubi ciemnej i... czekolada leży u mnie w szufladzie, czeka na sesję zdjęciową, a potem się nią jakoś podzielimy. Ciekawe, na ile ocenię.

      Usuń
    6. Według mnie wiśnie w alkoholu i czekoladzie to co innego od czekolady z nadzieniem wiśniowym - nawet nadzienie wiśniowe jest inne :D Ale to był akt desperacji ;)
      Mnie również ciekawi jak ją ocenisz :) Ja kiedyś ją próbowałam, ale tak dawno, że nie pamiętam smaku. Jeśli dobrze pamiętam to Wedel ma też czekoladę malinową ale to już na pewno mleczna :)

      PS A Wedel truskawkową gorzką widziałaś? :)

      Usuń
    7. Taki stan wszystko tłumaczy. :P

      Odważę się stwierdzić, że pewnie ma i taką, i taką. Tak jak te wszystkie Tiramisu - już się pogubiłam, czy to mleczne, ciemne, małe, duże...

      PS Ja już sama nie wiem, co widziałam, bo nigdy mnie takie nie interesowały, więc jak widziałam, to "nie widząc". :P

      Usuń
    8. Człowiek zdesperowany czasem zrobi nim pomyśli - desperacja :P

      Coraz więcej tego i zgłupieć można...

      PS I Twój mózg mógł wyprzeć ten fakt :P

      Usuń
  6. Powinnam być smutna, ale nie jestem. Obeszłaś się z nią łaskawie. Znalazła dobre strony pomimo niechęci. Fajnie.

    Mnie sztuczność nie przeszkadza, podobnie jak wysoka słodycz. Proszek w wedlowskiej czekoladzie? Tak, to wkurza nawet mnie. Dawniej albo go nie było (nie w tym stopniu), albo byłam za bardzo przywiązana do marki i puszczałam jej drobne wady płazem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam wrażenie, że kiedyś ogólnie słodycze były mniej proszkowe. Może jakoś inaczej robili łącząc np. mleko w proszku z normalnym?

      Usuń

Moderacja włączona, żeby nie było problemów z weryfikacją obrazkową.